Reklama

Nie ma szyldu, ale ma serce do naprawy butów. Pan Aleksander prowadzi zakład szewski od 47 lat

Grzegorz Żądło
Jeśli ktoś nie mieszka na Koszutce albo w Bogucicach, to właściwie nie ma prawa wiedzieć, że w bloku przy ul. Katowickiej 43 działa szewc. Żadnego szyldu, informacji czy choćby małej naklejki. – Kiedy robili ocieplenie budynku, to zdjęli i tak zostało. Będę musiał coś pomyśleć – mówi Aleksander Roter, który w tym samym miejscu pracuje od 47 lat.

Historia zakładu sięga 1942 roku, czyli czasów niemieckiej okupacji. Otworzył go dziadek pana Aleksandra. Potem interes przejął ojciec. – Na mnie się skończy, bo nikt nie chce tego kontynuować – mówi szewc z Katowickiej.

Dodaje, że interes kręci się coraz słabiej. – Przynoszą ludzie buty, ale bez rewelacji. Gdybym nie miał emerytury, to bym już tym strzelił. Ale tak to trochę tu dostanę, trochę tu zarobię i da się wyżyć.

Pan Aleksander ma to szczęście, że mieszka w tym samym budynku, w którym pracuje. – Sam jestem, żona mi zmarła. Co ja bym w tej chałupie robił. A tak to przez klatkę schodową idę do pracy i jestem.

W latach 80-tych robił jeszcze buty na zamówienie, ale przestało się to opłacać. Teraz już tylko naprawia. Klei, szyje, nabija fleczki. Jak ocenia, jakość butów jest coraz niższa, więc szybciej i częściej się psują. Tyle że wiele osób po prostu je wyrzuca, zamiast naprawić. A to wcale nie jest drogie i przy dobrej jakości butów na pewno się opłaca. – Szycie 10-15 zł, fleki damskie 22, męskie 25, obcasy i zelówki 50 zł – wylicza z głowy cennik pan Aleksander.

Na klientów czeka od poniedziałku do piątku w godz. 9-16. W weekendy robi sobie wolne.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*