Reklama

Budynek na terenie lokomotywowni spłonął tuż przed wpisem do rejestru zabytków. Trzeba go rozebrać

Redakcja
Budynek, który spłonął w pożarze na terenie lokomotywowni w Katowicach, nadaje się tylko do rozbiórki. Zabrakło niewiele i zostałby wraz z całym kompleksem uznany za zabytek. Straż pożarna przyczyny wybuchu pożaru nie podaje.

Piątkowy pożar lokomotywowni widziało wiele osób, bo gęsty dym przez wiele godzin unosił się nad miastem. Służby do późnego popołudnia dogaszały jeden z budynków na terenie kompleksu z przełomu XIX i XX wieku. Strażacy mieli duże problemy z prowadzeniem akcji. Przy lokomotywowni znajdowały się dwa stare, metalowe szlabany, które trzeba było wyciąć. Dalej również nie było łatwiej. – Brak możliwości bliskiego dojazdu naszego sprzętu, w tym drabin mechanicznych. Działaliśmy z dachów obiektów sąsiednich, z drabin przestawnych lub z terenu gruntu – mówi kpt. Adam Kryla, rzecznik prasowy katowickiej komendy PSP.

Stropy były całkiem przepalone, dach zawalił się do środka i po kilku godzinach było wiadomo, że prawdopodobnie tego obiektu nie uda się uratować. Potwierdził to w piątek po południu właściciel kompleksu. Spółka Polskie Koleje Państwowe poinformowała, że trzeba będzie go rozebrać. To budynek administracyjny, który był położony tuż przy charakterystycznej hali w kształcie dwóch półokręgów i za wieżą ciśnień. Ogień nie przeniósł się na sąsiednie zabudowania i tylko ten obiekt jako jedyny z całego kompleksu ucierpiał. Jak mówi Mirosław Rymer, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach, był to najmniej wartościowy budynek całego kompleksu. Jednak stanowił jego integralną część i został objęty postępowaniem Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. W marcu wszczął on procedurę wpisania do rejestru zabytków katowickiej lokomotywowni. To była reakcja na apele miłośników zabytków i kolei po tym, jak na początku tego roku spółka PKP S.A. wycofała stąd ochronę. Lokomotywownia popadała coraz bardziej w ruinę.

PRZECZYTAJ TEŻ: PKP proponują, żeby miasto przejęło zrujnowaną parowozownię

Budynek administracyjny, który spłonął w piątkowym pożarze.
Budynek administracyjny, który spłonął w piątkowym pożarze.

 

Zakończenie postępowania było już tylko formalnością. – W zasadzie to postępowanie dowodowe zostało zakończone, bo jego koniec był zaplanowany na 31 października. Natomiast w związku z tymi okolicznościami ono zostanie wznowione – mówi Rymer. Po to, żeby wykluczyć z tego postępowania zniszczony budynek administracji i ponownie zamknąć dokumentację. Do wpisania katowickiej lokomotywowni wraz ze spalonym obiektem zabrakło ok. dwóch tygodni. Najprawdopodobniej formalności uda się domknąć z końcem listopada. O ile coś jeszcze nie zmieni się na terenie kompleksu. Wiele osób za ten pożar obwinia właściciela. – Czego mieliśmy się spodziewać? Ten stan postępował i obiekt jest cały czas dostępny. PKP nic nie zrobiły – mówi Katarzyna Florjańska, z Inicjatywy Parowozowania Katowice.

Właściciel tłumaczy, że zabezpieczenie całego tego terenu jest trudne. – Należy podkreślić, że teren, na którym położna jest była lokomotywownia w okolicy ulicy Raciborskiej, zajmuje ponad 5 hektarów, co jest bardzo dużym wyzwaniem w kontekście ochrony – mówi Michał Stilger, rzecznik prasowy PKP S.A. Kolejowa spółka twierdzi, że obserwuje teren. Zabezpiecza okna i drzwi w poszczególnych budynkach za każdym razem, gdy dochodzi do ich niszczenia. – W ostatnim czasie, w ciągu kilku ostatnich tygodni, nie odnotowano jednak włamań do obiektu, który uległ zniszczeniu w pożarze. Budynek ten posiadał kompletną stolarkę drzwiową i okienną. Co więcej, na terenie dawnej lokomotywowni zostały ustawione tablice ostrzegające o zakazie wstępu osobom postronnym zawierające informację, o tym, że jest to teren PKP oraz że wtargnięcie zagraża życiu i zdrowiu – informuje Stilger. W najbliższych dniach budynek administracji zostanie rozebrany. Później najprawdopodobniej dojdzie do wpisu do rejestru zabytków.

Straż pożarna nie podaje też nawet przypuszczalnej przyczyny wybuchu piątkowego pożaru. Wszystko wskazuje jednak na to, że doszło do zaprószenia ognia. Strażacy mówią między sobą, że sam się przecież tam nie pojawił. Trudno będzie udowodnić, że pożar jest wynikiem zaniedbań właściciela. – Można rzeczywiście rozważyć, czy nie ponosi on konsekwencji za uszkodzenie lub zniszczenie zabytku. Aczkolwiek wtedy mielibyśmy do czynienia z nieumyślnością – mówi rzecznik prasowy śląskiego konserwatora zabytków. Wszystko wskazuje na to, że nie ma mowy o szukaniu winnego pożaru, a tym bardziej wyciąganiu konsekwencji za zniszczenie budynku, który mógł być zabytkowy.


Tagi:

Komentarze

  1. B. 30 października, 2021 at 6:29 pm - Reply

    Cytując klasyka:
    – Co za przypadek…
    – A kto powiedział, że to był przypadek.

Dodaj komentarz

*
*