Smród jest, ale nie zagraża on życiu lub zdrowiu mieszkańców. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach podjął decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie “uciążliwości zapachowych” z zakładu MPGK Katowice. Na razie wygląda na to, że śmierdzieć będzie nadal. Jednocześnie MPGK rozpoczyna właśnie inwestycję za kilkanaście milionów złotych, która odoru raczej nie ograniczy. Jednak może ograniczyć krytykę.
Dzisiaj miasto poinformowało o tym, że rozpoczyna się ostatni etap inwestycji, która ma sprawić, że odór na pograniczu Sosnowca i Katowic zniknie. Ta wielomilionowa inwestycja to pokłosie głośnej sprawy odoru, która ciągnie się już od 2018 roku. Wielokrotnie opisywana i omawiania na licznych spotkaniach stała się przedmiotem postępowania Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Kartowicach. WIOŚ na wniosek Stowarzyszenia Miasto Bez Smrodu przez około półtora roku analizował problem. Jak twierdzili mieszkańcy i przedstawiciele stowarzyszenia, które zostało włączone w postepowanie jako strona, smród pochodził z Zakładu Odzysku i Unieszkodliwiania Odpadów przy ul. Milowickiej 7a. Dokładniej z placu dojrzewania, na którym przez kilka tygodni leżą odpady biodegradowalne. Teren zakładu MPGK jest położony w rejonie styku aż czterech gmin – Siemianowic Śląskich, Czeladzi, Sosnowca i Katowic. Zwłaszcza mieszkańcy Dąbrówki Małej i Milowic, dzielnicy Sosnowca, skarżyli się na nieprzyjemny zapach. W końcu presja społeczna przyniosła skutek, bo MPGK zapowiedziało we wrześniu 2019 roku, że planuje inwestycję, która ma zamknąć odpady w hermetycznej hali. Zarówno dyrektor zakładu Tadeusz Duda, jak i wiceprezydent Katowic Mariusz Skiba przyznali wtedy, że nowa hala może nie przynieść pożądanego efektu. Niewykluczone, że po jej zbudowaniu nadal znajdą się osoby, które będą skarżyły się na smród. Jak tłumaczyli wtedy radnym, to dlatego, że śmierdzi nie tylko z MPGK. Dzisiaj ogłoszono, że ruszyły prace budowlane i hala ma powstać w ciągu 12 miesięcy
Nieco więcej czasu zajęło WIOŚ w Katowicach analizowanie, skąd śmierdzi i jakie smród ma skutki dla mieszkańców oraz środowiska. To wszystko miało wykazać postępowanie. Było one prowadzane pod kątem art. 364 “Prawo ochrony środowiska”, który mówi o tym, że “jeżeli działalność prowadzona przez podmiot korzystający ze środowiska albo osobę fizyczną powoduje pogorszenie stanu środowiska w znacznych rozmiarach lub zagraża życiu lub zdrowiu ludzi“, to WIOŚ może wstrzymać taką działalność. Wnioskujący, czyli wspomniane wyżej Stowarzyszenie Miasto Bez Smrodu, tego właśnie oczekiwało.
PRZECZYTAJ TEŻ: Mieszkańcy i radni z Sosnowca kontra katowiccy urzędnicy. Smród jest coraz bardziej uciążliwy
Okazuje się jednak, że mimo wielu miesięcy pracy, niewiele udało się ustalić. W marcu WIOŚ umorzył postępowanie. Uznano bowiem, że jest ono bezprzedmiotowe. W jego trakcie pytano o opinię wielu instytucji. Na przykład Powiatowy Inspektor Sanitarny zaznaczył, że sanepidy nie rejestrują przypadków chorób powodowanych uciążliwościami zapachowymi. Później WIOŚ wystąpił o opinie do Państwowego Zakład Higieny, Politechniki Śląskiej, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Uniwersytetu Śląskiego. Żadna z nich nie podjęła próby oceny, czy instalacja oprócz smrodu powoduje zagrożenia dla życia lub zdrowia ludzi oraz pogorsza stan środowiska. Wszystkie instytucje stwierdziły zgodnie, że nie mają możliwości wykonania ekspertyzy oraz wydania wiążącej opinii w tej sprawie. Z drugiej strony WIOŚ otrzymał oświadczenie lekarzy przychodni Puls-Med w Dąbrówce Małej, z którego wynika, że odór ma negatywny wpływ na zdrowie pacjentów przychodni.
Rok temu przeprowadzono też pierwsze badania ambulansem pomiarowym jakości powietrza, żeby sprawdzić, czy zakład wraz z zapachem nie emituje szkodliwych dla mieszkańców substancji. Później je powtórzono i pod koniec ubiegłego roku przesłuchano mieszkańców, a inicjatorzy protestów przeciwko smrodowi chcieli również przesłuchania byłego zastępcy komendanta straży miejskiej Mariusza Sumary i Tadeusza Dudy, dyrektora zakładu przy ul. Milowickiej 7a. Obydwaj nie przyszli na przesłuchanie w wyznaczonym terminie i nie zostali przez WIOŚ ponownie wezwani, bo uznano, że ich zeznania nie wniosą nic nowego do sprawy.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nowa hala MPGK za 20 mln zł może nie zlikwidować problemu smrodu
Pod koniec stycznia bieżącego roku WIOŚ poinformował strony o zakończeniu zbierania materiału. Stowarzyszenie usiłowało jeszcze wymóc wydani opinii przez biegłego, uzasadniając, że ten materiał jest niewystarczający do wydania merytorycznej decyzji. Zdaniem stowarzyszenia inspektorat nie zajął się należycie wpływem odoru na życie i zdrowie, zwłaszcza psychiczne, ludzi. Jednak niewiele to dało.
Jak uznał WIOŚ, potwierdzono uciążliwości zapachowe, ale może się na nie składać wiele czynników. Nie tylko położenie samego zakładu w miejscu z kiepską cyrkulacją powietrza i bliskość rzeki Brynicy, ale również to, że “w najbliższej okolicy kompostowni, zlokalizowane są inne zakłady, których działalność, podobnie jak w przypadku kompostowni, może wiązać się z emisją do powietrza substancji, których odpowiednie stężenie może powodować w subiektywnym odczuciu uciążliwość. Zakładami takimi są Oczyszczalnia Ścieków Dąbrówka Mała, Firma Usług Ekologicznych Krystyna Żądło oraz BM Recykling Sp. z o.o.“.
WIOŚ nie zanegował smrodu i tego, że może on mieć negatywny wpływ na mieszkańców. Choć również ich zeznania oceniono jako niewystarczające. “Świadkowie, uskarżający się na problemy ze snem, złe samopoczucie, rozdrażnienie czy brak ogólnie pojętego komfortu psychicznego, nie przedstawili dowodów, które świadczyłyby o wpływie działalności kompostowni na pojawiające się u nich dolegliwości” – czytamy w decyzji inspektoratu środowiska. WIOŚ stwierdził ponadto, że nie ma “dowodów świadczących o tym, że praca kompostowni zlokalizowanej przy ul. Milowickiej 7A oraz emisja w związku z tym powstająca, są bezpośrednią oraz jedyną przyczyną pojawiających się w okolicy uciążliwości zapachowych“. Dlatego postępowanie zostało umorzone 10 marca. Oznacza to, że 1,5 roku analiz nie pociągnie za sobą żadnych skutków. Od decyzji WIOŚ strony mogą się jeszcze odwołać.
O tym, czy smród będzie mniejszy po wybudowaniu nowej hali, która przykryje dojrzewające odpady, mieszkańcy okolicy przekonają się za rok. W wyniku inwestycji zamiast na placu, odpady będą dojrzewały przez 3 tygodnie w dziesięciu żelbetowych, szczelnie zamykanych tunelach zwanych też bioreaktorami. Hala z całą instalacją kosztuje kilkanaście milionów złotych i powinna zostać ukończona w ciągu 12 miesięcy.