Reklama

Raków Częstochowa walczył w Sosnowcu o Ligę Mistrzów, ale minimalnie przegrał

Grzegorz Żądło
Był komplet widzów, burza, ulewa tuż przed pierwszym gwizdkiem i samobójczy gol na początku meczu. Raków Częstochowa grał wczoraj w Sosnowcu pierwszy mecz w czwartej, decydującej rundzie eliminacji do piłkarskiej Ligi Mistrzów. Mistrz Polski przegrał 0:1 i w rewanżu będzie miał trudne zadanie odrobienia strat.

Dlaczego Raków grał w Sosnowcu? Bo stadion w Częstochowie nie spełnia wymogów UEFA na czwartą rundę eliminacji LM i ewentualną fazę  grupową. Jak się jednak okazało, dla kibiców z Częstochowy przejechanie około 80 km, żeby dopingować swój zespół w tak ważnym meczu, nie było problemem. Bilety sprzedały się bardzo szybko i wszystkie 11 600 miejsc było wczoraj zajęte.

Decydująca runda eliminacji do LM odbywa się z podobnym „ceremoniałem” jak mecze grupowe w tych rozgrywkach. Był więc słynny hymn Ligi Mistrzów i ogromna flaga w kole środkowym boiska, która trzepotała w trakcie jego odgrywania. Zarówno zawodnicy Rakowa, jak i kibice mogli poczuć jak to będzie, jeśli Raków przejdzie Kopenhagę.

Ulewa nad Stadionem w Sosnowcu.

Kiedy do rozpoczęcia meczu pozostawało kilka minut, nad stadionem rozpoczęła się burza. Błyskało, grzmiało i lało. Jak się okazało, zraszanie boiska chwilę wcześniej nie było potrzebne, bo deszcz zmoczył murawę znacznie bardziej. Zresztą, na konferencji prasowej po meczu trener Duńczyków Jacob Neesrup stwierdził, że rozpoczęcie meczu powinno zostać przesunięte o 15-20 minut, bo granie w takich warunkach było dla piłkarzy niebezpieczne. Na marginesie, na wspomnianej konferencji doszło do kuriozalnej sytuacji. Słowa Duńczyka zostały źle przetłumaczone i zdziwieni dziennikarze usłyszeli, że mecz powinien zostać opóźniony, bo na boisko z trybun leciały różne przedmioty. Nic takiego nie miało miejsca. Dopiero po chwili, kiedy ktoś dopytywał trenera o szczegóły, ten już po angielsku, wyjaśnił całe nieporozumienie.

Wszystko to jednak działo się jakieś dwie godziny po decydującej akcji tego wieczoru. W 9. minucie Mohamed Elyounoussi dośrodkował piłkę w pole karne Rakowa, ta odbiła się od Bogdana Racovitana i wpadła przy bliższym słupki. Wprawdzie Vladan Kovacevic interweniował, ale nie zdążył zatrzymać piłki.

Po objęciu prowadzenia FC Kopenhaga grała jak… Raków w poprzednich rundach, kiedy to on wychodził na prowadzenie. Nie była to jednak obrona Częstochowy, a trzymanie rywali na dystans. Nie znaczy to, że Raków nie miał swoich szans. W 39. minucie zdobył nawet bramkę, ale po analizie VAR sędzia nie uznał gola Giannisa Papanikolaou. Podający mu piłkę Milan Rundić był na spalonym. Prawda jest taka, że gdyby nie analiza wideo, to gol zostałby uznany. Nawet piłkarze Kopenhagi nie protestowali, bo nikt – poza sędziami VAR – nie zauważył, że zawodnik Rakowa o kilka centymetrów był bliżej bramki niż obrońca duńskiej drużyny.

Najlepsze okazje do wyrównania mieli w drugiej połowie Sonny Kitel i Deian Sorescu, ale obydwaj przenieśli piłkę nad poprzeczką.

Na pomeczowej konferencji prasowej trener Duńczyków stwierdził, że zwycięstwo jego drużyny nie było szczęśliwe. – Graliśmy bardzo dobrze i jestem zadowolony z naszej postawy. Przeciwnik grał bardzo dobrze, ale nie dopuściliśmy do zbyt wielu sytuacji bramkowych. Osiągnęliśmy wymarzony wynik, ale do rewanżu musimy podejść bardzo skoncentrowani. Jestem dobrej myśli – stwierdził Jacob Neesrup.

Jacob Neesrup trener FC Kopenhaga.

Trener Rakowa nie ukrywał rozczarowania, ale z optymizmem patrzy na mecz rewanżowy.

– Uważam, że plan na ten mecz zawodnicy zrealizowali na bardzo dobrym poziomie, co doprowadziło do tego, co jest trudne z Kopenhagą, do ograniczenia ich sytuacji, wejść w nasze pole karne. Jednak najważniejszy jest wynik. Konta bankowe Kopenhagi po awansie do Ligi Mistrzów nie będą pamiętać, że był minimalny spalony albo tego, że w pierwszej połowie nie oddali strzału na bramkę, a mimo to strzelili gola. Sytuacje, które stworzyliśmy, budują w nas przekonanie, że pojedziemy do Kopenhagi tylko w jednym celu, żeby wygrać mecz. Przed nami zadanie trudne, ale wykonalne – powiedział po meczu Dawid Szwarga, trener Rakowa Częstochowa.

Dawid Szwarga, trener Rakowa Częstochowa,

Mecz rewanżowy w Kopenhadze odbędzie się w środę 30 sierpnia. Żeby hymn Ligi Mistrzów jeszcze kiedyś zabrzmiał w Sosnowcu (a kto wie, może nawet na Stadionie Śląskim), Raków musi wygrać na wyjeździe różnicą dwóch bramek, albo lepiej wykonywać rzuty karne w przypadku zwycięstwa jedną bramką.


Tagi:

Komentarze

  1. Piotr 23 sierpnia, 2023 at 10:12 am - Reply

    Szkoda wyniku, ale z taką grą można powalczyć w rewanżu. Oby się udało!

Dodaj komentarz

*
*