Na Osiedlu Paderewskiego mieszka w tym samym mieszkaniu od 50 lat. Jak przekonuje, był pierwszym lokatorem na osiedlu. Na początku w bloku nie działała winda, nie było prądu, a po wodę trzeba było chodzić do pobliskich akademików.
Niedawno w Bibliotece Śląskiej zakończyła się wystawa dotycząca historii Osiedla Paderewskiego. To dobra okazja, żeby pokazać jak zmieniła się ta okolica na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Historia Osiedla Paderewskiego
W 1965 roku Katowicka Międzyzakładowa Spółdzielnia Mieszkaniowa podjęła decyzję o budowie na terenie Katowic nowego osiedla. Niedługo później został ogłoszony konkurs na projekt, który wygrał katowicki zespół w składzie: Jurand Jarecki, Stanisław Kwaśniewicz i Ryszard Ćwikliński. Wzniesione zostały 10- i 11-pietrowe bloki, zaplanowano również budowę placówek edukacyjnych i punktów handlowych oraz usługowych. Budowa osiedla ruszyła w 1970 roku. Pierwszym oddanym do użytku budynkiem był blok przy dzisiejszej ul. Gen. W. Sikorskiego 32-36.
Wojciech Mszyca, pierwszy mieszkaniec osiedla
Wojciech Mszyca jest emerytowanym dziennikarzem. Pracował 37 lat w śląskiej prasie. Zaczynał karierę w tygodniu ilustrowanym „Panorama”, następnie pracował w tygodniku społeczno-kulturalnym „Tak i nie”, który jednocześnie wydawał kwartalnik literacko-artystyczny „Tak i nie. Śląsk”, oraz w „Dzienniku Zachodnim”, jako sekretarz redakcji, a następnie szef oddziału katowickiego. Ostatnie 2 lata pracy zawodowej spędził w wydawnictwie, w którym miał do czynienia z takimi pismami jak „Ekoprofit” czy „Gospodarka Śląska”.
Prowadzi w bloku “M1 Cyklisty” – muzeum mające 15 metrów kwadratowych. Zyskał to pomieszczenie po krawcowej szyjącej mundury górnicze. Jak mówi „bawi się pożytecznie w kolekcjonerstwo”. Zbiera zabytkowe rowery i „nivealia”, czyli wszystko co związane jest z kremem Nivea, amonity i maszyny do pisania. W kolekcji ma już 26 rowerów, w tym między innymi 99-letni katowicki rower Ebeco.
Pan Wojciech jest również pierwszym mieszkańcem osiedla Paderewskiego. Tak przynajmniej twierdzi. Mieszka w bloku przy ulicy Sikorskiego 32. Dawniej był to adres ul. Paderewskiego 40. Na początku został oddany do użytku tylko jeden segment budynku. Zamieszkał w nim 50 lat temu, 8 lutego 1974 roku.
Na wystawie w Bibliotece Śląskiej zamieszczono informację, że lokatorzy osiedla otrzymali klucze do mieszkań w 1972 roku, co pan Wojciech uważa za niemożliwe. Z jego relacji wynika, że osiedle zaczęto budować w 70. roku, w 73. były przydzielane mieszkania, a odebranie kluczy nastąpiło w roku 74.
Mieszkanie jako powierzchnia do pracy twórczej
Panu Wojciechowi zależało na zamieszkaniu w Katowicach, aby nie musieć codziennie dojeżdżać do pracy z rodzinnych Żarek. W tamtych czasach normy przydziału mieszkań były rygorystyczne. Dziennikarzom przysługiwała dodatkowa powierzchnia do pracy twórczej. Jednak, aby otrzymać M3, o które się starał, nie mógł być kawalerem. W związku z tym postanowili ze swoją narzeczoną wziąć ślub i zamieszkują Osiedle Paderewskiego jako małżeństwo już 50 lat.
Pierwszy czy drugi?
– Przyznam, że myślałem do teraz, że ja byłem pierwszym, który odebrał klucze na podstawie protokołu zdawczo-odbiorczego, ale mój sąsiad z 7 piętra odebrał klucze 6 lutego, a ja 8. Z tym, że ja zaraz 9 lutego zamieszkałem tutaj. Rozłożyłem materac w pustym mieszkaniu, obok mnie stała miotła i szufelka, bo trzeba było to mieszkanie odkurzyć i po prostu tu zamieszkałem – opowiada pan Wojciech.
Wspomina, że przez jakiś czas w bloku nie działała winda, nie było również prądu. Po wodę chodził do akademików Akademii Muzycznej przy ul. Krasińskiego. Po podpisaniu protokołu zdawczo-odbiorczego pracownica spółdzielni mieszkaniowej powiedziała, że na jego miejscu nie zamieszkałaby w tym miejscu – miało dużo mankamentów.
Jednak mieszkanie stopniowo stawało się coraz bardziej umeblowane i zadbane, a jego wygląd zachował się do dziś. Drzwi wejściowe oraz meble są wciąż te same, co w latach 70. Zakupione zostały w Malborku – rodzinnym mieście żony pana Wojciecha. Jest to zestaw mebli Wisła w kolorze białym z Nowieńskich Fabryk Mebli.
Osiedle rośnie, przybywa sąsiadów
– Inni lokatorzy na dziesięciu piętrach na różne sposoby się mościli. Bloki z tzw. wielkiej płyty Wk-70 jak z klocków Lego powstawały, bardzo szybko i również szybko się zasiedlały. Żałuję, że nie miałem wtedy aparatu fotograficznego i nie dokumentowałem tego wszystkiego, co na moich oczach się działo. No ale to były lata 70. Za to miałem na przykład jeden z pierwszych telefonów w bloku, bo jako dziennikarzowi przysługiwał mi taki przywilej półsłużbowy, półprywatny posiadania własnego numeru telefonicznego. Korzystali z niego znajomi, sąsiedzi, przyjaciele. Był on oczywiście stacjonarny analogowy – opowiada pan Wojciech.
Na zdjęciach z początków osiedla widać jak stopniowo rozrastała i zmieniała się okolica. Na początku na osiedlu nie było praktycznie niczego, jedynie błoto oraz kładka, którą trzeba było przejść, aby dostać się do jedynego bloku. Na oczach pierwszego mieszkańca powstawały wszystkie kolejne budynki, między innymi szkoła podstawowa, a także Pomnik Żołnierza Polskiego, w którego fundamentach pan Wojciech schował w 1987 roku butelkę zawierającą akt urodzenia swojego syna.
Pojawia się i znika
– W zależności od epoki w moim bloku był na przykład sklep z częściami do telefonów komórkowych, ale już go nie ma. Teraz w tym pomieszczeniu jest przychodnia weterynaryjna. Mamy tu piekarnię w bloku, ale czy ona była zawsze? Był tam sklep spożywczy, a teraz jest piekarnio-cukiernia. Mamy również i krawcową, po której objąłem pomieszczenie, a teraz pani krawcowa przeniosła się na zewnątrz. Mamy tutaj w bloku w tym samym segmencie fryzjerkę, kosmetyczkę, panią dentystkę, firmę ubezpieczeniową, logopedę, a na koniec to, co mnie interesuje – serwis rowerowy pod szyldem „Jadymy”. W tej chwili na osiedlu mamy wszystko czego trzeba do codziennego życia. W zasięgu stu metrów są i sklepy spożywcze, apteka i przychodnia. To jest realizacja idei osiedla, które jest wystarczającym i pełnym miejscem do życia – ocenia pan Wojciech.
Samochody zawłaszczają przestrzeń
Kiedy Wojciech Mszyca wprowadzał się na osiedle, samochodów praktycznie na nim nie było. – Najpierw to w ogóle było błoto dookoła, także nie było jak parkować. Samochodów było niewiele. Ja na przykład swój pierwszy samochód, malucha oczywiście, uzyskałem w roku 1980, czyli 6 lat po zamieszkaniu tutaj. Wtedy już osiedle się przygotowywało na przyjęcie samochodów. Słyszało się, że powstaną parkingi piętrowe, i takie, i owakie, a niezbyt się udało to zrealizować i samochody coraz bardziej zagarniają nam te zielone tereny, ale wciąż jest im mało. Przesiadajmy się na rowery! – apeluje pan Wojciech.
Ciasno, coraz ciaśniej
Dodaje, że teraz trudno jest wyjechać z osiedla, bo ul. Graniczna stała się wąskim gardłem, a bloków nad Doliną Trzech Stawów wciąż przybywa.
– Mam wrażenie, że Osiedle Paderewskiego już u zarania zostało zaprojektowane kompleksowo, także było autonomicznym, samodzielnym i dobrze przemyślanym miejscem do mieszkania. Teraz troszeczkę dalsza zabudowa postępuje, według mnie, zbyt spontanicznie. Jak widzę, że odstępy między tymi nowymi blokami są chyba niespełna 10-metrowe, to się dziwię, że dopuszcza się do tak ciasnej zabudowy. I żeby to też była może jakaś zabudowa jednorodna, ale tu każdy blok jest inny. Z drugiej strony dobrze życzę tym mieszkańcom, bo mieszkają sobie nad stawami z widokiem na wodę. Dla mnie jest tu już jednak za gęsto. Trudno się z osiedla w godzinach szczytu samochodem wydostać, ale to nie moje zmartwienie, bo ja mam rowery.
Anna Szeląg
szkoda tylko ze pan uszok i krupa zniszczyli te osiedle !!!