Strażnik miejski, który został w poniedziałek napadnięty w centrum Katowic, przebywa na obserwacji w szpitalu. Ma pękniętą czaszkę i naderwane wiązadła.
Do napadu na strażnika miejskiego doszło wczoraj około godz. 14:30 na ul. Młyńskiej. Kiedy legitymował bezdomnego na parkingu przy budynku urzędu miasta, od tyłu podszedł do niego mężczyzna i wyciągnął mu zza pasa pałkę. Potem uderzył nią strażnika w głowę. Funkcjonariusz chciał użyć gazu, ale nie zdążył. Nie udało mu się też założyć napastnikowi kajdanek. Pomogli przechodnie, w tym będący w cywilu policjant, który zatrzymał napastnika.
PRZECZYTAJ: UKRAINIEC ZAATAKOWAŁ STRAŻNIKA MIEJSKIEGO W CENTRUM KATOWIC
Sprawcą ataku był 36-letni obywatel Ukrainy. Badanie alkomatem wykazało, że miał w wydychanym powietrzu około 3 promili alkoholu. Został zatrzymany i nie był jeszcze przesłuchiwany.
Po napadzie strażnik trafił do szpitala. Badania wykazały, że ma pękniętą kość skroniową oraz naderwane wiązadła pod kolanem.
Dlaczego strażnik podjął interwencję samodzielnie? – W naszych przepisach nie ma obowiązku organizowania dwuosobowych patroli – mówi Paweł Szeląg, komendant Straży Miejskiej w Katowicach. Tłumaczy, że tego konkretnemu strażnikowi “podlegają” budynki urzędu miasta oraz ich najbliższe otoczenie. – Jeśli oczywiście jest taka potrzeba, może zawsze wezwać wsparcie.
Strażnik interweniował na parkingu przy ul. Młyńskiej i legitymował bezdomnego, który pił piwo, a ponadto regularnie zaczepia kierowców i wyłudza od nich pieniądze. Nie wiadomo dlaczego został zaatakowany przez stojącego w pobliżu Ukraińca. Napastnik nie został jeszcze przesłuchany. Policja i prokuratura czekają aż wytrzeźwieje.
Jak się okazało niedługo po ataku, bezdomny zabrał telefon komórkowy, który najprawdopodobniej wypadł strażnikowi podczas napadu. Został już odzyskany.
To jest namiastka tego co czeka Polaków ze strony chachłów