Zaostrza się konflikt Katowic z Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolią w sprawie komunikacji publicznej. Przygotowana przez Katowice analiza organizowania transportu samodzielnie to kolejny środek nacisku na Metropolię, żeby ta przystała na warunki stolicy województwa. Jakie to warunki? Wszystko sprowadza się do dwóch spraw: pieniędzy i tego, kto ma rządzić?
Ostry spór Katowic z GZM w sprawie komunikacji publicznej trwa już co najmniej dwa lata i nic nie wskazuje na to, żeby szybko miał się zakończyć. Katowice przygotowały właśnie analizę, która miała pokazać czy organizowanie transportu publicznego poza ZTM jest możliwe i opłacalne. Jak można się było spodziewać, odpowiedzi na obydwa pytania są twierdzące. Analiza została stworzona po to, żeby zwiększyć nacisk na GZM. Zwłaszcza, że punktów zapalnych jest co najmniej kilka.
Gdzie mają kończyć bieg linie autobusowe?
Katowice wydały na centra przesiadkowe ogromne pieniądze. Na razie, prawie nikt z nich nie korzysta. Przynajmniej jeśli chodzi o kierowców samochodów osobowych. To właśnie oni mieli zostawiać auta na CP Brynów i CP Zawodzie i dojeżdżać do centrum Katowic tramwajem. Tak się nie dzieje. Powodów jest kilka. Po pierwsze, Katowice to miasto prosamochodowe. Na przebudowę dróg idą setki milionów złotych. Władze Katowic cały czas forsują pomysł budowy estakady na wysokości os. Gwiazdy, która nie rozwiąże żadnego problemu komunikacyjnego, ale za to przybliży DTŚ pod okna mieszkańców osiedla. Nie wspominając o ogromnych kosztach. Na dodatek parkingi w centrum Katowic nadal są bardzo tanie, a już najbardziej opłacalne jest nielegalne parkowanie na zieleńcach, chodnikach i drogach rowerowych. Straż miejska jest tak niewydolna i niedoinwestowana, że szanse na otrzymanie mandatu są minimalne. To wszystko sprawia, że atrakcyjność centrów przesiadkowych dla kierowców samochodów jest żadna.
Żeby chociaż trochę ograniczyć ruch kołowy w centrum miasta, władze Katowic nalegały i nalegają, żeby jak najwięcej linii autobusowych kończyło swój bieg w CP Brynów lub CP Zawodzie. Dalej pasażerowie autobusów mają jechać tramwajem.
To pierwsza sporna kwestia pomiędzy Katowicami i GZM. Choć tak naprawdę, po drugiej stronie jest nie tylko Metropolia, ale i poszczególne miasta. Prezydentom i burmistrzom zależy na tym, żeby ich mieszkańcy dojechali bezpośrednio do Katowic, bo to po prostu wygodne. Ale, jak zawsze, chodzi też o pieniądze. Do tego jednak jeszcze wrócimy.
Katowice naciskały więc m.in. na Mysłowice, Tychy, Mikołów czy Jaworzno, żeby jadące stamtąd autobusy nie wjeżdżały do centrum miasta. – Założenie GZM jest takie, by wszystkie linie kończyły bieg na dworcu pod Galerią Katowicką, a naszym celem jest wykorzystanie centrów przesiadkowych. Chcemy żeby większość linii, które jadą z południa czy wschodu, kończyła bieg właśnie w centrach przesiadkowych – mówi Bogumił Sobula, wiceprezydent Katowic (wszystkie cytaty pochodzą z ostatniego posiedzenia komisji transportu Rady Miasta Katowice).
Interesy Katowic i miast ościennych są więc sprzeczne. Poza wspomnianą już wygodą pasażerów, chodzi też o pieniądze. Żeby taki układ miał sens (dojazd do CP i przesiadka na tramwaj lub odwrotnie) pasażerowie musieliby dostać dobrą ofertę, czyli krótki czas oczekiwania na tramwaj lub autobus. Na ten pierwszy w godzinach szczytu czekać właściwie nie muszą (jeździ co kilka minut), ale autobusy kursują przeważnie w takcie półgodzinnym. – Część miast nie ma możliwości zwiększenia częstotliwości kursowania, bo ich na to nie stać. Trudno więc mówić o możliwości sprawnych przesiadek. Częstotliwość kursowania autobusu co pół godziny to żadna częstotliwość. Poza tym układ komunikacyjny przy CP Brynów nie jest jeszcze skończony – argumentuje Grzegorz Rutkowski, zastępca naczelnika Wydziału Organizacji Przewozów ZTM.
Być może autobusy kursowałyby częściej, ale tu dochodzimy do drugiej spornej kwestii, czyli jak definiować przewozy metropolitalne. Dla Katowic sprawa jest jasna – jeśli jakaś linia wyjeżdża poza granicę jednej gminy, to mamy do czynienia z przewozem metropolitalnym. Co za tym idzie, za taką linię powinna płacić Metropolia. – Mamy różnicę w definiowaniu pewnych pojęć. Już dwa razy wystosowaliśmy do prawników wojewody prośbę o interpretację – mówi wiceprezydent Katowic.
Z kolei Metropolia stoi na stanowisku, że liniami metropolitalnymi są tylko te uruchomione przez GZM (oznaczone literą M) i koszty ich kursowania pokrywa w całości. Jak argumentują przedstawiciele GZM, gdyby za przewozy metropolitalne uznać wszystkie linie, których trasa przebiega co najmniej przez dwie gminy, to Metropolii nie byłoby stać na utrzymanie ich wszystkich. Połowa połączeń musiałaby więc zostać zawieszona.
Kto może ustalać przebieg tras na terenie gminy
To kolejny punkt sporny. Obecnie jest tak, że jeżeli dana linia biegnie przez 3 miasta, to na zmianę trasy na terenie każdego z nich, muszą się zgodzić pozostałe dwa. Katowice chciałyby, żeby o przebiegu linii na swoim terenie gminy decydowały samodzielnie (bo każda gmina płaci za kilometry przejechane na jej terenie). – Jeżeli mamy linię, która zaczyna się 20, 30 km od Katowic i o tym którędy ma przebiegać przez Katowice nie decydują Katowice, to uważamy, że nie jest to właściwe. Bardzo trudne były negocjacje w sprawie przebiegu tras linii do centrów przesiadkowych. Symetrycznie, Katowic nigdy nie negowały potrzeb gmin, które miały wolę modyfikacji linii na ich terenie. Nam się tego trochę odmawia – argumentuje Bogumił Sobula. Dodaje, że miasto ma bardzo ograniczony wpływ na modyfikację siatki połączeń, bo wszystko odbywa się na zasadzie: chcecie nową linię albo dłuższy przebieg istniejącej linii, to za to zapłaćcie. – Katowice zasługują na to, żeby przeprowadzić inteligentną analizę potrzeb transportowych i by elastycznie reagować na potrzeby i trendy. Pewne rejony się wyludniają, gdzieś wchodzi przemysł, gdzieś usługi. Trzeba reagować elastycznie.
– Metropolia w jakiś sposób stara się godzić interesy wszystkich gmin. Jeżeli są to linie przebiegające przez kilka gmin, to każda zmiana musi być uzgodniona przez wszystkie gminy. Jest komisja rozjemcza, jeśli są jakieś spory. Nie bardzo widzimy naszą rolę, jako instytucji, która by narzucała pozostałym gminom jakieś działania – odpowiada Mariusz Dziesiński, zastępca dyrektora wydziału transportu publicznego GZM.
Jak rozliczać finansowanie komunikacji publicznej
Tak naprawdę to główny problem. Katowice, podobnie jak wiele innych miast GZM, chciałyby maksymalnie zminimalizować wysokość swojej składki na komunikację publiczną. Stąd m.in. wspomniane już dążenie do uznania za przewozy metropolitalne linii, które przejeżdżają przez więcej niż jedną gminę. To jednak nie wszystko. Stolica woj. śląskiego chciałaby też zmiany sposobu wyliczania składki i rozliczania dopłat do funkcjonowania komunikacji. Mówiąc bardzo ogólnie, Katowice nie chcą już płacić za wozokilometry wykonane przez autobusy na terenie miasta, a za napełnienie poszczególnych pojazdów. Upraszczając jeszcze bardziej, chodzi o to, żeby płacić za jazdę “swoich” mieszkańców. To jednak niemożliwe z technicznego punktu widzenia. Powtarzane regularnie przez przedstawicieli Katowic twierdzenie, że przecież karta ŚKUP miała dać taką możliwość, niczego tu nie zmieni. Nawet jeśli dawała (ale tak do końca nie dawała), to już nie daje, bo dni karty w jej pierwotnym kształcie są już policzone. Pasażerowie nie będą tęsknić.
– Nie mamy w te chwili wypracowanego żadnego modelu dotyczącego podziału środków finansowych. Toczą się dyskusje. Wnioskowaliśmy, żeby taki model wypracować przed zawarciem porozumienia (na obsługę linii autobusowych przez kolejne lata – przyp. red.), ale to się nie udało – mówi Bogusław Lowak, naczelnik wydziału transportu UM Katowice. Chodzi o model inny niż płacenie za wozokilometry.
Jak mają jeździć linie metropolitalne
Tu też zgody nie było i nie ma, co doprowadziło do tego, że ze słusznej idei niewiele zostało. A idea była taka, żeby metrolinie w możliwie najkrótszym czasie dowoziły mieszkańców innych miast do Katowic. Liczba przystanków miała zostać ograniczona do minimum. Nic jednak z tego nie wyszło. Katowicom nie spodobało się, że linie metropolitalne nie będą się zatrzymywać na terenie miasta, a tylko w centrum. Już się zatrzymują, ale czas przejazdu znacznie wydłużył. Najlepszym przykładem jest linia do Zabrza, która objeżdża os. Tysiąclecia. – Nie może być tak, że na terenie innych gmin są przystanki, a w Katowicach można co najwyżej wyjść na chodnik i pomachać pasażerom linii metropolitalnej – przekonuje wiceprezydent Sobula.
To najważniejsze punkty sporu na linii Katowice-GZM, którego rozwiązania na horyzoncie nie widać. Czy Katowice mogą wyjść z ZTM? Teoretycznie mogą, ale nie wyjdą.
Obecnie przez Katowice przejeżdża 113 linii autobusowych ZTM. Z wyliczeń miasta wynika, że gdyby miasto organizowało komunikację samodzielnie, wówczas do obsłużenia zostałoby około 30 linii “wewnętrznych”.
Najkorzystniej dla wszystkich byłoby utworzyć jedno duże miasto Katowice wcielając sąsiednie mikroby takie jak Mysłowice, które od 150 lat sięnie rozwinęły, Jak nieduże Siemianowice, Może Świętochłowice z Chorzowem.
Nie da się kierować wspólnotą gdy sątak duże różnice w potrzebach. Wszyscy korzystają zarabiając w Katowicach a płącąc podatki w swoich miastach, ale od Katowic wymagają finansowania transportu publicznego dla nich. To jest niesprawiedliwe.
Propozycja dla GZM i UMK, zminimalizowania czekających nas problemów w transporcie zbiorowym.
Właścicielom biletów miesięcznych na liniach: miasto GZM – dowolne Centrum Przesiadkowe w Katowicach, zaoferujecie bezpłatne przejazdy komunikacją miejską w Katowicach w godz. 5 – 10 oraz powrotny do CP w godz. 14 -19.
Do centrum (dworca pod PKP) wieszają wyłącznie linie pospieszne.
Rzecz jasna nie będzie to możliwe jeżeli Katowice pójdą swoją drogą solo…
Ponieważ DTS i równolegle na Dębie, będą w godzinach porannego szczytu totalnie zakorkowane, rozważyłbym również wprowadzenie w/w oferty z CP w Chorzowie.
Być może moja propozycja wydać się komuś niedorzeczna, ale spróbujcie sobie wyobrazić natężenie ruchu, czekające nas za 3 lata…
A pasażerowie na biletach jednorazowych? Obecnie działa to tak: Jeśli żeby się dostać do centrum Katowic muszę skasować dwa bilety, to wybieram samochód. Tak samo chcąc się dostać z jednej dzielnicy do innej, nie połączonej linią bezpośrednią.
Trzeba zmienić taryfę na taką, w której ilość przesiadek na trasie z odległej dzielnicy względnie innego miasta nie ma znaczenia dla ceny przejazdu. Wtedy można liczyć, że choć niektórzy rozważą autobus i tramwaj zamiast samochodu.
Każdy bilet jednorazowy pozwala na przesiadki w określonym czasie 20 min., 40 min i 90 min. Ten 90 minutowy to pozwoli dojechać praktycznie z każdej okolicznej dziury do Katowic.
Ale w przypadku mojej propozycji, po totalnie zakorkowanym za kilka lat centrum, nie będzie krążyło tyle autobusów…
Jakie dwa bilety musisz skasować, o czym bredzisz? Jeśli każde miejsce z każdym miałoby być połączone bezpośrednim połączeniem to nikt by tym nie jeździł, bo mielibyśmy milion nieatrakcyjnych linii, których nikt by nie ogarnął.
No dobra, fakt, ale zasadniczo najczęściej konieczność przesiadki powoduje, że trzeba skasować droższy bilet. Z Piotrowic do Dąbrówki Małej 11-tką dojedziesz za 3,60, a z przesiadką za 4,40. Jeśli się okaże że jednak się nie zmieściłeś w 40 minutach, bo pierwszy się opóźnił, a drugi ci uciekł, to dopłacasz drugie 3,60, bo nie można zrobić dopłaty w wysokości 1 zł do biletu 90-minutowego.
Konieczność przesiadki podnosi koszt podróży. Forsowanie koncepcji centrów przesiadkowych zatem podnosi pasażerom koszty podróży. Sama koncepcja, dobrze zrobiona, jest OK, ale wymaga zmiany taryfy na taką, w której płaci się wyłącznie za przemieszczenie z punktu A do punktu B w określonym czasie, a ilość przesiadek nie powinna mieć znaczenia. Bez tego parkingi przy CP i autobusy kończące na nich bieg będą nadal puste.
Dopiero jak DTS i ulice równolegle oraz centrum Katowic staną totalnie zakorkowane, władze Katowic i miast GZM, z których pracownicy dojeżdżają do Katowic, zaczną mówić konstuktywnie… 😉
Ale wtedy, będzie już płacz nad rozlanym mlekiem !!
Czasem nie chce mi się wierzyć, że biorąc samorządowe pieniądze, można być tak krótkowzrocznym i ograniczonym…
Zastanawiam się czy ci ludzie są z łapanki czy brakuje im doświadczenia, ponieważ przywieźli ich do miasta “plecionym autobusem”.
Katowice jako największe miasto i największy beneficjent zamiast namawiać do wspólnoty, jak zwykle dziela. Wybudowali CP z których nikt nie korzysta i wpadają teraz na durne pomysly żeby ratować sytuacje. Porażka, z ta samochodowa w mieście to już kompletna kompromitacja!!
Metropolia ma już 4 lata, a borykają się z problemami które powinny być ustalone jeszcze przed jej założeniem, poza tym nie widze nic co miałoby pozytywny wpływ na mieszkańców nowej metropolii. Cały czas słyszę ze coś jest w planach- rower metropolitalny jest na papierze od lat trzech i jeszcze kilka poczekamy, velostrade pierwsza wybudują być może do 2030 roku. Kompletnie nic się zmienia na lepsze.
Prośba do redaktorów poszczególnych portali, dlaczego nikt nie potrafi „docisnąć” władze miasta, mam na myśli to ze moim zdaniem zbyt łatwo im wszystko uchodzi płazem- walka z nielegalnym parkowaniem, nie powodzenie centrów przesiadkowych itp. Przecież to są buble z których powinni się tłumaczyć, a bardzo rzadko czytam o tym w katowickich portalach.
Bzdury piszesz. Katowice są największym płatnikiem komunikacji metropolitalnej, a nie beneficjentem jak piszesz.
To nie władzom Katowice powinno zależeć na ułatwieniu mieszkańcom okolicznych miast dojazdu do Katowic, tylko władzom właśnie tych miast. CP są niewykorzystywane, bo autobusy wjeżdżają do centrum i dobrze dla Katowice się stanie jak odzieli się od komunikacji wspólnej i zabroni wjazdu autobusów do centrum.
Za około 13 miesięcy, po zasiedleniu około połowy Global Office i KTW 2, będziemy mieli przedsmak tego co czeka komunikacyjne centrum Katowic i dróg prowadzących do centrum za około 3 lata.
Jeżeli tego nie pojmą w lot władze Katowic i miast GZM, to nie są godni nas reprezentować…
Katowice sobie same nie poradzą z tym problemem !!
Ale Katowice też muszą być znacznie bardziej elastyczne…
Moim zdaniem, autobusy (wyłącznie pospieszne) GZM, powinne być wpuszczane na dworzec autobusowy pod PKP.
Jeżeli nie zacznie się “premiować” cenami (np. biletów miesięcznych) pasażerów wysiadających w Centrach Przesiadkowych, to jeszcze długo będą niewykorzystane do końca.
Zwiększenie przepustowości połączeń kolejowych to naszych realiach, perspektywa minimum 4-5 lat.
Oczywiście jeżeli wszystkim będzie na tym zależeć…
Międzynarodowe otwarcie rynku kolejowego wniesie wiele korzystnych zmian (będziemy mieli zagranicznych przewoźników), ale co z tego, kej my niy momy dodatkowych glajzow.. 😉
Oni by się lepiej zajęli PKMem, bo chcą robić sami komunikację, a kierowców już brakuje nie 50, a już jest mowa o 60ciu.