Na początku był niewielki ogródek. Była też sympatia i uznanie sąsiadów. Wprawdzie nie wszystkich, ale też nikomu nie przychodziło do głowy interweniować nigdzie wyżej. Aż wyższe niż przypuszczano zaczęły się stawać rośliny. Podobnie jak patyki, które miały je podtrzymywać. Efekt jest taki, że do akcji wkroczyli sąsiedzi, KZGM i straż miejska. Jaki będzie finał tego konfliktu? Na pewno bolesny. Przynajmniej dla jednej osoby.
Grażyńskiego 20, tuż przy skrzyżowaniu z Sokolską. Typowa zabudowa Koszutki. Niewysoki budynek, szara elewacja (choć raczej brudna, bo oryginalnie była pewnie jasna). Jest jednak coś, co wyróżnia to miejsce. Pod oknami parterowych mieszkań rozciąga się ogródek, a właściwie ogród. Są rośliny i dużo patyków. Choć pewnie założyciel zieleńca na takie określenie by się obraził. On fachowo nazywa je treliażami. To taka budowla ogrodowa, a prościej mówiąc, coś w rodzaju płotu, składająca się z szeregu słupków połączonych u góry poziomą belką. Konstrukcja służy do podtrzymywania roślin, głównie tych pnących. I rzeczywiście, te rosną. Ale rośnie też napięcie na linii autor ogrodu, część sąsiadów i Komunalny Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Ten ostatni ma dużo do powiedzenia, bo teren należy do miasta. I to właśnie KZGM zgodził się na takie, a nie inne jego zagospodarowanie.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Łukasz Wojakowski, pasjonat architektury krajobrazu i ogrodów historycznych (jak sam o sobie mówi) wymyślił, że zrobi ogród. W 2015 roku dostał 20 tys. z tzw. inicjatywy lokalnej (z urzędu miasta). Jego wniosek zaopiniował pozytywnie KZGM. Sąsiedzi zresztą też, bo się pod nim podpisali. Jak teraz tłumaczą przedstawiciele KZGM, nie do końca wiedzieli co powstanie przy Sokolskiej. A przynajmniej nie zadali sobie trudu, żeby o wszystko wypytać.
Najpierw Wojakowski posadził rośliny od strony ul. Sokolskiej, zrobił też domki dla ptaków. Później sadził krzewy po prawej stronie od wejścia do klatki. Z jego inicjatywy zostały też postawione barierki wokół parkingu, a miejsca postojowe wyrównane żwirem. Przy wjeździe osadził słupki i posadził kwiaty, bo trawnik był notorycznie rozjeżdżany przez samochody. Wzdłuż chodników wewnątrz osiedla posadził też rododendrony. Sam wszystko pielęgnował.
Niektórym sąsiadom rozrastający się ogród zaczął jednak przeszkadzać. Wśród nich jest m.in. Ricardo Lamillo. Jak mówi, nie chodzi nawet o samą zieleń, ale o bezpieczeństwo, które z jej powodu jest przy budynku mniejsze. – Podoba nam się ta zieleń, bo Koszutka zawsze była zielona. Wszystko się tyczy bezpieczeństwa, bo tu przy wyjeżdżaniu nic nie widać. Ostatnio prawie ktoś potrącił kobietę z wózkiem. On nie chce ustąpić, a to przecież nie jest jego teren, tylko teren miasta – mówi Lamillo.
PRZECZYTAJ TEŻ: Pomnik rodzina jak sprzed lat
Z miastem jest jednak problem. KZGM przyznaje, że o wszystkim wiedział i na początku nikt nie widział w ogrodzie problemu. Do czasu. – Nasz specjalista do spraw zieleni często bywa w tym miejscu. Wiedzieliśmy, że coś się tam dzieje, ale nikt nie przypuszczał, że to będzie coś na tak dużą skalę – tłumaczy Józef Najder, kierownik działu eksploatacji w KZGM. Dodaje, że pierwsze negatywne uwagi wpłynęły od lokatora z parteru, który obawiał się, że rośliny zasłonią mu widok z okna. Potem dołączyły kolejne osoby. Pojawiły się argumenty na temat bezpieczeństwa. Interweniowała straż miejska. KZGM nakazał Łukaszowi Wojakowskiemu obniżenie treliaży o połowę, tak żeby nie zasłaniały wyjazdu z Grażyńskiego na Sokolską. – Pan Wojakowski nie zgodził się na takie obniżenie treliaży, bo twierdził, że to niezgodne ze sztuką ich tworzenia – tłumaczy Najder.
Ostatecznie KZGM nakazał twórcy ogrodu zastosowanie się do oczekiwań zakładu, niektórych sąsiadów i straży miejskiej. Wygląda jednak na to, że polubownego rozwiązania sporu nie będzie. – Nie rozumiem całego tego konfliktu, bo wszystko było przeze mnie legalnie załatwiane. Dlatego planowane działania KZGM uznałbym za arbitralny akt zniszczenia efektów legalnie przeprowadzonej pracy społecznej – mówi główny bohater całego zamieszania. Dodaje, że większość mieszkańców okolicznych budynków go popiera i że jak będzie trzeba to po raz kolejny zbierze podpisy. Ponadto twierdzi, że do wszystkich żądań KZGM-u się zastosował. Skrócił żywopłot przy wyjeździe z parkingu i pilnuje, żeby zieleń nie wyrastała za wysoko i nie zasłaniała okien. Treliaży nie ma jednak zamiaru obniżać. – Nie da się ich obniżyć, bo tym samym trzeba by było je całkowicie zlikwidować – tłumaczy.
KZGM dał mu czas do końca sierpnia. Termin minął, nic się nie wydarzyło. Co teraz? W KZGM przekonują, że sprawy nie zostawią. Są skargi mieszkańców, jest zalecenie straży miejskiej, jest wreszcie odpowiedzialność właściciela terenu (czyli miasta) za bezpieczeństwo. Jeśli więc będzie trzeba, to pracownicy KZGM sami obetną patyki.
P.S. W czwartek 8 września pracownicy KZGM obcięli na niewielkim fragmencie treliaże. To, przynajmniej na razie, kończy sprawę.
Współpraca: Grzegorz Żądło
Skrzyknęło się kilku JADOWITYCH STARYCH DZIADÓW ! Znaleźli sobie wreszcie sens istnienia . ZNISZCZYĆ PRACĘ WARTOŚCIOWEGO CZŁOWIEKA !
Samochody można parkować w innym miejscu w centrum i nie będzie problemu z wyjazdem i po kłopocie,najprostsze rozwiązania są najlepsze 🙂
Cóż polaczkowatość. W zasadzie z obu stron. Mam nadzieję, że nie będzie przykuwania do instalacji i rozbiórki przez SM tylko jakoś to polubownie, nie po polsku, jednak załatwią.
Inna sprawa, że wg mnie na zdjęciach to brzydko wygląda, może ładniej na żywo jest. Niemniej zieleni w mieście nigdy dość.
Ludzie, ogarnijcie się.
Ogródek wygląda naprawdę imponująco, ale jak zwykle Polakom się nie podoba…
Jak jest słaba widoczność, to może pomyślcie o zwierciadle drogowym, a nie niszczeniu ciężkiej pracy
Często chodzę tamtędy z psem, jeżdżę samochodem i nigdy nie zauważyłam żeby ten ogród ograniczał widoczność i w jakikolwiek sposób wpływał na bezpieczeństwo pieszych czy kierowców (złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek u spódnicy 😉 Nie rozumiem tej całej afery, szkoda mi tylko tego Pana, który stworzył coś pięknego nie tylko dla siebie ale wszystkich mieszkańców. Ponadto roślin, kwiatów i zieleni nigdy za wiele.
Proszę zobaczyć na ostatnie zdjęcie i spróbować wyjechać tam samochodem na ulicę w bezpieczny sposób. Nie mam nic przeciwko zieleni, ale życie i bezpieczeństwo ludzi jest chyba ważniejsze. A terenu jest sporo, więc wszystko i wszystkich da się pogodzić, potrzeba tylko trochę dobrej woli.
Bo to przecież niedopuszczalne, żeby było ładnie i zielono, żeby komuś udało się stworzyć coś ciekawego, pożytecznego i oryginalnego…
Witamy w Kraju Przywiślańskim.