Pseudokibic GKS-u Katowice, który na os. Witosa został zaatakowany przez nieznanych sprawców i trafił do szpitala, narzeka na lekarzy. Twierdzi, że został zbyt szybko wypisany, mimo że jego stan był poważny. Szpital odpowiada, że to nieprawda.
W sobotę 30 września około 6:30 rano na ul. Sławka 30-letni pseudokibic GKS Katowice został zaatakowany przez trzech zamaskowanych sprawców, którzy przyjechali BMW. Pobili go i zadali ciosy nożem. W poważnym stanie 30-latek trafił do Szpitala Bonifratrów w Katowicach, a stamtąd do Szpitala św. Barbary w Sosnowcu. Miał m.in. obrażenia kręgosłupa i rany na prawej stronie ciała. Więcej piszemy o tym TUTAJ. Dzisiaj został wypisany do domu. Około południa zadzwoniła do nas osoba, która chce pozostać anonimowa. To znajomy poszkodowanego. Narzekał na lekarzy z sosnowieckiego szpitala. – Traktują go tu jak śmiecia. On nie umie wstać na nogi i sam korzystać z toalety. Nic nie kontaktuje. Lekarze odmawiają pomocy, wypisali go. Przecież to był ciężki uszczerbek na zdrowiu. Autem nie da się go przewieźć do domu – mówi znajomy.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kibol GKS-u Katowice pobił mieszkańca Chorzowa. Został zatrzymany na os. Witosa
Szpital przyznaje, że z pacjentem był problem. – Powinien zostać wypisany już w środę, ale nie chciał opuścić szpitala. Nie było przeciwwskazań medycznych, żeby wrócił do domu. Co więcej, powinniśmy obciążyć pacjenta kosztami za nieuprawniony pobyt w szpitalu przez ostatnią dobę. W tym konkretnym przypadku to koło 500 zł. Odstąpiliśmy jednak od tego – wyjaśnia Mirosław Rusecki, rzecznik prasowy Szpitala św. Barbary.
PRZECZYTAJ TEŻ: Porachunki na os. Witosa
Policja cały czas poszukuje sprawców pobicia 30-latka. Rozpatrywane są różne motywy. Niedługo przed atakiem, pseudokibic GKS-u został zatrzymany przez policję pod zarzutem pobicia mieszkańca Chorzowa. Jeszcze wcześniej spłonęło jego Porsche, zaparkowane na ul. Kossutha. Nie złożył wniosku na policji o zbadanie sprawy.
Łukasz Kądziołka, Grzegorz Żądło