Dzisiaj weszła w życie nowa taryfa w ZTM. Oznacza to, że pasażerowie za ten sam bilet płacą więcej. Poza tym nie ma już znaczenia przez ile miast przejeżdżają w trakcie podróży.
Jak zapowiadał Zarząd Transportu Metropolitalnego, dzisiaj wprowadzony został nowy cennik. Podwyżkę cen organizator transportu uzasadnia rosnącą inflacją i drożejącym paliwem. Od 17 października wzrosły ceny większości biletów. Wyjątki są tylko trzy: Metrobilety, bilety długookresowe (90- i 180-dniowe) oraz bilety wieloprzejazdowe. Poza tym pasażerowie za ten sam bilet płacą od dzisiaj więcej. Teraz już nie 4 zł tylko 4,6 zł za 20-minutowy bilet jednorazowy w wersji papierowej oraz 5,6 zł zamiast 5 zł za bilet 40-minutowy i 6,6 zł zamiast 6 zł za bilet 90-minutowy. Pełny cennik i zmiany, jakie zaszły w taryfie można znaleźć TUTAJ.
Wyższe ceny to nie jedyne zmiany. Jedną z najważniejszych jest też likwidacja taryfy strefowej. Do tej pory bilet upoważniał do przejazdu na czas lub do przejazdu w granicach jednego, dwóch lub trzech i więcej miast. Teraz liczy się tylko czas. To może sprawić, że pasażer będzie potrzebował na przykład dwóch biletów zamiast jednego, żeby pokonać tę samą co dotychczas trasę. ZTM poleca rozważenie zakupu wieloprzejazdowego, którego cena się nie zmieniła. To pakiet 20, 40 lub 80 biletów. Upoważniają do konkretnej liczby jednorazowych przejazdów (bez możliwości przesiadek) niezależnie od czasu trwania podróży, pokonywanego dystansu czy granic gmin. – Wówczas cena jednego przejazdu jest dużo niższa. Nie obowiązują strefy i nie obowiązuje taryfa czasowa. Ten bilet jest ważny na dany przejazd – wyjaśnia Michał Wawrzaszek, rzecznik prasowy ZTM. W zależności od zakupionej liczby biletów jednorazowy przejazd kosztuje od 2,5 zł do 3 zł dla biletów normalnych.
Jeśli ktoś nadal ma stare bilety, to jeszcze do końca października może je wykorzystać bez dopłaty. W kolejnych miesiącach, w listopadzie i grudniu, trzeba będzie dokupić bilet uzupełniający o nominale 10, 20 lub 50 groszy, żeby cena zgadzała się z tą obowiązującą według nowej taryfy.
Banda oszustów. Tramwaje czekają na mijankach, a autobusy stoją w korkach.
we Włoszech jeden bilet jest ważny 1,5 h, czy się przesiadasz , czy nie
Więc tak, autobus stoi w korku kilkanaście minut, wygląda na to że to pasażera wina i to on musi płacić więcej dwa,może i trzy bilety po skończeniu czasu. Sprawiedliwie by było móc kupić bilet za 5 zł ważny godzinę minimum.
Ciebie nie interesuje ile autobus stoi w korku, ciebie interesuje czas ze słupka. Gdzieś to zaginęło po drodze mam wrażenie, ale czytałem 2 tygodnie temu projekt obecnej taryfy i i ten zapis w taryfie znowu jest, czarno na białym.
16. W przypadku, gdy z powodu opóźnienia pojazdu czas trwania podróży pasażera na podstawie posiadanego biletu jednorazowego/krótkookresowego lub „Grupowego” ulegnie skróceniu w stosunku do wynikającego z rozkładu jazdy czasu trwania podróży, czas ważności tych biletów ulega wydłużeniu o czas tego opóźnienia
przejechanie 5 km w mieście dieslem kosztuje mnie 3,2 zł (spalanie 8l/100 w mieście). autobusem to pewnie bilet 40 minutowy potrzebny. Polecam przesiadać się do samochodów, bo jest naprawdę taniej.
Tak Ci się tylko wydaje, że płacisz 3,20zł. Tak jak napisał Pan Redaktor.
Nawet przy zaniżonych stawkach urzędowych za 5 km zapłacisz 4,20zł.
Przyjmując, że ubezpieczenie kosztuje 2500 zł rocznie to dziennie płacisz już 6,85 zł + twoje 3,20zł to masz 10,05 zł
5 km dla Diesla to śmierć więc dolicz koszty szybkiej naprawy silnika.
Ja posiadając miesięczny płacę dziennie 4,12 – czyli 2,06 zł w jedną stronę (odcinek 6,5km) czas jazdy 20 minut + 10 min. na dojście z przystanku
Samochodem te trasę pokonuje się w około 20min.
Tracę więc około 20 minut dzienne – no szok po prostu!
Ale sobie mogę poczytać, odpocząć myśląc o niebieskich migdałach etc.
Tyle że tak, autobusu nie trzeba kupić na własność (ani wziąć w leasing), a swój samochód tak. Autobusu pasażer nie ubezpiecza, a swój samochód już tak. W autobusie pasażer nie wymienia oleju, opon, nie kupuje płynu do spryskiwaczy, nie dokonuje napraw, a w swoim samochodzie już tak. No i wreszcie, prywatny samochód trzeba gdzieś zaparkować, często za pieniądze, a za parkowanie autobusu pasażer nie płaci. O utracie wartości własnego auta nie trzeba chyba wspominać.
Ale w autobusie czy tramwaju muszę współtowarzyszyć niedomytym osobnikom, smakoszom piwa z puszki, robotnikom w arbeitanzugach niekoniecznie czystych, no i młodym miłośnikom hip-hopu. To podziękuję. Wybieram rower. A jak pogoda nie sprzyja to samochód – też musi jeździć.
Tyle, że tak… prawie nikt kto przerzuca się na autobus nie sprzedaje auta, Oszacuj ile wynosi koszt straconego czasu – podróż autobusem trwa od 3 do 6 razy dłużej. Pseudo ekonomiczne teorie tworzone przez domorosłych ekonomistów. A tak na marginesie, na dzień dzisiejszy do Katowic w godzinach szczytu to ani autem ani autobusem. Najlepiej jechać rowerem. Mnie się chce śmiać jak patrzę na mapę i praktycznie dzień w dzień spóźnienia z Katowic od 20 do 40 minut. Autobus powinien jechać do Katowic 30/40 minut (mam 3 co 30 minut każdy), łącznie z dojściem, dojazdem podróż zajmie mi 50 minut, w każdym wypadku. Rowerem 45-50. Jak doliczymy te opóźnienia i częstotliwość to wychodzi jakaś katastrofa komunikacyjna. Nie wiem niestety ile zajmuje przejazd autem, ale pewnie nie dużo mniej poniżej godziny przy tych korkach.
Teraz, kiedy liczy się już tylko czas, w jakim celu, muszę wpisywać w aplikacji mobilnej numer linii? Przecież to bez sensu.
Jak ZTM chce sobie statystyki prowadzić, to niech sami je robią, a nie zrzucają to na pasażerów.
Pozdrawiam.