O sprawie bezdomnych, którzy mieszkają w altanie przy ul. Cedrowej, obok Parku Wełnowieckiego, pisaliśmy w listopadzie ubiegłego roku. Mieszkańcy okolicznych budynków przekonywali, że bezdomni robią bałagan, palą śmieci i stwarzają zagrożenie. Dotarliśmy do ludzi, którzy mieszkają w opuszczonej altanie. Ich wersja jest zupełnie inna. Prawdopodobnie konflikt zakończy wyburzenie budynku.
W altanie mieszka troje bezdomnych: Janusz z żoną Sylwią i ich kolega Marek. To ich czwarta zima przy ul. Cedrowej. Głównym powodem, dla którego mieszkańcy chcieli się ich pozbyć, była sytuacja sprzed kilku miesięcy. Jeden z bezdomnych miał biegać wtedy z nożem i grozić mieszkańcom ulicy. – Ja się osobiście ich boję. Jak ten facet zaczął z tymi nożami… Fakt faktem, on przyszedł mnie na następny dzień przeprosić. Ale ja mu mówiłam, że się go boję, że ma mnie unikać i ja też go będę unikać – mówi mieszkanka sąsiadującego z altaną domu, która chce pozostać anonimowa.
Od tamtej pory miała tu miejsce jeszcze jedna awantura. Pod koniec roku po raz kolejny na ulicy zrobiło się głośno. Przyszły dwie osoby, jedna z nich miała przy sobie nóż i siekierę. Mężczyzna z narzędziami zatrzasnął w altanie najstarszego z lokatorów i zablokował mu wyjście, zabijając gwoździami. – Nie wyglądało to ciekawie. On tam stukał od środka – relacjonuje kobieta. Chwilę później, kiedy mieszkańcy domów naprzeciwko usłyszeli krzyki ze środka altany, pojawiła się policja i kolega uwięzionego mężczyzny. Policjanci otworzyli altanę.
Janusz tłumaczy, że to nie on biegał z nożem. Choć w drugiej wersji przyznaje, że ktoś mógł mu dosypać do napoju narkotyków i dlatego był agresywny. Z jego opowieści wynika, że drugą awanturę wszczęli ludzie, którzy chcieli się zemścić na koledze Marku. – On tam kiedyś z nimi spał w domu. Szukali go, bo ma coś tam z nimi nagrabione. Ja go przechowałem, żeby go nie znaleźli – mówi.
Według niego powód, dla którego niektórzy mieszkańcy są do nich wrogo nastawieni, jest też zupełnie inny. Problemy zaczęły się w momencie, gdy odkrył, że jego sąsiadka wyrzuca w okolicy altany swoje śmieci. – Ja tu wrzeszczałem po nich, żeby nie wyciepywali, a ona się bała – tłumaczy. On zawsze dbał, żeby teren wokół altany był posprzątany. Jego słowa potwierdza jeden ze strażników miejskich. Całą trójkę zna od dłuższego czasu. – Tam były ogromne ilości śmieci – mówi i dodaje, że Janusz od razu zadzwonił do nich, żeby to zgłosić. To wtedy miały się zacząć zgłoszenia na policję i straż miejską. Strażnicy kilkukrotnie próbowali porozmawiać z kobietą na temat śmieci. Bez skutku.
Janusz to mój brat jest bardzo dobrym człowiekiem znam go bardzo dobrze lecz pomocy nie chce pozdrawiam i przesyłam serdeczne buziaki dla Janusza pisze jego młodsza siostra