Trzech dyrektorów z Parku Śląskiego znalazło sposób na to, żeby nikt nie mógł ich zwolnić przez kolejne cztery lata. Jako jedyni zgłosili swoje kandydatury w wyborach do Rady Pracowników i zostali wybrani. Szeregowi pracownicy są oburzeni, ale nic nie mogą zrobić. Zgodę na ewentualne zwolnienie któregoś z dyrektorów musi teraz wyrazić Rada Pracownicza, czyli… oni sami.
Dziwne ruchy w Parku Śląskim zaczęły się po tym, kiedy w czerwcu marszałek województwa pozbył się z WPKiW Arkadiusza Godlewskiego (więcej o tym tutaj). – Gdy tylko prezes został zwolniony, wśród kilku dyrektorów zapanował totalny chaos i strach. W nerwowych ruchach prym wiedzie trójka z nich – mówi mój informator, pracownik parku. Chodzi o Łukasza Buszmana, Artura Cieślaka i Tomasza Kaczmarka, odpowiednio dyrektora ds. marketingu i PR, dyrektora ds. administracyjno-technicznych i dyrektora ds. ekonomicznych i rozwoju. Jak mówi inny pracownik parku, zaufaniem i szacunkiem załogi cieszy się właściwie tylko Cieślak. – Dyrektor administracyjny zna to miejsce na wylot i nie raz, nie dwa ratował z opresji. Stąd dziwi posunięcie jakie wykonał wraz z kolegami.
Chodzi o start w wyborach do Rady Pracowników. To nic nieznaczący organ, który w założeniu ma być reprezentantem szeregowych pracowników w kontaktach i ewentualnych sporach z zarządem i radą nadzorczą. Rada musi powstać w przypadku, gdy dany zakład pracy zatrudnia co najmniej 50 osób. W Parku Śląskim, co wynika z przepisów ustawy, liczy trzy osoby. O tym, że to marginalna instytucja przekonuje nawet były prezes parku. – Współpracowałem przede wszystkim ze związkami zawodowymi. Rada Pracownicza miała zdecydowanie drugorzędne znaczenie – mówi Arkadiusz Godlewski.
Z Radą Pracowników nikt się wprawdzie nie liczy, ale daje ona kilka przywilejów, w tym ten najważniejszy – gwarancję pracy na czas kadencji, czyli 4 lata. Członkowi rady nie można też zmienić stanowiska pracy i pensji. W trudnych i niepewnych czasach (Park Śląski wciąż nie ma prezesa) to bardzo solidne zabezpieczenie.
Wiedząc to wszystko, panowie dyrektorzy przystąpili do działania. – Wspomniana trójka zaczęła biegać z listami poparcia, bo postanowili startować właśnie do takiej rady. Trochę to dziwne, bo zawsze byli tam szeregowi pracownicy. Ale skoro to i tak istnieje tylko na papierze, wszyscy pracownicy się podpisali, wszak kto dyrektorowi odmówi – mówi pracownik parku.
Zbierając podpisy pod swoimi kandydaturami, dyrektorzy nie informowali oczywiście o swoich intencjach. Zresztą nie mieli takiego obowiązku. Byli jedynymi kandydatami i do tego, żeby zostać członkami rady wystarczyło im po jednym głosie. Kluczowa była jednak frekwencja. Żeby wybory były ważne, zagłosować musiało co najmniej 50% pracowników. Dyrektorzy postanowili w osiągnięciu wymaganej frekwencji pomóc. Dlatego do regulaminu wyborów została wprowadzona możliwość głosowania nawet przez osoby przebywające na urlopie.
W odpowiedzi na moje pytania Łukasz Buszman, Artur Cieślak i Tomasz Kaczmarek napisali, że taki był wniosek związków zawodowych. – Zaledwie jedna osoba skorzystała z tej możliwości – piszą w mailu. Nieoficjalnie wiem, że był to jeden z dyrektorów.
W dniu wyborów, jak mówią pracownicy, panowie Buszman i Kaczmarek osobiście chodzili od pokoju do pokoju z listą obecności i pytali czy wszyscy już głosowali. Oni sami tego nie potwierdzają. Podobnie jak tego, że na ich polecenie dyrektor Elki dowoził samochodem operatorów kolejki do punktu głosowania. To też miało podbić frekwencję.
Cel został osiągnięty, choć “sukces” wisiał na włosku. Z 57 uprawnionych do głosowania pracowników, kartę do urny wrzuciło tylko 30. Co ciekawe, 6 z nich oddało głos nieważny. Każdy mógł poprzeć od jednego do trzech kandydatów. Najwięcej głosów, bo 21, dostał Tomasz Kaczmarek, dwa mniej Artur Cieślak, a Łukasz Buszman zaledwie 10. To jednak wystarczyło. Zgodnie z prawem, wszyscy trzej zostali członkami Rady Pracowników.
Zadałem dyrektorom konkretne pytania: czy ich jedynym celem była chęć zapewnienia sobie pracy na 4 lata? Czy informowali pracowników dlaczego kandydują? Czy ich zdaniem sytuacja, w której Radę Pracowników tworzą dyrektorzy, a nie szeregowi pracownicy, jest normalna? Nie odpowiedzieli. W podpisanym przez wszystkich trzech mailu piszą za to, że “wybory do Rady Pracowników WPKiW SA zostały przeprowadzone z dochowaniem wszelkich zasad wymaganych prawnie – z procedurą otwartości oraz zachowania biernego i czynnego prawa wyborczego dla każdego z pracowników. Dochowany został również pełen tryb ustawowego przeprowadzenia wyborów – zarówno jeśli chodzi o procedury formalne, jak i (co najważniejsze) dobrowolność zgłoszeń kandydatów oraz uczestnictwa w głosowaniu.”
Wszystko to prawda. Nikt nie kwestionuje podstawy prawnej przeprowadzenia wyborów i ich legalności. Pracownikom chodzi jedynie o zasady. – Pracujemy za śmieszne pieniądze, wielokrotnie niektórzy zostają po godzinach, przychodzą w weekendy, bo coś się dzieje i trzeba być. Za to jaśniepaństwo na plecach zwykłych, normalnych ludzi, załatwia sobie ciepłe posadki na kilka lat – żalą się pracownicy.
Boją się ujawnić, bo, jak przekonują, w Parku Śląskim panuje atmosfera strachu.
Komentarz w tej sprawie można przeczytać tutaj.
Zdjęcie: wikipedia.org
Panie Grzegorzu – chodzi o Radę Pracowników, nie Radę Pracowniczą. Rady Pracownicze istniały (istnieją) wyłącznie w przedsiębiorstwach państwowych i generalnie wymierają. Natomiast Rady Pracowników wynikają z unijnego dążenia do partycypacji pracowniczej i generalnie będzie ich coraz więcej.
Ma Pan rację. Już poprawiłem. Dziękuję za zwrócenie uwagi.