Dwie pary bezdomnych wzięły ślub w Katowicach. Od 10 lat mieszkają w nędzy i w zaroślach, a teraz wzięli ślub. Marzyli o tym, ale ich największym marzeniem jest mieszkanie. Na jego znalezienie mają niewiele czasu.
Kilka godzin trwały przygotowania do wielkiego wydarzenia dla dwóch par, które mieszkają na odludziu w fatalnych warunkach. Od 10 lat Kasia, Monika, Irek i Mariusz żyją w prowizorycznych domkach na pograniczu Katowic i Siemianowic. Wczoraj na wiele godzin opuścili je i zostali przewiezieni do sióstr kalkutek na ul. Krasińskiego. Tam w południe rozpoczęły się przygotowania, materialne i duchowe. Narzeczeni zostali nakarmieni, wykąpali się i wyspowiadali. Paniami młodymi zajęły się fryzjerka i makijażystka. Tak naszykowani państwo młodzi zostali wysadzeni po godz. 16.00 przed drzwiami kościoła św. Antoniego z Padwy w Dąbrówce Małej. To tu odbył się ślub dwóch bezdomnych par. Już przed wejściem do kościoła było widać, że cała czwórka jest rozemocjonowana. Zdenerwowanie było widać zwłaszcza po panach.
Jak przyznał na samym początku kazania ks. Wojciech Rymut, to najbardziej spektakularny ślub, w jakim brał udział. – Zarówno Kasia, jak i Mariusz oraz Monika, jak i Irek, wy bardzo dobrze wyrażacie to, o czym nam mówi Słowo Boże i św. Paweł (w pierwszym Liście do Koryntian – przyp. red.). On pisze, że gdyby nie było miłości – to wszelkie bogactwa i zaszczyty, tytuły światowe są zupełnie niczym – mówił i dodał: – Może ktoś powie o was, że macie wielkie nic w swoim życiu. Ale macie coś, co jest największym skarbem. Macie miłość.
Najbardziej stresujący był dla nich moment przysięgi i włożenia obrączek. Trochę trzęsły się ręce i łamał głos, ale to tak, jak podczas wielu ceremonii ślubnych. Po wszystkim dostali całą masę upominków i życzeń. Wśród prezentów jest pobyt w 5-gwiazdkowym hotelu.
– To jest początek nowej drogi do nowego i lepszego życia – mówi Monika, żona Ireneusza. Są ze sobą od 10 lat. Od 20 lat znają się Kasia i Mariusz. On ma już plan na przyszłość. – Żeby teraz tylko znaleźć mieszkanie i tyle, i to życie ułożyć. Tylko to i nic więcej nam nie potrzeba – mówi Mariusz.
Cała czwórka chciała ślubu, ale widzieli tylko przeszkody. Możliwe, że nie doszłoby do ceremonii, gdyby nie zaangażowanie dwóch osób. To ich aniołowie stróże i świadkowie. – Jak pierwszy raz zapytaliśmy ich o to, czy chcą wziąć ślub, odpowiedzieli, że to się nigdy nie uda, bo nie mają pieniędzy – mówi Małgorzata Heichel-Detzner, która od roku pomaga bezdomnym. Kiedy dowiedziała się, że w Dąbrówce Małej są bezdomni mieszkający w tak fatalnych warunkach, to nie mogła spać przez kilka dni. Zaczęła pomagać razem z drugim świadkiem. – Uważam, że to jest bardzo dobry początek i zaczęli od tego najpiękniejszego wydarzenia. To nowy rozdział, nie tylko w życiu duchowym, ale też coś, co ich wzmocni w przyszłości przy zmianie dotychczasowego życia. Są to osoby bezdomne odrzucone, odseparowane od społeczeństwa – mówi Jacek Grzelec, opiekun bezdomnych.
Powoli mają do niego wracać, bo w ciągu kilku miesięcy ich dotychczasowe domy znikną. Ktoś kupił grunt na granicy miast i zamierza go zabudować. Oznacza to, że przed całą czwórką intensywne miesiące. Kasia, Mariusz oraz Monika i Ireneusz będą się musieli wynieść z miejsca, w którym mieszkają od 10 lat.