Podczas dzisiejszej sesji zgromadzenia metropolii prezydenci, burmistrzowie i wójtowie nie zgodzili się na wzrost płaconych przez gminy składek do KZK GOP, którego zadania od stycznia ma przejąć Zarząd Transportu Metropolitalnego. W budżecie matropolii na komunikację zabraknie od 50 do ponad 60 mln zł. Co to oznacza? – Transport nie ruszy – mówi prezydent Katowic. – Mamy pieniądze na 11 miesięcy, więc nic się nie dzieje – odpowiada Kazimierz Karolczak, przewodniczący zarządu GZM.
Dawno już sesja zgromadzenia GZM nie wzbudziła tylu emocji. Najwięcej miejsca delegaci (prezydenci, burmistrzowie i wójtowie) poświęcili dyskusji nad wzrostem składek na komunikację publiczną. Po raz kolejny padł argument, że gminy nie wiedzą za co płacą. Najwięcej do powiedzenia w tej sprawie miał Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca. – Na zarządzie KZK GOP kwestia składek to zawsze była gorąca dyskusja. Tak naprawdę nigdy nie otrzymaliśmy wszystkich danych, które pozwoliłyby nam na ocenę za co dokładnie płacimy. Jesteśmy trochę zbulwersowani skalą wzrostu dopłat do komunikacji. W przypadku Sosnowca to około 7-8 mln zł. Proponuję zostawić składki na dotychczasowym poziomie, a po przejęciu zadań KZK GOP przez metropolię, ktoś nowy będzie nam mógł te wyliczenia zweryfikować – argumentował Chęciński.
Marek Kopel, członek zarządu KZK GOP i dyrektor Zarządu Transportu Metropolitalnego odpowiedział, że brak podjęcia uchwały o wyższych składkach będzie oznaczał przejęcie komunikacji przez GZM z niedoszacowanym budżetem. Wyliczał też z czego wynika wzrost. – Tu nie ma zadnej magii. Są tylko trzy liczby. 20 mln zł to wzrost wynagrodzenia dla firm przewozowych, 34 mln zł to brak nadwyżki z lat ubiegłych, a 13 mln zł to mniejsze dochody z biletów. Łącznie, daje to 67 mln zł i o taką kwotę powinna być zwiększona składka.
Dodał, że również pozostali operatorzy komunikacji w aglomeracji, czyli MZK Tychy i MZKP Tarnowskie Góry, muszą dostać więcej pieniędzy.
Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej stwierdził, że propozycję wyższej składki miasto dostało po 15 listopada, kiedy był już gotowy projekt budżetu. – Dla Rudy Śląskiej szukanie 2 mln zł jest zadaniem trudnym, bo to nam komplikuje życie – mówił Mejer.
Nastroje próbował tonował prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz. – Obawiam się, że mogą z tego być duże kłopoty. GZM przejmie umowy z przewoźnikami. Po stronie kosztów ma policzalnie prostą kwotę, po stronie przychodów ma deficyt. W Gliwicach wzrost składki wynosi ponad 25%. Nie mam pełnej wiedzy, która by mi pozwoiła zrozumieć dlaczego ten wzrost jest tak duży. Głosowałem w zrządzie KZK za przyjęciem tego projektu, bo na czymś trzeba pracować. Zadanie organizowania komunikacji przejdzie do Zarządu Transportu Metropolitalnego i to wszystko musi być zweryfikowane. Rozliczenie naszych kosztów i wydatków powinno nastąpić pod koniec roku – tłumaczył Frankiewicz.
Chęciński nie dawał za wygraną. – Z ogromnym problemem te pieniądze znaleźliśmy. Ale zwłaszcza te mniejsze gminy dzieli tylko krok od przepaści. Przyjmowaliśmy te składki w czerwcu i do dzisiaj nie wiem skąd się bierze ich wysokość. Mimo że jestem członkiem zarządu KZK GOP. Tłumaczenie inflacją, którą mamy od roku, też nie jest dobre, bo wcześniej była deflacja. Paliwo też utrzymywało się na podobnym poziomie.
Wtórował mu Tomasz Szczerba, burmistrz Wojkowic. – Budżet nam się nie zepnie. To siatka połączeń musi się zmienić. Na KZK GOP słyszymy tylko: dołóż, dołóż, dołóż. Będziemy wpędzani w programy naprawcze. Mam nadzieję, że duzi koledzy wykażą się zrozumieniem.
W podobnym tonie wypowiadał się też prezydent Siemianowic Śląskich. – Co roku przeżywam dzień świstaka, co roku nowy budżet i co roku dodatkowy milion na KZK GOP. W naszym przypadku składka ma wzrosnąć o 20%. To właśnie metropolia miałą być tą, która nas wesprze w komunikacji. Nikt nam nigdy nie był w stanie wyjaśnić skąd się bierze wysokość składki – przekonywał Rafał Piech.
Bronić KZK GOP próbował prezydent Tychów. – Stoję po obydwu stronach barykady, bo mamy w Tychach swoje przedsiębiorstwo przewozowe. My doskonale wiemy skąd się bierze wzrost kosztów. Przede wszystkim rosną płacę. Gdyby nie kierowcy z Ukrainy, bylibyśmy daleko dalej w skali tych podwyżek. Z drugiej strony jesteśmy jako organizatorzy komunikacji i nie podoba nam się, że płacimy więcej. Skoro robimy coś nowego, to zagryźmy zęby i dajmy szansę metropolii – mówił Andrzej Dziuba.
– Nie ma nad czym dyskutować. To są twarde liczby i tego nie da się w żaden sposób oszukać. Choć zgadzam się, że trudno rozszyfrować podział składek na poszczególne gminy – dodał Marcin Krupa, prezydent Katowic.
Ostatecznie w głosowaniu uchwała o wyższych składkach na komunikację nie została przyjęta. Za było 19 prezydentów, wójtów i burmistrzów, przeciw 13, a jeden wstrzymał sie od głosu. Do wymaganej większości potrzeba było 21 głosów. Co teraz? Tu zdania są podzielone.
Pewne jest, że składki na razie zostają po staremu, a to oznacza deficyt w wysokości od 50 do 60 mln zł. – Skoro brakuje pieniędzy, to od stycznia transport nie ruszy – mówi Marcin Krupa.
Zdecydowanie większym optymistą jest Kazimierz Karolczak. – Mamy pieniądze na 11 miesięcy, więc na razie nic się nie dzieje. Jako metropolia nie możemy pokryć tego deficytu, ale teoretycznie po zrealizowaniu pracy przewozowej możemy wysyłać do gmin wezwania do zapłaty.
Marek Kopel tłumaczy, że dla ZTM, który od stycznia ma przejąć organizację transportu w metropolii, duży deficyt nie jest problemem. – ZTM jest jednostką budżetową. Po stronie kosztów będziemy mieli określoną kwotę wynikajacą z podpisanych umów, która musi być pokryta dochodami z biletów i dotacji z GZM. To metropolia musi pokryć tę brakującą kwotę. Powinna ją ściągnąć od gmin.
Nie wiadomo czy zgromadzenie GZM wróci do tematu składek na komunikację jeszcze w tym roku. W przypadku Katowic wzrost miał wynieść około 11 mln zł. Stolica województwa płaciłaby 108,692 mln zł.