W sobotę wieczorem trzech fotografów utknęło na czwartym piętrze kamienicy przy ul. Jana 10. Na szklanej kładce spędzili ponad trzy godziny, bo zepsuła się winda. Jak mówią przedstawiciele KZGM, źle zachował się ochroniarz, który powinien otworzyć jedno z biur i wypuścić mężczyzn klatką schodową. Dzisiaj firma ochroniarska dostanie dokładną instrukcję jak powinni zachowywać się jej pracownicy w takiej sytuacji.
Kamienica przy ul. Jana 10 przeszła niedawno modernizację. Pomiędzy piętrami powstały szklane kładki, a na środku podwórka-patio został zbudowany szyb windy. Można nią wjechać również na ostatnią, czwartą kondygnację. Tak właśnie zrobił w sobotni wieczór fotoreporter Arkadiusz Ławrywianiec, prezes okręgu śląskiego Związku Polskich Artystów Fotografików. ZPAF ma w kamienicy siedzibę, tyle że na niższej kondygnacji. – Tym razem miałem gości z Francji, którym chciałem pokazać jak wygląda “nasza” kamienica z ostatniego piętra. Wjechaliśmy windą, żeby zrobić zdjęcia z góry. Okazało się jednak, że nie możemy zjechać, bo winda się zepsuła – opowiada Ławrywianiec.
Teoretycznie nie powinno być problemu, bo z każdego piętra można także zejść schodami. Tyle że znajdują się one za drzwiami nieczynnych o tej porze biur najemców. Tę przeszkodę też da się pokonać, bo na portierni, w której całodobowo jest ochrona, są klucze do wszystkich pomieszczeń. Ale ochroniarz, który miał dyżur akurat w sobotę, nie chciał otworzyć biur. – Próbowałem go przekonać, ale nie chciał mnie słuchać. W ogóle zostaliśmy potraktowani fatalnie. Nikt nie zapytał nawet jak się czujemy i czy nie potrzebujemy np. wody. Całkowita ignorancja – mówi fotograf.
Zamiast otworzyć któreś z biur, ochroniarz wezwał serwis do windy. Ten przyjechał po kilkudziesięciu minutach. Okazało się jednak, że jedyne co był w stanie zrobić z dołu, to otworzyć drzwi windy, z której wypuścił gości jednego z lokali. To właśnie oni doprowadzili do uszkodzenia dźwigu, skacząc w środku. Serwis nie był jednak w stanie uruchomić windy tak, żeby pojechała do góry. Wszystko dlatego, że szafa sterownicza znajduje się… na czwartym piętrze. Ostatecznie po trzech godzinach na miejsce przyjechał pracownik KZGM, który skontaktował się z jednym z najemców. Tym razem ochroniarz otworzył biuro i uwięzieni mężczyźni mogli zejść schodami.
Jak mówi Marcin Gawlik, zastępca dyrektora KZGM, ochroniarz ewidentnie podjął złą decyzję. – Uznał, że w tej sytuacji nie ma zagrożenia życia. Dlatego nie chciał wejść do biura najemcy. Powinien jednak otworzyć któryś z lokali, spisać notatkę i wypuścić osoby, które utknęły na kładce. Dzisiaj do firmy ochroniarskiej trafi instrukcja jak należy zachować się w takiej sytuacji – tłumaczy Gawlik. Dodaje, że z każdego lokalu w kamienicy przy ul. Jana 10 można się wydostać dwoma, a nawet trzeba drogami ewakuacyjnymi. Jeśli nie działa winda, pozostają dwie klatki schodowe, po przeciwległych stronach dziedzińca. Tyle, że na portierni musi siedzieć ktoś, kto w sytuacji awaryjnej będzie potrafił odpowiednio zareagować.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, KZGM rozważa możliwość uniemożliwienia wjazdu przeszkloną windą na 3. i 4. piętro kamienicy po godzinach pracy mieszczących się tutaj biur.
ulica jest Świętego Jana, a nie Jana, agoro.
A to agoro, to do kogo?