Brak czasu dla rodziny, zmęczenie i poczucie, że pewien etap w życiu dobiega końca. Piotr Uszok szczerze mówi o powodach swojej rezygnacji ze startu w wyborach na prezydenta Katowic. Sugeruje też, że na jakiś czas może wrócić do pracy w Katowickim Holdingu Węglowym, a potem kandydować do sejmu. W rozmowie padają też pytania o przyszłość współpracowników prezydenta i jego potencjalnych następców.
Grzegorz Żądło: Jaki jest powód pana decyzji o rezygnacji ze startu w wyborach? Decyzji podjętej dość nagle. Przynajmniej według opinii publicznej i wielu pana współpracowników?
Piotr Uszok: To nie była decyzja podjęta nagle. Ja z tym zamiarem nosiłem się od dłuższego czasu. Oczywiście, to była bardzo trudna decyzja, dlatego wymagała poważnego rozpatrzenia. Wielkim wyróżnieniem dla mnie było to, że mogłem pełnić tę funkcję przez 16 lat i podzieliłem je na dwa okresy. Pierwszy to lata 1998-2006 i radykalna przebudowa układu drogowego naszego miasta. Kolejne osiem lat to przebudowa centrum rozumiana bardzo szeroko, począwszy od dworca kolejowego poprzez strefę rondo-rynek i tereny po kopalni Katowice. I w zasadzie ta przebudowa dobiega końca. Uczciwie trzeba powiedzieć, że żeby istotnie zmienić miasto, potrzeba ośmiu lat. Dzisiejsza deklarację, że będę kandydował, byłaby deklaracją na kolejne 8 lat. Pytanie czy w mieście wojewódzkim prezydent może pełnić funkcję przez 24 lata? Ja bym się już mieszkańcom naprawdę znudził.
Są takie miasta, w których za chwilę prezydenci będą pełnić funkcję tak długo. Wróćmy jednak do powodów pana decyzji. Pojawiają się różne domysły: sprawy osobiste, rodzinne, zdrowie. Pan mówi, że chce teraz z refleksją spojrzeć na miasto.
Jeśli chodzi o informację o zdrowiu, to jestem zaskoczony. Lekarz mi ostatnio powiedział, że tak dobrych wyników badań nie miałem od 20 lat. Nawet cholesterol mam dobry (śmiech).
Sprawy osobiste, rodzinne?
Bezsprzecznie te aspekty życia rodzinnego są bardzo ważne. Ja nigdy nie miałem czasu dla rodziny, dla córek i z tego powodu miałem jakieś głębokie wyrzuty moralne. Więc to było jakąś przesłanką. Jednak głównym powodem jest chęć refleksji i oceny. Bardzo zaangażowałem się w wybory w 2010 roku, kiedy byłem powszechnie atakowany. Chciałem pokazać, że to nie jest tak. Że wiemy co chcemy zrobić, mamy przygotowane projekty i pieniądze i jesteśmy osobami, które próbują to miasto zmienić. Nie wiem czy dobrze czy źle, ale zmieniamy to miasto.
Nie jest pan jeszcze w wieku emerytalnym, więc zbyt długo odpoczywać nie może. Co pan teraz zbędzie robił? Chce pan być radnym, w przyszłym roku kandydować do parlamentu, mówi się też o sferze rządowej?
Przede wszystkim źle jest odbierane przez mieszkańców, kiedy ktoś kandyduje na prezydenta, a potem po roku próbuje dostać się do senatu czy sejmu. To jest po prostu niemoralne, to jest w pewien sposób oszukiwanie mieszkańców. Myśląc potencjalnie o parlamencie, podjąłem decyzję, żeby nie kandydować na stanowisko prezydenta. W przypadku kandydowania na radnego, ma to zupełnie inny wymiar i mieszkańcy byliby w stanie to zrozumieć.
Uciekł pan trochę od odpowiedzi co z rządem? Czy ktokolwiek proponował panu wejście do tego czy może przyszłego rządu?
Różne były spekulacje, ostatnio nie przeprowadzałem takich rozmów.
Ale kiedykolwiek taka propozycja padła?
Ostatnio nie padła
Nie wyznaczył pan swojego następcy, chociaż wiem, że chciał pan to zrobić w ciągu mijającej właśnie kadencji. To się nie udało i zostawia pan miasto narażone na bardzo ostrą walkę polityczną, która już się zaczęła.
To oczywiście nie jest dobre, bo w okresie przedwyborczym kandydaci obiecują różne niestworzone rzeczy. Po wyborach jest pragmatyka i brutalna rzeczywistość. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek oszukiwał mieszkańców. Nie ukrywam, że jest to poważne wyzwanie i mam z tego powodu trochę wyrzutów sumienia. Z drugiej jednak strony prowadziłem rozmowy z politykami Platformy Obywatelskiej na bardzo wysokim szczeblu w zakresie przygotowania pewnej osoby. Niestety gdzieś to się rozjechało. Być może politycy tej partii byli bardzo pewni swojej wygranej. Żałuje, bo generalnie poglądy mam bardzo zbliżone do PO, przynajmniej miałem. Trzeba tą współpracę będzie, być może, na nowo zredefiniować, stworzyć, ale nie ukrywam, że pilnie będę obserwował kandydatów, którzy będą się ubiegali o ten urząd. Żeby niczego złego miastu nie zrobili. Myślę, że w ciągu najbliższego tygodnia wyznaczymy kandydata z Forum Samorządowego. Chciałbym też porozmawiać z pozostałymi istotnymi ugrupowaniami politycznymi, i z PO i z PiS, żeby ten przyszły prezydent był mimo wszystko akceptowany, żeby miał większość w radzie i mógł realizować program.
To poniekąd potwierdza pana słowa, że chce się pan z drugiej linii przyglądać się choćby miejskim inwestycjom. Rozumiem jednak, że mówi pan o sytuacji, kiedy popierany przez pana kandydat zostanie prezydentem?
Wbrew temu co się mówi, rada miasta ma bardzo poważne kompetencje.
Pan miał radę za sobą i tej wyrazistości rady nie było widać
Nie było widać? Zależy jak kto ostro patrzył (śmiech). Ja ją widziałem i były dosyć duże przesilenia. Były np. próby zablokowania przebudowy strefy rondo-rynek.
Czyli pan chce tych inwestycji doglądać jako radny?
Tu nie chodzi o władzę, tylko o rozwój miasta i wypromowanie człowieka, który odpowiedzialnie będzie do tego podchodził. Bo bycie prezydentem, to jest nie tylko przecinanie wstąg. To podejmowanie bardzo wielu trudnych decyzji, czasem kontrowersyjnych. To jest konieczność stykania się z ostrą krytyką. Nie chciałbym, żeby przyszły prezydent Katowic, obiecując najróżniejsze rzeczy, robił to w sposób nieodpowiedzialny, nierealny. A miasto, poprzez złe zarządzanie, popadłoby w znacznie większe zadłużenie czy też inne tarapaty.
Po pana odejściu, ze „starej gwardii” zostanie właściwie jedynie wiceprezydent Krystyna Siejna. Chyba, że ona też odejdzie?
Za wcześnie, żeby o tym mówić. De facto wszyscy przygotowywali się do wyborów, ale nie było głośno na ten temat. Myślę, że po mojej decyzji każdy odkryje swoje szable, pokaże czym dysponuje i rozpocznie się brutalna walka wyborcza. Kto zostanie, trudno mi powiedzieć. Chciałbym, żeby wszyscy urzędnicy zostali, sekretarz, skarbnik. Co do wiceprezydentów, to są stanowiska polityczne i zawsze się trzeba liczyć z tym, że pełni się je tylko przez jakiś czas.
Wspominał pan na konferencji prasowej, że to historycy pana ocenią, co zabrzmiało jak przytyk w stosunku do opinii publicznej, która często pana krytykowała. Ale czy pan sam ma sobie coś do zarzucenia?
Człowiek jest omylny. To nie jest tak, że wszystko wychodzi. Bardzo szczegółowo przeanalizowałem swój program wyborczy z 2006 roku i w zdecydowanej większości go zrealizowaliśmy. Nie został zbudowany aquapark. To była inwestycja bardzo wysokiego ryzyka, a oczekiwania inwestorów bardzo duże – ale tak czy inaczej to niewykonanie zadania. Chcemy na nowo do tego podejść. Kolejne przedsięwzięcie to budowa podziemnych parkingów w formule PPP. Nie ma zbyt wielu doświadczeń w tej dziedzinie, a ja musiałem mieć świadomość, że mój czas kiedyś się skończy. Takie umowy są zawierane na 18, 20, 25 lat. Tu trzeba zachować bardzo dużą ostrożność, żeby takie ryzyko podjąć i przenieść na kolejnych prezydentów.
Kolejna rzecz to stadion. W tej sprawie trochę pan lawirował, trochę remontował i zapowiadał przebudowę. Czy to też miał być projekt na następną kadencję?
Powiedzmy sobie szczerze, mieliśmy niepowtarzalną sytuację, żeby zrewitalizować tereny po Kopalni Katowice na niespotykaną w Polsce skalę. Ta szansa była nam dana tylko w perspektywie finansowej 2007-2013. Teraz już byśmy tych zadań nie przeprowadzili. To był priorytet.
Przejdźmy do rynku. Nie ma pan wrażenia, że jednak popełnił pan błąd? Najpierw trzeba było wymyślić funkcję dla tego miejsca, dopiero potem robić projekt i budować. A tak mamy zabetonowany plac bez funkcji. To trochę nie po kolei.
To jest wszystko po kolei. Uważam, że popełniliśmy pewien błąd przy pierwszym projekcie architektoniczno-urbanistycznym, bo nie pytano ludzi. Potem zapytano i czego oczekiwali? Przede wszystkim przyjaznego miejsca, terenów zielonych, drzew, fitness parku, fontanny. To wszystko jest realizowane, plus jakieś drobne elementy pawilonów usługowych. Jeśli zaś chodzi o zabetonowany plac, to nie przesadzajmy. Co mamy, przepraszam, w Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie? Proszę tam przejść i zobaczyć.
Ratusz na środku
Te miasta były inaczej budowane. Mówię o przestrzeni udostępnionej dla pieszych, a nie o obiektach kubaturowych.
Jak pan odpowie na zarzut, że z powodu przebudowy centrum zaniedbane zostały dzielnice? Owszem, wspominał pan, że w następnej kadencji to się zmieni, ale teraz pan odchodzi.
Ja cały czas mówiłem: chcecie przebudowy centrum? To my to zrobimy, ale to się odbędzie wielkim wysiłkiem i wielkim kosztem. Nie można było inaczej. Nie można mieć 55 priorytetów i 150 zadań do zrealizowania. Jeśli mają być efekty, to musi być koncentracja sił i środków. Niestety, to wiązało się z dużym wysiłkiem finansowym, z pewnymi ograniczeniami, z rezygnacją z pewnych zadań w dzielnicach. W moim przekonaniu centrum zmieniło swoje oblicze i jeszcze będzie zmieniać. Powrót do dzielnic na pewno nastąpi po roku 2014.
Jak pan widzi swoją najbliższą przyszłość. Mówi pan o kilkunastu miesiącach na refleksję, ale praktycznie coś pan jednak będzie pewnie robił? Jak pan widzi siebie np. za cztery lata. Jest możliwy pana powrót do kandydowania na prezydenta Katowic w 2018 roku?
Niektórzy mówią, że dwa razy do tej samej wody się nie wchodzi. Doświadczenie samorządowe to nie tylko miasto. Tak się zdarzyło, że z woli prezydentów i burmistrzów polskich miast pełniłem funkcję prezesa Związku Miast Polskich i mogłem kandydować na kolejną kadencję. Zrezygnowałem. Przez cztery lata byłem prezesem Unii Metropolii Polskich z woli prezydentów największych polskich miast. To oni wybrali mnie na wiceprzewodniczącego komisji wspólnej rządu i samorządu. Tę funkcję pełniłem od roku 2003 do 2011. Nie ma drugiego takiego samorządowca. To wielki zaszczyt dla mnie. Zrezygnowałem, bo chciałem się poświęcić miastu i dokończyć kluczowe inwestycje. Nie będę raczej myślał o powrocie na stanowisko prezydenta, chyba żeby się coś wyjątkowo złego działo. Co do planów zawodowych, to może zabrzmi to trochę nierealnie, ale jestem pracownikiem urlopowanym Katowickiego Holdingu Węglowego.
Rzeczywiście brzmi nierealnie, bo kiedy to było. Czyli sugeruje pan, że w trudnym momencie dla firmy wraca pan do Holdingu?
Najlepiej iść do miejsc, gdzie się ma ciepłe posady i zero problemów. Ja do tego miasta przyszedłem, kiedy nie było tu choćby składowiska odpadów komunalnych. Jak wyglądał układ komunikacyjny w 1998 roku, pamięta pan?
Nie mieszkałem jeszcze wtedy w Katowicach.
Pamięta pan jak wyglądała ulica Kochłowicka? To była jedna jezdnia o dwóch pasach ruchu. Jak wyglądała Murckowska, jak Roździeńskiego w centrum? Lubię wyzwania.
Wracając do pytania. Czy jest możliwe, żeby pan pracował teraz w Holdingu?
Przede wszystkim są ograniczenia ustawowe. Jest ustawa antykorupcyjna, która według mnie bardzo nierzetelnie podchodzi do samorządowców. Zmusza ich do pójścia na roczne wygnanie poza miasto. Oczywiście tam jest wyjątek, można składać wniosek do premiera. Nie wiem czy to będę czynił. Oczywiście ze względu na wymogi formalne muszę się zwrócić do KHW i to zrobię. Co będzie dalej, przyszłość pokaże.
Wywiad z Piotrem Uszokiem można obejrzeć na stronie www.tvs.pl.