Czy bilety do Muzeum Śląskiego są za drogie? Dlaczego zieleń wokół muzeum nagle się kończy i zaczyna się klepisko? Czy i kiedy zostaną wyremontowane budynki po kopalni Katowice? Dlaczego nic nie wyszło ze współpracy z mieszkańcami Bogucic? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań w wywiadzie z Alicją Knast, dyrektor Muzeum Śląskiego.
Grzegorz Żądło: Minął rok od otwarcia nowej siedziby Muzeum Śląskiego. Były duże oczekiwania, dyskusje i publikacje. Jednak od wielu miesięcy zainteresowanie muzeum jest chyba znacznie mniejsze?
Alicja Knast: Zawsze największą obawą publiczności jest pewnie to, że ktoś podejmuje decyzje o wystawie jednoosobowo, i że jej zawartość nie będzie wynikiem kompromisu. Tak, myślę, było wówczas, przed inauguracją muzeum w nowej siedzibie i otwarciem wystawy o historii Górnego Ślaska. Ten niepokój związany był z tym, że na muzeum czekano nawet 90 lat, licząc od powstania Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Śląskiej, ruchu społecznego na rzecz utworzenia instytucji.
Wracając do sedna mojego pytania. Czuje pani, że to napięcie polityczno-społeczne wokół wystawy o historii Górnego Śląska już dawno opadło? Mówiąc brutalnie, po roku mało kogo to już interesuje
Cały czas spływają do nas różne głosy. Bierzemy pod uwagę każdą sugestię, co błędne poprawiamy. Zdarzyły się rzeczy źle podpisane, ktoś nie został umieszczony, a powinien albo zdjęcie jest źle opisane.
Ja negatywnych emocji nie odczuwam żadnych. Są głosy społeczników, którzy mówią, że chcieliby aby na wystawie było to, to i tamto, ale tłumaczę, jak potrafię dlaczego pewne rzeczy są niemożliwe. Bo np. to projekt unijny, a wystawa obarczona jest prawem autorskim, są też ograniczenia przestrzenne. Myślę, że w końcu bardzo pomogło zobaczenie tej wystawy, której przygotowywanie nie było w pełni transparentne.
No i kiedy zobaczyli ją specjaliści, nie byli zachwyceni. Prof. Ewa Chojecka stwierdziła, że “przyszedł walec i wyrównał”, mając na myśli to, że na wystawie jest coś dla każdego, a brakuje wyrazistej wizji
Nie tylko prof. Chojecka wyraziła takie zdanie. Teraz musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy taka percepcja fachowców i publiczności jest zasadna i spróbować to gdzieś zaadresować. Co wcale nie oznacza, że stanie się to na tej bardzo małej przestrzeni 1360 m kw. Według niektórych recenzentów, na wystawie “Światło historii” nie wybrzmiała rola przemysłu na Górnym Śląsku. Ale ja się temu w ogóle nie dziwię. Będziemy chcieli rozwinąć ten wątek w innej przestrzeni muzeum. Mam na myśli kuźnię i warsztat w części północnej. Właśnie siadamy i rozpoczynamy trudny proces przygotowania metody, za pomocą której będziemy chcieli o tym opowiedzieć.
Mówiąc wprost, chcecie brakujące elementy wystawy umieścić w innych budynkach muzeum?
Tak, ale tę ekspozycję trzeba będzie traktować komplementarnie. Na pewno nie będziemy na niej aż tak bardzo eksplorować tematów społecznych i kulturowych, bo ekspozycja będzie bardzo nastawiona na aspekt gospodarczy.
Przy okazji mam taki plan, żeby doprowadzić do kongresu historii gospodarczej Europy, który by się odbył w Muzeum Śląskim. Naszą rolą, wspólnie ze środowiskiem akademickim, jest praca nad tymi wszystkimi archiwami, które są w różnych miejscach na Śląsku, a także moderowanie dyskusji.
Historia gospodarcza to jedno, ale bardzo ważnym elementem, którym też chcemy się zająć, jest historia tego miejsca, czyli kopalni Katowice. Uważamy, że mamy do tego mandat i jesteśmy też do tego zobowiązani. Będzie to bardzo wiarygodne, jeżeli ludzie będą się przechadzać po tym terenie, mając okazję zobaczyć jak wyglądała ważna kopalnia w Katowicach i regionie.
Będziemy też chcieli pokazać jak doszło do rozwoju przemysłu na Górnym Śląsku, co niewątpliwie wiąże się z polityką czy wynalazczością.
Mówi pani o polityce, a ja już widzę kolejny problem. Znów będą różne interpretacje tych samych wydarzeń
A ja nie widzę. Wprawdzie rzeczywiście, słowo polityka bardzo źle się kojarzy, ale mnie chodzi o wydarzenia polityczne, które są punktem zwrotnym w historii Górnego Śląska, i które mają wpływ na kierunki rozwoju przemysłu w tym regionie. Pokazanie tych procesów jest bardzo potrzebne. Ale trzeba to zrobić w szerokim kontekście Europy, bo np. praca górnika na Górnym Śląsku różniła się od pracy górnika w Anglii.
Docierają do pani propozycje utworzenia muzeum medycyny czy muzeum sportu. Czy któraś z tych inicjatyw ma szansę zaistnieć w przestrzeni Muzeum Śląskiego?
Pyta pan osobę, która kocha muzea, więc dla mnie liczba muzeów zawsze jest za mała. Uważam, że muzeum nie musi być bardzo drogie w utrzymaniu, żeby odniosło pozytywny skutek społeczny. Dostrzegam zasadność tych argumentów, ale nie mnie decydować, w którym miejscu co mogłoby się odbyć. To już decyzja strategiczna, leżąca po stronie zarządu województwa.
Obecnie priorytetem jest dla mnie możliwość wystartowania w konkursie na fundusze unijne, żebyśmy mogli zrobić kuźnię i łaźnię. Bo to nie jest tak, że ktoś nam daje pieniądze. Teraz jest o wiele trudniej niż w poprzednim unijnym rozdaniu.
Mówi pani, że muzeów nigdy za wiele i jedno z nich się ostało, mimo że dążyła pani do jego połączenia z Muzeum Śląskim. Jak się pani czuła z tym, że musiała ustąpić miejsca na stanowisku dyrektora Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu Leszkowi Jodlińskiemu?
Kolejność była zupełnie inna. Kiedy minister poinformował związki zawodowe Muzeum Górnośląskiego, że nie widzi możliwości połączenia z Muzeum Śląskim, uznałam swoją misję za wyczerpaną. Nie można być dyrektorem na dwóch stanowiska w sposób, który będzie dobry dla tych instytucji i dla osoby, która pełni takie funkcje. W związku z tym złożyłam rezygnację, a potem się dowiedziałam, że osobą, która została zaproponowana na to stanowisko, jest pan Jodliński.
Czy od czasu kiedy dyrektorem Muzeum Górnośląskiego został Leszek Jodliński jest jakaś współpraca pomiędzy kierowanymi przez was placówkami?
Nadal funkcjonuje to co zainicjowałam, czyli wspólny bilet. Zrobiliśmy też wspólnie noc muzeów. Mam nadzieję, że utrzymamy to w przyszłym roku. Innej współpracy nie ma.
A widzi pani potrzebę jakiejś bliższej współpracy?
Na pewno, dlatego że zbiory są komplementarne. Część zbiorów Muzeum Górnośląskiego to tak naprawdę zbiory należące do Muzeum Śląskiego.
Będziecie je chcieli przenieść do siebie?
Na razie nie ma dyskusji na temat przenoszenia zbiorów z Bytomia do Katowic. Natomiast są sytuacje, jak planowana wystawa o modzie męskiej na Górnym Śląsku, w których będziemy zabiegać o wypożyczenie tych zbiorów.
Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, wspominała pani, że chcielibyście prowadzić aktywną działalność w dawnej siedzibie muzeum przy Al. Korfantego. Miała tam powstać m.in. galeria fotografii, ale chyba nic z tego nie wyszło?
Obecnie odświeżamy tę przestrzeń, bo ona naprawdę wymagała już remontu. Poza tym, zdjęliśmy wszystkie reklamy z budynku. To jest też sygnał, który chcemy wysłać – że nośniki reklamowe nie są już działalnością Muzeum Śląskiego. W tej chwili mamy wystawę ikon, która cieszy się dużym zainteresowaniem. We wrześniu, w związku z tym, że kończą się już prace nad katowickim rynkiem, chcemy trochę ożywić to miejsce i zaprosimy publiczność do obejrzenia instalacji artystycznych czterech scenografów w ramach Festiwalu Nowej Scenografii.
Galerię fotografii planowaliśmy pierwotnie na parterze, ale tego typu obiekty lepiej prezentują się w przestrzeniach Muzeum Sląskiego. Ale np. wspomniana już przeze mnie wystawa o ubiorze męskim będzie w budynku na Al. Korfantego.
Planujemy też wspólnie z miastem odnowienie południowej ściany budynku. Myślę, że w 2017 roku sprawa powinna już być zamknięta.
Skoro mowa o współpracy z miastem, to ewidentnie ta nie układa się przy waszej nowej siedzibie. W miejscu, w którym kończy się wasz ogród i zieleń, zaczyna się teren miasta z rzadką, rozjeżdżoną trawą. Wiem, że próbowała pani wpłynąć na miasto, żeby jakoś tę część strefy kultury zagospodarować, ale bez rezultatu?
Ta przestrzeń wykorzystywana jest przez miasto Katowice do organizowania imprez kulturalnych. Dyskusja na temat tego fragmentu gruntu jest bardzo potrzebna, ponieważ różnica pomiędzy naszym terenem, a terenem miasta jest zbyt rażąca. Zwłaszcza kiedy spojrzy się na to z góry, z wieży szybu Warszawa.
Dwa lata temu też tak pani mówiła, ale nic się w tej sprawie nie wydarzyło. No może poza posadzeniem kilku małych brzóz i postawieniem paru ławek. Zresztą niedopasowanych stylistycznie do otoczenia
Rozmawiamy z urzędem miasta, jednak decyzja co z tym zrobić nie jest po naszej stronie. Staramy się jak najlepiej utrzymywać zieleń wokół Muzeum Śląskiego. Ten pas od północnej strony Al. Roździeńskiego oraz teren bezpośrednio przylegający do wieży, należą do miasta. Jego zagospodarowanie trzeba jeszcze raz przemyśleć, biorąc pod uwagę również kwestię parkingu. Wolałabym, żeby to był teren zielony i biologicznie czynny, co byłoby przedłużeniem naszego ogrodu sensorycznego.
Musimy walczyć o spójność tego miejsca. Bardzo bym chciała, żeby na miejscu tego wyklepanego trawnika była piękna trawa i żeby była ona kontynuowana aż do NOSPR-u. Linia demarkacyjna jest obecnie bardzo wyraźna.
Przez pierwszy rok działalności nie brakowało wam odwiedzających. Może dlatego, że często wprowadzacie promocyjne ceny, np. 1 zł za wstęp. Musicie wypełnić unijne wskaźniki frekwencji czy jest inny powód?
Nie, nie musimy. Może wszyscy powinni zawsze płacić za wstęp, ale są sytuacje, w których trzeba jakoś zachęcić, żeby przyszedł ktoś, kto sam z siebie do muzeum by nie zajrzał. Do żadnego muzeum, obojętnie czy to jest Luwr, czy Muzeum Śląskie. Czasami jest też tak, że świętujemy coś, jak np. Noc Muzeów czy nasze urodziny. Osobiście bardzo bym chciała, żeby muzeum było za darmo, ale to jest niemożliwe. Kwota za bilet (od 6 do 24 zł – przyp. red.) jest barierą, czego nie wiedziałam jeszcze w 2014 roku.
Czyli cena biletu wstępu do Muzeum Śląskiego jest za wysoka?
Jeśli przyjdzie cała rodzina, to rzeczywiście już jest problem.
Czy w takim razie planujecie obniżenie cen biletów?
Na razie nie, bo to nie jest reprezentatywne, kiedy jest efekt nowości. Jesteśmy w przededniu dwóch rzeczy. Pierwsza to przygotowanie strategii dla Muzeum Śląskiego do 2021 roku. Druga to analiza motywacji i miejsc skąd przychodzą do nas zwiedzający i dlaczego inni nie przychodzą. Dlatego kosmetycznych zmian nie zamierzam wprowadzać. Nie sądzę, żeby obniżenie ceny np. do 6 zł dla wszystkich cokolwiek zmieniło.
Myślę, że tak duża obniżka mogłaby jednak zachęcić wiele osób do przyjścia do muzeum
W przypadku osób, które i tak by przyszły, pewnie tak. Ale jest szereg osób, które nie przychodzą, bo wstęp jest płatny. Nieważne ile kosztuje.
Zapewne w dniu, w którym Muzeum Śląskie można zwiedzać za darmo, frekwencja jest dużo wyższa niż w pozostałe dni tygodnia?
Zdecydowanie wyższa, również w stosunku do dni, kiedy mamy ceny promocyjne. Nawet kiedy ogłaszamy, że mamy wstęp za złotówkę, w darmowe wtorki i tak mamy o wiele więcej osób. Jestem jednak przekonana, że efekt społeczny, który jest trudno mierzalny, byłby bardzo duży, gdybyśmy mogli zrobić wstęp za darmo.
Mieszkańcy, nie tylko Katowic, cały czas zastanawiają się czy i kiedy wyremontujecie pokopalniane budynki, które wciąż stoją puste?
Jeśli chodzi o wieżę ciśnień, to bardzo idealistycznie myślałam, że jacyś inwestorzy-wizjonerzy się znajdą i będą chcieli coś w niej zrobić w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Ale tacy się nie znaleźli. Zastanawiamy się więc nad wpisaniem tej wieży do jakiegoś programu rewitalizacyjnego. Jeśli uda nam się znaleźć partnera prywatnego – super, jeśli nie, będziemy poszukiwać pieniędzy na remont sami.
Mamy pomysł na kompleks szybu Bartosz, ale najpierw musimy dostać zgodę na aplikowanie o pieniądze z programu infrastruktura i środowisko. To w przyszłym roku, a już w tym chcemy się starać o fundusze na remont warsztatu i kuźni.
Obecnie trwa remont łaźni głównej i stolarni. Otwarcie planujemy na kwiecień 2017 roku. Ekspozycja stała będzie dotyczyła przygód Tomka Szklarskiego. Przygotowujemy też ekspozycję czasową pt. Wszystko zaczęło się od ziarna.
Planowaliście szeroką współpracę z mieszkańcami Bogucic, ale niewiele z tego wyszło. Nadal chce pani wciągać mieszkańców dzielnicy w jakąś interakcję z muzeum?
Rzeczywiście, plany mieliśmy ambitne, ale myślę, że gdzieś popełniliśmy błąd. Być może chcieliśmy, żeby się to wszystko zadziało za szybko. Dlatego teraz postanowiliśmy spojrzeć na to spokojniej i zorganizowaliśmy pierwszą edycję “Szychty kreatywnej”. Zaprosiliśmy osoby doświadczone w rewitalizacji społecznej, żeby podzieliły się z nami swoimi doświadczeniami. W październiku planujemy drugą edycję. W przyszłym roku będzie podsumowanie. Będziemy chcieli się do tej współpracy lepiej przygotować, zrestartować i zacząć od nowa.