Na ostatniej sesji radni przyjęli miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu po Hucie Baildon. Zarówno w trakcie procedury przygotowywania planu, jak i na samej sesji nie brakowało kontrowersji, dyskusji i sporów. Ostatecznie plan został uchwalony. Co to oznacza dla tego obszaru i całego Załęża? W bliskiej perspektywie niewiele, ale w dalszej – bardzo dużo. I wcale nie chodzi tylko o to czy powstanie tu kolejne centrum handlowe, czy też nie.
Obecnie teren po Hucie Baildon to swego rodzaju hybryda funkcji przemysłowej, biurowej i usługowej. Jednym słowem – chaos. Coś z tym trzeba było zrobić. Oczywiście prawie nigdy przy uchwalaniu MPZP nie da się pogodzić interesów wszystkich stron. W tym miejscu było to szczególnie trudne i pewnie się nie udało. Choć na ostateczną ocenę przyjdzie jeszcze poczekać.
Pierwszym i chyba najważniejszym problemem była próba odpowiedzi na pytanie czy da się pogodzić w bliskim sąsiedztwie produkcję przemysłową z innymi funkcjami. Na razie władze Katowic uznały, że się da, o czym przekonywał na sesji Waldemar Bojarun, wiceprezydent Katowic. – W pierwszym wyłożeniu do publicznego wglądu plan obejmował cały teren po hucie. Troska miasta o to, żeby tam funkcjonowały firmy przemysłowe sprawiła, że w drugim wyłożeniu tereny, gdzie prowadzona jest produkcja, zostały wyłączone z granic planu. Zmiany dotyczą obszaru, gdzie tej produkcji dzisiaj nie ma. Miasto zrobiło wszystko, żeby ten przemysł tam utrzymać.
To wersja oficjalna i jak najbardziej prawdziwa. Jednak nieoficjalnie władze Katowic liczą na to, że prędzej czy później przemysł z działek pomiędzy Grundmanna, Chorzowską, Gliwicką i Bracką zniknie.
Pomysł i przemyślenia władz Katowic są następujące: utrzymujemy przemysł, ale nie bardzo dajemy mu jakiekolwiek możliwości rozwoju. Przy okazji, po cichu liczymy, że nowe biurowce, handel i usługi powoli “obudują” fabryki, a ich właściciele prędzej czy później sprzedadzą działki i przeniosą produkcję gdzie indziej. Tym samym centrum miasta (bo teren po Hucie Baildon to praktycznie centrum Katowic) zupełnie zmieni swoje oblicze.
Plan chytry, choć może zająć dużo czasu. Czy słuszny? Tu głosy są podzielone, co widoczne było zwłaszcza na sesji. Andrzej Karol, przewodniczący MOZ NSZZ Solidarność “Baildon”, a jednocześnie przewodniczący Rady Jednostki Pomocniczej nr 7, argumentował, że uchwalenie planu w kształcie zaproponowanym przez prezydenta doprowadzi do likwidacji nawet pół tysiąca miejsc pracy. – To są ostatnie zakłady, które dają miejsca pracy w Załężu i Dębie. Nie jesteśmy przeciwko temu, że ten teren ma się zmieniać. Należy zrobić z tym porządek. Usługi, handel – jak najbardziej. Jednak nie mając szans rozwoju, firmy z branży hutniczej zabiorą manatki i sobie pójdą. Niech miasto zrobi najpierw porządny układ komunikacyjny i porządny plan – przekonywał Karol.
Związkowcy (zresztą nie tylko oni) uważają, że dużym zagrożeniem dla rozwoju przemysłu w Załężu jest dopuszczenie w planie możliwości lokowania na terenie po Hucie Baildon sklepów wielkopowierzchniowych (powyżej 2 tys. m kw.).
To był najbardziej wyrazisty argument przeciwników uchwalenia planu. “Kolejna galeria handlowa” – właściwie tylko to wybrzmiewało w dyskusjach dotyczących zagospodarowania terenu po hucie. Tymczasem wcale nie jest przesądzone czy rzeczywiście jakieś centrum handlowe w Załężu powstanie. Poza budowlanym Leroy Merlin, który już przeprowadził wyburzenia i przygotowuje się do budowy sklepu. Tyle, że akurat nie o to konkretnie miejsce związkowcom chodzi.
Handel o powierzchni powyżej 2 000 m kw. został też dopuszczony na działce należącej do firmy Opal, w zachodniej części terenu objętego planem (na południe od kościoła i skweru). Na sesji był przedstawiciel Opala, który przekonywał, że to co powstanie w tym miejscu, będzie uzależnione od tego, czego potrzebują ludzie. Bez konkretów, ale też bez żadnych przesądzeń. – Ten teren nie jest w żaden sposób wykorzystywany na działalność przemysłową. Jako inwestor nie jesteśmy przeciwni działalności przemysłowej. Powstaje jednak pytanie czy pozostawienie przemysłu w ścisłym centrum miasta jest tym kierunkiem, który powinien zostać przyjęty. Również w kontekście poprawy stanu powietrza – argumentował Paweł Piskozub z Opala Maksimum.
Przekaz jasny. Opal Maksimum ma w tym miejscu więcej działek. Zapewne trudniej szuka się inwestora (a tak właśnie działa ta spółka) na biurowiec czy sklep jeśli obok nadal produkowane są pręty czy węgliki spiekane.
Inny problem ma właściciel złomnicy. Plan nie dopuszcza w tym miejscu takiej działalności. Właściciel, Jan Osuch w ostrych słowach mówił na sesji co o tym myśli. – Kupiłem działki od miasta i rozbudowałem firmę. Mam koncesję na zbiór odpadów i skup surowców wtórnych od dwóch lat. Nie ma żadnych zastrzeżeń ze strony sąsiadów. Domagam się, aby ta działalność została ujęta w MPZP. Poprzednie władze mi to gwarantowały. Miasto ma przedsiębiorcom pomagać, a nie utrudniać życie. Nie chciałbym iść do sądu – mówił Osuch. Skup złomu i surowców wtórnych będzie mógł istnieć jeszcze osiem lat, do czasu wygaśnięcia koncesji i pozwoleń środowiskowych. Władze Katowic uznały, że złomnica pośród budynków mieszkalnych to nie najlepszy pomysł.
Plan dla terenu po Hucie Baildon niedługo wejdzie w życie. W kolejnych miesiącach i latach wszyscy będą pewnie najbardziej wyczekiwać informacji z firmy Opal na temat tego czy na należącym do niej terenie powstanie centrum handlowe, czy coś innego.
MPZP to jednak nie tylko usługi handlu, produkcji przemysłowej czy zabudowy mieszkaniowej. W dokumencie znalazł się też ślad ulicy Nowogliwickiej, która miałaby biec na północ od Gliwickiej i łączyć ul. Żelazną z ul. Bocheńskiego. Pomiędzy Gliwicką i nową ulicą może powstać plac centralny, który pełniłby rolę rynku dla Załęża.
Na razie jednak ani na drogę, ani na plac w budżecie i Wieloletniej Prognozie Inwestycyjnej nie zostały przeznaczone żadne pieniądze.
Oj tam, dużo lepszy teren pod biura i hotele to teren zajezdni autobusowej, bo jest znacznie bliżej centrum. Ciekawe dlaczego tam KrUszok blokuje rozwój 😛