Tragedia kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców Śląska w trzech tomach. Dzisiaj przywrócono pamięć o deportowanych do ZSRR. Księga zawiera ponad 46 tys. biogramów. Co trzeci Ślązak nie wrócił po wywózce na wschód.
“Mój dziadek wytrzymał kilka miesięcy, bo jak w maju trafił do obozu, to we wrześniu już zmarł. Nie był przyzwyczajony do ciężkiej pracy w kopalni, bo nie był górnikiem. Jego brat odszedł, kiedy we wrześniu tych najbardziej chorych wywożono, to zmarł w drodze i został pochowany przy granicy węgierskiej w Szeged, także nawet nie dotarł do domu” – opowiada Monika Sendal z miejscowości Kozłów pod Gliwicami. Pierwszy zostawił trzy córki, a drugi dziesięcioro dzieci. Tylko w Kozłowie takich historii mieszkańców jest około 300.
Dzisiaj odbyła się prezentacja książki, która przywraca pamięć 46 200 osób internowanych, aresztowanych i deportowanych do pracy przymusowej w ZSRR w 1945 roku. To byli mężczyźni. Głównie robotnicy, którzy w czasie wojny pracowali w fabrykach oraz górnicy. Zostawili swoich bliskich, a niektórzy nie zdążyli się nawet pożegnać, bo myśleli, że wyjeżdżają na krótki czas do pracy. Jak mówi dr Dariusz Węgrzyn, autor „Księgi aresztowanych, internowanych i deportowanych z Górnego Śląska do ZSRR w 1945 roku”, dla dzieci tych mężczyzn wiedza o tym, co stało się z ich ojcem, kończyła się na granicy miejscowości. – Te rodziny popadły w potworną biedę w tych niepewnych, powojennych czasach. Kiedy tutaj było niebezpiecznie i trudno – mówi Węgrzyn.
Niektóre historie nadal nie mają swojego zakończenia. – Po wielu z nich ślad zaginął. W wielu przypadkach rodziny do dzisiaj nie mają informacji, co się z tymi ludźmi stało. Kiedy i gdzie ta osoba zmarła, tego wiele rodzin nie wie. Publikacja częściowo ma odpowiadać na takie podstawowe pytania – mówi autor. Byli też tacy, którzy “zmartwychwstali”, bo w dokumentach już nie żyli. – To nie jest mały odsetek, bodajże 450 osób, które państwo polskie musiało przywrócić do życia. Wcześniej uznani za zmarłych, a w 1949-1950 wrócili i tych ludzi trzeba było przywrócić do życia, czyli anulować wyrok i przyznać, że jednak żyją – wyjaśnia Węgrzyn. Autor “Księgi” spędził wiele lat na zbieraniu i weryfikowaniu danych mieszkańców, którzy zostali ze Śląska deportowani na wschód – do Ukrainy, Białorusi, Gruzji, a nawet do obozów na Uralu. Samych teczek postępowań dotyczących uznania za zmarłego z sądów grodzkich przejrzał 40 tys. Korzystał też z danych spisowych z lat 1945-1947 oraz dokumentów rosyjskich. – Ta forma książkowa trzech opasłych tomów pokazuje skalę zjawiska. Chciałbym podkreślić to, że mówiąc o tym, że 1/3 z deportowanych nie przeżyło, to jeden tom to są ci, którzy pojechali na wschód i z tego wschodu nie wrócili – mówi. Dzisiaj pamięć o tych osobach po ponad 75 latach została zachowana. Każdy biogram zawiera imię, nazwisko, imię ojca, miejsce zamieszkania, datę i miejsce urodzenia, zawód i miejsce pracy. Jest też informacja o tym, gdzie i kiedy zmarła dana osoba, a jeśli udało jej się wrócić, to kiedy przekroczyła granicę Polski.
Jak podaje IPN, “książka jest jednym z nielicznych przykładów upamiętnienia imiennego dużej akcji deportacyjnej okresu II wojny światowej”. Górnoślązacy, którzy w okresie od lutego do kwietnia 1945 roku trafili do łagrów w ZSRR i pracowali tam przymusowo nawet do końca 1949 roku. Księga jest dostępna w punkcie sprzedaży w IPN przy ul. Józefowskiej 102 w Katowicach. Cena to 119 zł.