Reklama

Architekt Jan Dąbrowski przepłynął pontonem z Katowic do Bałtyku. “Rzeka wygląda jakby wszyscy się do niej załatwiali” [WYWIAD]

Materiały prywatne Jana Dąbrowskiego

Anna Szeląg
Architekt z Katowic przepłynął pontonem ponad 850 km przez polskie rzeki, badając przy okazji stan wody. To co zastał podczas podróży nie napawa optymizmem. “Nie spodziewałem się, że już na samym początku będzie aż tak źle”.

Skąd u architekta zainteresowanie rzekami i pomysł na projekt ODRAtować?

Jan Dąbrowski: Interesuję się urbanistyką i wodą. Ta architektura nie jest bardzo szeroko zdefiniowana i oddziaływanie wody na samą architekturę czy projektowanie miast zgodnie z wpływami wody jest także bardzo ciekawe. Architekt zajmuje się bardzo różnymi rzeczami, więc na swój sposób rzekami także. Dla mnie szczególnie ciekawe było to pod względem urbanistycznym, jak rzeki kształtują miasta i co się dzieje, gdy na przykład rzeka zniknie. No ale też interesujące jest to, co się dzieje, kiedy rzeka jest zanieczyszczona i w jaki sposób to oddziałuje na środowisko. Także pasja do architektury połączyła się z pasją do podróżowania i tak powstał ten projekt.

Jak wyglądały przygotowania do podróży? Czego potrzebuje osoba, która wybiera się pontonem nad morze?

U mnie największym przygotowaniem było poszukiwanie partnerów, firm i instytucji, które byłyby zainteresowane współpracą przy projekcie i na to, szczerze mówiąc, zmarnowałem miesiąc. Dzwoniłem i wysłałem setki maili i w zasadzie nic z tego nie uzyskałem, oprócz dwóch współprac. Innym aspektem przygotowań do takiej wyprawy jest przygotowanie całego ekwipunku. Jest to dosyć wymagające, ponieważ żeby skutecznie przeprawić się przez taką rzekę, trzeba wszystkie swoje rzeczy mieć wodoodporne. Gdyby na przykład packraft (lekki ponton – przyp. red.) się przewrócił i wpadł do wody, to wszystkie moje rzeczy muszą się unosić na wodzie i musi to być jeszcze związane ze sobą, żeby nie odpłynęły razem z nurtem. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne to nieszczególnie się przygotowywałem. Ponadto ważny jest jeszcze research i kwestie merytorycznie. Samą trasę trzeba przeskanować, bo po drodze są różne przeszkody – zapory, śluzy.

Pewnie niewiele rzeczy zabrałeś ze sobą?

Lepiej nie brać, bo ten packraft trzeba często przenosić. Szczególnie na początkowych fazach musiałem wielokrotnie go przenosić, bo poziom wody był za niski albo były powalone drzewa i nie dało się przypłynąć. Brałem kilka ubrań, namiot, śpiwór, polową kuchenkę gazową, wiosło no i w zasadzie to tyle. Miałem ze sobą jeszcze takie małe narzędzie do badania podstawowych parametrów wody. Nazywa się konduktometr i służy do mierzenia pH i temperatury wody. Jest to taki trochę większy termometr. Jest całkiem dobry, jeśli chodzi o podstawowe badania wody, natomiast żeby mieć szczegółowe wyniki to trzeba ją wysłać do laboratorium, gdzie jest mierzona bardzo dokładnie. Na potrzeby mojej podróży to dobrze spełniło swoją rolę. Mimo że nie jest to ultraprecyzyjne, to w dobry sposób pokazuje, gdzie stan rzek się pogarsza i gdzie wrzucane są ścieki.

Materiały prywatne Jana Dąbrowskiego

Jak dokładnie przebiegała trasa podróży?

Rozpoczęła się spod domu, w Panewnikach od Ślepiotki, takiej małej rzeczki, która później wpływa do Kłodnicy. Kłodnicą płynie się z Katowic do Rudy, a przez Rudę do Gliwic. W Gliwicach z Kłodnicy przesiadam się na Kanał Gliwicki, który wpływa już prosto do Odry, a Odra wpływa do Zalewu Szczecińskiego. Oczywiście po drodze jest Opole, Wrocław, Głogów, Frankfurt nad Odrą i Szczecin. Zalew Szczeciński wpływa do Świny, Świna do morza przy Świnoujściu i tam się kończy w zasadzie ta droga.

Czy udało ci się po drodze kogoś poznać? Jak ludzie reagowali na twoją podróż?

Mało osób spotkałem, głównie wędkarzy. Wędkarze nie byli zadowoleni, bo mieli haczyki, linki i denerwowali się, bo ryby odstraszałem wiosłami. Ale zazwyczaj ci których spotykałem byli bardzo pozytywnie zaskoczeni i kiedy opowiadałem im o projekcie zawsze chwalili i życzyli szczęścia. Niektórzy łapali się oczywiście za głowę.

Przejdźmy do najważniejszego – jak wrażenia po podróży? Czy to co spotkałeś w rzekach, było tym, czego się spodziewałeś?

Myślę, że wiedziałem mniej więcej, co mnie czeka, ale chyba nie spodziewałem się, że aż tak to będzie wyglądało. Z jednej strony wiedziałem, że nadchodzi lato, nadchodziły bardzo wysokie temperatury, więc możliwe jest ponowne wymieranie ryb. Wpływając do Kłodnicy w Katowicach ze Ślepiotki, dosłownie podczas pierwszej czy drugiej godziny mojej podróży, już zastanawiałem się, czy nie wracać. Ta woda była naprawdę marnej jakości. Ten pomarańcz wody i ten smród były uderzające. Nie spodziewałem się, że już na samym początku będzie aż tak źle.

Materiały prywatne Jana Dąbrowskiego

To był jedyny moment zwątpienia? Zastanawiałeś się nad zrezygnowaniem później czy dalej było jednak troszkę łatwiej?

Może nie nad zrezygnowaniem, ale… szok się pojawił. Przepływanie przy różnych ujściach ścieków chemicznych nie było najprzyjemniejsze, ale taki był też zamiar tej wyprawy. To był w zasadzie cel, żeby przepłynąć obok czegoś takiego, bo same liczby nie mówią zbyt wiele o stanie rzek, mało kto je potrafi zrozumieć. Starałem się tym projektem oddziaływać na tę sferę emocjonalną, czyli starałem się przybliżyć ludziom, co by było, gdyby się wykąpali w takiej rzece. Dopiero wówczas zastanawiamy się, jaki jest tak naprawdę stan tych rzek. Jeśli nie chcemy wejść do tej wody, to coś to oznacza.

Co na tej wodnej trasie najbardziej tobą wstrząsnęło?

Na początku na pewno ta Kłodnica była mocnym przeżyciem. Myślę, że kilka rzeczy mną wstrząsało, chociażby było kilka takich miejsc, jak w Gliwicach, gdzie jakieś drzewo się powaliło, zatrzymało bardzo wiele śmieci i musiałem się jakoś przez to przeprawić. Na pewno szokiem było zatrucie się tą wodą. W jakiś kropelkowy sposób przedostała się pewnie do mojego bidonu i to wystarczyło, żebym zatruł się na kilka dni. Nie spodziewałem się też, że będzie tyle śluz. Wiedziałem, że są śluzy, ale nie wiedziałem, że są tak ogromne. Szokujące było dla mnie też to, że są puste, że nikt ich nie używa, a jest to gotowa infrastruktura, którą trzeba utrzymywać. Natomiast stoją absolutnie puste, szczególnie na kanale gliwickim.

Gdzie sytuacja ze stanem wód wygląda najlepiej, a gdzie najgorzej?

Najgorzej jakościowo wygląda tutaj na Górnym Śląsku, ale nie ma tu tak dużej ilości wody w porównaniu do dalszych etapów Odry. Przykładowo, gdy Kanał Gliwicki wpływa do Odry, to wód z niego jest na tyle niedużo, że te współczynniki w samej Odrze po zmieszaniu się nie wzrastają aż tak dramatycznie jak w późniejszych etapach, na przykład za Głogowem czy przy Zielonej Górze. Tam w zasadzie nie widać nic po wodzie, ale nagle z kilometra na kilometr norma przewodności, czyli pośrednia też zasolenia wzrasta trzykrotnie.

Materiały prywatne Jana Dąbrowskiego

Jakie są twoje wnioski i refleksje po zakończonej wyprawie?

Refleksje są umieszczone na stronie internetowej, gdzie zamieściłem mapę z przebiegiem trasy oraz zdjęciami i materiałami. Przy czym na tej mapie pokazane jest, gdzie Odra jest najbardziej zanieczyszczona. Przy Kanale Gliwickim jest czarno wręcz, ale tej rzeki nie ma aż tyle. Przy Wrocławiu ta rzeka wraca do jakichś norm, a za Głogowem znowu mapka zamienia się w kolor fioletowy, który nie jest najlepszy. Czyli jasno widać, gdzie stan rzek się pogarsza i szczegółowo gdzie pogarsza się zasolenie wody. Myślę, że bardzo wiele osób będzie chciało użyć tego projektu, żeby pozamykać kopalnie czy przemysł, natomiast są techniki, które umożliwiają odzyskiwanie soli z takiej solanki i sprzedawanie jej. Niekoniecznie chciałbym, żeby przez ten projekt zamykano kopalnię, natomiast bardziej proponowałbym nowoczesne rozwiązania.

Czy może z racji twojego zawodu masz jakieś propozycje nowych rozwiązań?

Myślę, że tutaj technologia jest rozwiązaniem. Istnieje taka technologia chociażby w Jaworznie, gdzie odsala się wodę. Zasolenie jest dosyć dużym tematem. Nikt na tym nie traci, bo kopania może działać dalej. Jednocześnie woda czy sól z tej wody są sprzedawane na chociażby sól drogową, co też generuje zyski i myślę, że takie rozwiązanie satysfakcjonuje wszystkich. Jeśli chodzi o inne ścieki, niemożliwe żeby to były same ścieki przemysłowe, czy same ścieki z kopalń i innych zakładów przemysłowych. Tutaj w Katowicach ta woda jest pomarańczowa i nawet nie mam pojęcia co jest tam wrzucane, ale… wygląda to, jakby wszyscy się załatwiali do tej rzeki.

Jakie kroki, twoim zdaniem, powinny zostać podjęte żeby było lepiej? Co musiałoby się stać, żeby sytuacja się poprawiła?

To takie bardziej życzeniowe myślenie. Tutaj pomogłyby jakieś zmiany systemowe czy zmiana myślenia o tym wszystkim. Jedni chcieliby to wszystko zamykać, a drudzy uparcie chcą dalej zanieczyszczać środowisko i trwać w obecnym funkcjonowaniu. Nic więcej pewnie nie ugram, bo to są potężne pieniądze i możliwe, że ktoś komuś płaci żeby nic się nie zmieniało, bo jest to po prostu ogromny interes. Zadziałałem oddolnie, może to coś da, może nie. Jako kolejny etap projektu szukam firm, które byłyby zainteresowane budową kładki czy instalacji, która filtrowałaby wodę w takiej małej skali. Kładka pełniłaby rolę edukacyjną czy rekreacyjną. Można by sobie na niej posiedzieć i jednocześnie wejść do czystej wody. Chciałbym ten projekt zaakcentować takim fizycznym obiektem.

*Wyprawa Jana Dąbrowskiego polskimi rzekami z Katowic nad morze trwała około 3 tygodni. W sumie architekt przepłynął pontonem około 850 kilometrów. Szczegółowe wnioski, wyniki badań i kolejne plany Dąbrowskiego dostępne są na stronie internetowej TUTAJ.

Materiały prywatne Jana Dąbrowskiego

Tagi:

Komentarze

  1. Kicek 29 sierpnia, 2024 at 11:15 am - Reply

    Śmiech na sali.
    Gość płynął pontonem po Ślepiotce?
    Przecież ta rzeczka nie ma nawet metra szerokości a wody w niej jest do kostek.
    To sam jak wpada do Kłodnicy, której głębokość to raptem 15-20cm.
    Tam to może sobie puszczać łódeczki z papieru a nie pontonem pływać.

  2. Ryl 16 sierpnia, 2024 at 8:26 pm - Reply

    jo się kąpią w Kłodnicy

Dodaj komentarz

*
*