W Katowicach jest legendą. Najpierw grał na gitarze i zbierał pieniądze na ubogich. Potem sam został bez dachu nad głową. Wiele razy ocierał się o śmierć. Potem ruszył w góry, napisał książkę, a dziś znów gra w Katowicach. Tam gdzie wiele lat temu, czyli na Staromiejskiej.
Jacka Pikułę zna wielu katowiczan. Zatrzymują się przy grającym mężczyźnie, pytają o zdrowie, mówią, że pamiętają go z dawnych lat i kupują książkę “Skrawek Nieba. Poradnik nieporadny”. – Wczoraj sprzedałem wszystko co miałem. Dziś też będę grał i sprzedawał. Po to ją napisałem, by ludzie czytali – mówi Pikuła. Książka ujrzała światło dzienne kilka miesięcy temu. Dlaczego pan Jacek zdecydował się na promocję dopiero teraz? – To się stało naturalnie, robię pomału kroki naprzód. Kiedy kilka lat temu ludzie wieszali na mnie psy, zamknąłem się na długie lata. Ale potem życie stworzyło mi okazję do napisania książki. To moje dzieło, bez korekty, takie prawdziwe, napisane dokładnie moimi słowami. Zbieram nią na życie – dodaje. Książka jest zbiorem krótkich historii z życia Pikuły. Można też do niej kupić płytę z muzyką, którą gra na ulicy. Pakiet kosztuje 50 zł, książka 35 zł. Jeśli komuś nie uda się złapać pana Jacka dziś na Staromiejskiej, może złożyć zamówienie mailowo ([email protected]).
Pikuła pojawił się w Katowicach na dwa dni, wieczorem wraca w góry, gdzie mieszka w namiocie. Nie chce mówić o sobie “bezdomny”, raczej “bez domu”. – Pracuję, golę się, nie jestem niedołężny czy upośledzony umysłowo, by korzystać z noclegowni. Mieszkam w górach, żyję biednie, ale jestem u siebie – opowiada Pikuła. Jedyne czego się obawia, to by ludzie nie wyrzucali go, gdy w okolicy czyjejś posesji rozbije namiot. Nie boi się głodu czy pobicia.
W bacówkach i w schroniskach gotuje ryż i robi naleśniki z jagodami, które zbiera w lesie. – Stoję na rozdrożu, bo mógłbym wziąć miotłę, sprzątać ulicę i mieć pieniądze na pokój w mieście. Ale znajomi mnie motywują, żebym grał, nagrywał płyty, może napisał kolejną książkę. Ja marzę o niewielkim domku w górach, najlepiej w Beskidzie Sądeckim – Pikuła pokazuje zdjęcie w telefonie. Mały, drewniany domek, nieco rozsypujący, do naprawy, ale to nie problem. Telefon i laptopa dostał w prezencie. Za pieniądze uzbierane na ulicy kupił mikrofon i sprzęt niezbędny do grania. Raz w miesiącu chce przyjeżdżać do Katowic, na Staromiejską, żeby zarobić na jedzenie.
W latach 90. nie zwracając uwagi na pogodę, Jacek Pikuła grał na gitarze na ulicy Staromiejskiej i zbierał pieniądze, które przeznaczał na pomoc ubogim dzieciom. Stworzył im dom – Skrawek Nieba – gdzie mogły odrabiać lekcje i uczestniczyć w warsztatach, ale też zamieszkać, jeśli była taka potrzeba. Za działalność społeczną dostał wiele nagród, m.in. Honorową Odznakę Miasta Katowice i Order Uśmiechu.
Gdy przyszła wiadomość, że w miejscu wyremontowanego domu ma powstać DTŚ, zaczęły się problemy. Odszkodowanie nie wystarczyło na stworzenie nowego ośrodka, który trzeba było gruntownie wyremontować. W tym momencie dom był schronieniem dla setki dzieci, które także pomagały w remoncie. Brakowało schodów, a wtedy skończyły się pieniądze. Odezwał się ZUS, któremu Pikuła nie płacił wszystkich składek, narosły odsetki. Mężczyzna stracił wszystko, łącznie z dachem nad głową. Próbował odebrać sobie życie. Zamieszkał pod mostem i żywił się resztkami wyrzucanymi przez ludzi. Słabł z głodu i zimna. W końcu się podniósł i wyjechał w góry. Pomagał leśniczemu, zbierał i sprzedawał jagody, rąbał drewno. Wędrował szlakami i spał w namiocie. W tym roku postanowił opisać swoje życie na kartkach książki. „Skrawek Nieba. Poradnik nieporadny” to historie Jacka Pikuły spisane w dworcowych poczekalniach i w namiocie. Mężczyzna chciałby też wydać płytę ze swoją muzyką. Na razie gra, jak dawniej na Staromiejskiej.
Wzruszające… Już zrozumiał, że należało płacić składki ZUS za pracowników?