W niedzielę zmarł Zbigniew Łankiewicz, który przez kilkadziesiąt lat współtworzył katowickie neony. Przegrał z chorobą nowotworową, która po raz kolejny zaatakowała go pół roku temu. Miał 78 lat.
Zbigniewa Łankiewicza poznałem pod koniec września 2011 roku. Robiłem wtedy w TVS materiał o tym, jak Dominik Tokarski ze znajomymi ratują neony z katowickiego dworca PKP. Moja ówczesna dziewczyna, a dzisiaj żona, powiedziała mi wtedy, że jest ktoś taki jak pan Zbigniew. Pisała o nim wcześniej w Echu Miasta. Pojechałem więc na ul. Dębową, gdzie mieści się firma Neon-Irsa. Zbigniew Łankiewicz przyjął mnie bardzo życzliwie. Zresztą, jak chyba zawsze i wszystkich. Był człowiekiem otwartym i chętnym do pomocy. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Nie rozmawialiśmy wtedy zbyt długo, bo potrzebowałem krótkiej “setki” do materiału. Ale jedno zdanie zapadło mi w pamięć szczególnie. Pan Zbigniew powiedział, że kocha neony. Kiedy to mówił, oczy szkliły mu się od łez. W tym momencie pomyślałem, że chciałbym opowiedzieć jego historię i historię neonów, które tworzył. A tych były dziesiątki, a nawet setki. W centrum Katowic i innych miast. Film zrobiłem dopiero cztery lata później, w grudniu ubiegłego roku. Zadzwoniłem do pana Zbigniewa i opowiedziałem co chciałbym nagrać. Zgodzil się od razu. Wyglądał na zakłopotanego, jakby chciał powiedzieć: przecież to nic takiego, ja tylko robiłem swoje. Nie zdawał sobie sprawy, że wspólnie z kolegami odcisnął pozytywne pięto na wyglądzie powojennych Katowic.
Spędziliśmy na nagraniu niemal cały dzień. Pan Zbigniew cierpliwie odpowiadał na pytania i opowiadał jak wyglądała jego praca. Wspominał, że zaczynał w latach 60. Robił rysunki w skali 1:1 tego co zaprojektowali wcześniej plastycy. – Pamiętam jak rysowałem taki ogromny neon, który potem wisiał na domu handlowym PDT na ul. 3 Maja. Tworzyły go takie nieregularne, duże linie. Musiałem go rysować w szkole na sali gimnastycznej.
Wspominał jak w okresie PRL-u fabryki czy sklepy czekały na realizację neonów nawet 10 lat. – Myśmy te neony robili całymi ulicami. Takie były wtedy czasy. Każdy chciał mieć neon. Była nawet pewna rywalizacja pomiędzy przedsiębiorstwami.
Kiedy zmieniał się ustrój, odszedł z państwowej “Reklamy” i założył własną firmę. Jak mówił, było to możliwe dzięki temu, że jego starszy syn Michał nauczył się wcześniej gięcia szkła. Potem do fIrmy dołączył młodszy syn, Miłosz. Neon-Irsa znów zaczął ozdabiać Katowice neonami. Pan Zbigniew pomagał synom niemal do końca. Kiedy w grudniu nagrywaliśmy sceny do filmu, rysował odręcznie napis Katowice. Litery były piękne. Podobnie jak neony, które tworzył przez całe życie. – Jest moim marzeniem, żeby Katowice wygladały przynajmniej jak kiedyś. Wieczorem jak wyszło się na miasto, to było bajecznie kolorowo – mówi w filmie.
Co ciekawe, kiedy rozmawialiśmy po czterech latach przerwy, znów powiedział to jedno charakterystyczne zdanie. – Jak się kocha to co robi, to wtedy jest dobrze. A ja kocham neony.
Pogrzeb Zbigniewa Łankiewicza odbędzie się w poniedziałek 7 września o godz. 14.30 na cmentarzu komunalnym przy ul. Murckowskiej w Katowicach.