Reklama

W sprawie spalarni śmieci metropolia wraca do punktu wyjścia

Grzegorz Żądło
Nie wiadomo gdzie, jak, kiedy, z kim i za ile. Jeśli chodzi o spalarnię odpadów, Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia jest w punkcie wyjścia. „Weto” wojewody, który nie pozwolił GZM na utworzenie spółki celowej do budowy spalarni, jest tylko gwoździem do trumny projektu, o którym mówi się od lat.

Metropolia nie może budować spalarni odpadów komunalnych, bo to nie leży w jej kompetencjach. Tak można podsumować decyzję Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który odrzucił skargę Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii na decyzję wojewody śląskiego. Nadzór prawny Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego unieważnił uchwałę zgromadzenia GZM o powołaniu spółki celowej do budowy spalarni. Taki stan prawny oznacza, że sprawa wróciła do punktu wyjścia.

Zresztą, trzeba uczciwie powiedzieć, że zbyt daleko od tego punktu nigdy się nie oddaliła. Owszem, prezydenci zgłosili kilka lokalizacji, w których spalarnia mogłaby powstać. Wszystko jednak odbywało się na zasadzie: a może tu, a może tam. Tak naprawdę, żadna lokalizacja nie została wskazana jako najlepsza i pewna. Pewna w tym sensie, że spełniała wszystkie warunki, w tym przede wszystkim, stwarzała możliwość odbioru dużej ilości ciepła. Nie ma bowiem sensu budowa spalarni dla samego spalania odpadów. Przy tej okazji produkuje się ciepło (często też prąd), zwiększając w ten sposób rentowność inwestycji.

Po orzeczeniu WSA w Gliwicach, potwierdzającym decyzję wojewody śląskiego, GZM nie bardzo wie co robić. Wprawdzie metropolia skierowała apel do ministerstwa klimatu w sprawie zmiany prawa, tak żeby sama mogła budować spalarnię, ale to raczej gest symboliczny.

Z praktycznych działań, przewodniczący zarządu GZM Kazimierz Karolczak zaproponował porozumienie kilku największych miast metropolii i powołanie spółki celowej, która zajęłaby się budową spalarni. Metropolia mogłaby ją wesprzeć dotacją, czyli zapewnić przynajmniej częściowe finansowanie. Powstaje jednak pytanie które miasta i na jakich zasadach miałyby się porozumieć? Przecież miasta aglomeracji nie potrafiły się dogadać w znacznie mniej poważnych sprawach, jak np. rower metropolitalny czy odśnieżanie DTŚ. Poza tym, Gliwice chcą budować spalarnię na własną rękę, czyli trzecie największe miasto GZM nie będzie zainteresowane udziałem w porozumieniu. Prezydent innego dużego miasta mówi nieoficjalnie, że na razie słucha i czeka, ale też ma własny pomysł na zagospodarowanie odpadów. Z kolei prezydent Chorzowa przekonuje, że w czerwcu 2021 roku w tym mieście budowę spalarni ma rozpocząć prywatna spółka CEME Energy. Są tylko dwa drobiazgi, które wzbudzają poważne wątpliwości. Po pierwsze, ta spółka na papierze buduje spalarnię co najmniej od 7 lat. Po drugie, nie ma zapewnionego strumienia odpadów, a bez tego nikt takiej instalacji nie postawi. To znaczy, jak przekonywał prezydent Chorzowa, obecnie firma ma pomysł na sprowadzanie odpadów z województw… pomorskiego i mazowieckiego. Teoretyczne to możliwe, w praktyce zupełnie nieopłacalne. Dlatego Andrzej Kotala został poproszony, żeby trochę polobbować wśród kolegów prezydentów. Chodzi o to, żeby zadeklarowali kierowanie strumienia odpadów ze swoich miast właśnie do Chorzowa. – Pytanie czy chcemy się pod tę inwestycje podpiąć i problem jest rozwiązany – mówił Kotala podczas zgromadzenia GZM.

Po pierwsze, problem nie zostałby rozwiązany, nawet jeśli firma CEME Energy w końcu wybudowałaby w Chorzowie spalarnię. Głównie dlatego, że jej moc przerobowa wynosiłaby około 100 000 ton rocznie. Dla całej GZM, a nawet jej dużej części, to zdecydowanie za mało. Po drugie, gdyby miasta miały kierować śmieci do prywatnych instalacji, wówczas mogą stać się ich zakładnikami. To prywatny podmiot będzie dyktował ceny „na bramie”, a przecież wszystkim chodzi o to, żeby spalarnia przyczyniła się do tańszego, a nie droższego niż obecnie zagospodarowania odpadów.

Wielu prezydentów podkreśla, że dopóki nie ma jasnego sygnału ze strony Tauronu Ciepło, że odbierze wyprodukowane przez spalarnię ciepło, dopóty wszelkie dywagacje na ten temat nie mają większego sensu. Tyle tylko, że Tauron Ciepło może nie mieć wielkiego interesu we wpuszczaniu do własnej sieci ciepła ze śmieci, skoro sam produkuje je w wystarczającej ilości. Na dodatek najprawdopodobniej spółka za chwilę zmieni właściciela (PGNiG Termika), więc w najbliższym czasie nikt kluczowych decyzji w niej nie podejmie.

Co teraz? Podczas ostatniego spotkania zarządu GZM z prezydentami i burmistrzami pojawiły się kolejne propozycje wyjścia z kryzysu. Z analiz przedstawionych przez władze metropolii wynika, że jednak budowa spalarni na 250 000 ton odpadów jest nieuzasadniona i nieopłacalna, właśnie z powodu niemożliwości odebrania takiej ilości ciepła. – Być może lepszym rozwiązaniem będzie powstanie 3-4 spalarni w różnych miejscach. Pojawił się pomysł budowy takiej instalacji w Tychach, bo mają tam już przećwiczone rozwiązanie związane z biogazem. Poza tym Tychy mają swój PEC. Jesteśmy umówieni na kolejne spotkania – mówi Kazimierz Karolczak.

I tak to się toczy od lat, od spotkania do spotkania. Tymczasem kolejne gminy podnoszą opłaty za odbiór odpadów. Właśnie zrobiła to Ruda Śląska, w której od nowego roku mieszkańcy zapłacą miesięcznie 30 zł od osoby. Są miasta w GZM, gdzie jest jeszcze drożej. To m.in. Będzin (36 zł). Nie nie wskazuje na to, żeby w ciągu najbliższych kilku lat sytuacja zmieniła się na lepsze, bo w najbliższym czasie (do  5 lat) metropolitalna spalarnia śmieci nie powstanie.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*