Pożar przy Warszawskiej wybuchł w nocy. Z mieszkania niewiele zostało. Nikt z mieszkańców nie ucierpiał, bo ewakuowali się sami. Wszystko wskazuje na to, że doszło do podpalenia. Matka wini za to swojego syna.
Niewielkie mieszkanie na poddaszu w kamienicy przy ul. Warszawskiej 28 prawie całkiem spłonęło, nadpalona została też konstrukcja dachu. Do zdarzenia doszło w środę w nocy. Dyspozytor odebrał zgłoszenie o godzinie 21.55. Kiedy strażacy przyjechali na miejsce ogień był w całym mieszkaniu, a mieszkańcy kamienicy stali przed budynkiem. Około dwóch godzin zajęło ugaszenie i oddymienie lokalu o powierzchni ok. 15 m kw. Akcja zakończyła się 20 minut po północy. Nie ucierpiał nikt z mieszkańców. – Pani, która tam mieszkała twierdziła cały czas, że to jej syn podpalił mieszkanie – mówi bryg. Andrzej Płóciniczak, rzecznik prasowy katowickiej straży pożarnej.
Mężczyznę zabrała policja. Wiadomo, że mieszkał w spalonym lokalu. Ma 30 lat, w momecie zatrzymania miał 1,2 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. – Jeszcze dzisiaj powinien zostać przesłuchany – mówi komisarz Aneta Orman, oficer prasowy katowickiej policji. Przesłuchanie ma być prowadozne pod kątem nieumyślnego spowodowania pożaru. Wkrótce na miejscu pojawi się biegły sądowy z zakresu pożarnictwa. Najprawdopodobniej w mieszkaniu przy ul. Warszawskiej doszło do zaprószenia ognia.