Reklama

Nowe fakty w sprawie wybuchu gazu w kamiency przy ul. Chopina

Kamienica przy ul. Chopina
Grzegorz Żądło
W dzisiejszej „Polityce” ukazał się tekst mojego autorstwa, w którym ze szczegółami opisuję co doprowadziło do wybuchu gazu w kamienicy przy ul. Chopina i w konsekwencji śmierci czterech osób. Wszystko wskazuje na to, że było to celowe działanie. Rozkręcona instalacja i otwarty zawór gazu nie pozostawają wątpliwości.

Teksty opublikowane w papierowym wydaniu tygodnika „Polityka”  udostępnia w internecie za opłatą, dlatego nie mogę go w całości umieścić na stronie. Mogę za to streścić najważniejsze fakty, do których dotarłem.

Z raportu przygotowanego przez straż pożarną wynika, że w mieszkaniu na drugim piętrze (to nad nim mieszkała rodzina Dariusza i Brygidy Kmiecików) instalacja gazowa została rozkręcona w dwóch miejscach, w kuchni i łazience. W tym drugim pomieszczeniu dodatkowo odkręcony był zawór z gazem. Kiedy ten wypełnił mieszkanie, doszło do wybuchu. Hipotezy są dwie. Jedna zakłada, że mieszkający na drugim piętrze pan P. chciał popełnić samobójstwo. Dzień później miał bowiem zostać eksmitowany do noclegowni. Mieszkająca z nim matka dwa dni wcześniej została przewieziona do domu pomocy społecznej. Druga hipoteza mówi o tym, że mężczyzna chciał wysadzić kamienicę. Wcześniej miał się odgrażać. Niestety, nikt już się nie dowie, jakie naprawdę miał zamiary, bo tydzień temu zmarł w siemianowickiej oparzeniówce. Trafił tam w ciężkim stanie i prokuratorzy nie mogli go przesłuchać.

Tak naprawdę P. i jego matka nigdy nie pownni na Chopina zamieszkać. Trafili tam w nie do końca jasnych okolicznościach w 2005 roku podczas potrójnej zamiany mieszkań. Zameldowała ich tam osoba, która podpisała z KZGM umowę najmu. Sama jednak na Chopina nie zamieszkała. KZGM odkrył przekręt dopiero w 2009 roku. Zaczął wtedy naliczać państwu P. odszkodowanie za bezumowne naliczanie lokalu. Potem był wniosek o eksmisję, która z wiadomych powodów nie doszła już do skutku. Dług urósł do około 60 tys. zł.

Jak ustaliłem, w 2011 roku w mieszkaniu P. odcięty został gaz. Tyle, że w dniu wybuchu w mieszkaniu był licznik. Ale bez liczydła. Czyli pan P. gaz zużywał, nie płacąc za niego. Ponadto, to informacja nieoficjalna, nie wpuścił do mieszkania kontroli z gazowni. Jak to możliwe, że nikt nie zauważył zużycia gazu,  za który nikt nie płacił, nie wiadomo.

W kamienicy przy Chopina mieszkało jeszcze kilka rodzin z długami.  To niekórzy lokatorzy mieszkań należących do miasta. Nie płacili, więc współnocie płaciło za nich miasto. Potem próbowało ściągać należności. Z mizernym efektem.

Co teraz stanie się z częściowo zniszczonym budynkiem? Może zostać wyburzony, odbudowany albo sprzedany w obecnym stanie. Decyzję będą musieli podjąć spólnie właściciele, ale głównie miasto (ma ponad 2/3 udziałów). Ubzepieczyciel zadeklarował, że jeśli będzie trzeba, wypłaci całość odszkodowania, na który opiewała polisa (3,5 mln zł).

Po więcej szczegółów i tajemnic kamienicy przy Chopina 18 zapraszam do papierowego wydania „Polityki” lub jej cyfrowej wersji.


Tagi:

Komentarze

  1. Mieszkaniec Katowickiej Kamienicy 21 listopada, 2014 at 10:01 pm - Reply

    Czytając o perypetiach mieszkańców do czasu wybuchu gazu mam przed oczami obraz moich sąsiadów i tego co dzieje się w u nas w budynku. Kamienica ze stanem prawnym wskazującym UM Katowice jako właściciela. Zarząd KZGM — brak wspólnoty. Mieszka nas tutaj 9 rodzin, jedni krócej inni od wielu wielu lat. Jedna z rodzin ma wyraźne problemy. Zamieszkali tu w 2001 roku. Główny najemca szybko stracił tytuł prawny do lokalu (pewnie nie płacił). Zaczął się 'bezumowny tryb korzystania z lokalu’. W mieszkaniu odbywają się ciągłe libacje alkoholowe. Goście wraz z tymi lokatorami wielokrotnie dawali wyraz swym emocjom na ścianach klatki schodowej. Wielokrotnie dochodziło w ich mieszkaniu do awarii instalacji wodnej, zalewając dwa pietra pod sobą. Za mieszkanie nie płacą — dług sięga prawie 120 tys. zł. Grzeją ciągle zapalonym światłem z klatki schodowej. Oprócz hulaszczego trybu życia rok temu dali się poznać od innej strony — ukarano ich pobytem w zakładzie karnym za kradzieże. To wszystko co wyprawiali będąc na wolności czynili pod okiem zarządcy, czyli KZGM. Pomimo sprawiających problemów, administratorki zwlekały z załatwieniem eksmisji. Dziwi tym bardziej fakt, iż nasza kamienica położona jest w obszarze tzw. 'ścisłego centrum’, określonego bodajże w 2009 roku. W tej części Śródmieścia miasto postanowiło nie tworzyć lokali socjalnych, dokładając starań w likwidacji obecnych. KZGM przez co najmniej 5 lat nie podjął żadnych kroków w celu pozbycia się tych lokatorów. Obecnie wszyscy czekami z niecierpliwieniem na wyjście tych Państwa z zakładu karnego, ponieważ dopiero wtedy będę mogło dojść do eksmisji. A za zostaną uwolnieni, jak tylko się da 'poganiamy’ administratorki, aby pojawiał się postęp w sprawie i aby były przygotowane gdy nadejdzie odpowiedni moment. Jednak nie jest to łatwe, ponieważ pracownicy KZGM mają albo za dużo obowiązków na głowie, albo nie potrafią organizować swojej pracy, albo po prostu nie chcą pomagać załatwiać spraw… Tak jak trudno jest się ich doprosić o najprostszą rzecz, jaką jest wymiana żarówki (do której dochodzi najczęściej po min. 3 telefonach i okresie czekania 2 tygodni) tak z 'większą sprawą’ może po 5 latach wreszcie coś zrobią.

  2. KOSZUTKA.EU 20 listopada, 2014 at 12:05 am - Reply

    Niestety ciągle jeszcze kuleje u nas system prewencji, również po stronie organizacji spełniających cele socjalne.
    Inna sprawa: obowiązkowe założenie centralnie sterowanych czujników wszędzie tam gdzie jest gaz, może uratować życie. A nie są to wydatki znacząco obciążające budżet wspólnot mieszkaniowych….

Dodaj komentarz

*
*