Muzeum Powstania Warszawskiego wyznaczyło poziom, Muzeum Powstań Śląskich starało się do niego dorównać. I trzeba przyznać, że w dużym stopniu mu się to udało. Może być jednak problem, żeby śląska placówka stała się chociaż w części porównywalną atrakcją. Oczywiście pomijając samą skalę obydwu muzeów, powód jest prozaiczny: mieści się w Świętochłowicach.
Dziś dziennikarze i zaproszeni goście, jutro wszyscy chętni. Muzeum Powstań Śląskich właśnie zostało otwarte. Mieści się na czterech kondygnacjach zabytkowego budynku przy ul. Polaka 1, niedaleko zjazdu z Drogowej Trasy Średnicowej. Ekspozycja zawiera wiele elementów multimedialnych. Można obejrzeć kilka filmów, zrobić sobie powstańcze zdjęcie (które można potem wysłać na maila), wziąć udział w obrazkowym quizie siedząc we wnętrzu tramwaju czy przeczytać informacje o powstaniach na specjalnych stanowiskach obsługiwanych tak jak smartfony. Eksponatów nie jest zbyt wiele (nie wiem czy taki był zamysł, czy po prostu były trudno dostępne), ale to muzeum wcale nie szkodzi. Są tu m.in. bojowy wóz opancerzony, wagon tramwaju, broń, elementy wyposażenia śląskiego mieszkania i dokumenty. Duże wrażenie robi kilkunastominutowy film pt. “Franek”, w którym narratorem jest pochodzący ze Śląska aktor Franciszek Pieczka. Obraz pokazuje skomplikowane losy mieszkańców Śląska tuż przed, w trakcie i tuż po plebiscycie i Powstaniach Śląskich. Skoro już o plebiscycie mowa, to ciekawym pomysłem jest szkolna sala, w której siedząc w ławkach, można obejrzeć na ekranie wykład właśnie na ten temat. Kolejnym plusem jest przetłumaczenie większości treści na język niemiecki i angielski.
Zwiedzanie budynku ma ułatwić zainstalowany w nim system z czujnikami ruchu. Kiedy do danej sali wejdzie 15 osób, wówczas automatycznie “odpali” się film. Po jego zakończeniu, system da zwiedzającym dwie minuty na przejście do kolejnego pomieszczenia. I tam sytuacja się powtórzy. Pewnym minusem może być jednoczesna projekcja filmów w różnych salach. Te są bowiem blisko siebie i dźwięki trochę nakładają się na siebie, co nieco przeszkadza w odbiorze.
Mimo to ocena muzeum, które kosztowało łącznie 9 mln zł (8 mln zł to datacja z UE), jest pozytywna. Problemem może być jedynie przyciągnięcie do niego innych widzów niż uczniowie szkół. Uważam, że taki obiekt powinien na stałe być “przyklejony” do Muzeum Śląskiego. Stało się inaczej. Urzędnicy ze Świętochłowic twierdzą, że frekwencja będzie zależała od promocji i marketingu. Pewnie po części mają rację. Tyle tylko, że na razie promocji nie ma żadnej, a już zawartość strony internetowej muzeum w przeddzień otwarcia jest więcej niż uboga. Nie ma żadnych informacji o zakończeniu prac, o cenach biletów nie wspominając. Na stronie głównej widnieje informacja, że prace nad stworzeniem placówki trwają od 2011 roku. Jeśli muzeum nie ma stać puste, to w Świętochłowicach muszą się obudzić. Wszak od tego wpisu minęły już trzy lata…