FILM Najnowsza część z serii o Jasonie Bournie zadowoli fanów kina akcji, bo pełna jest pościgów pieszych i samochodowych, walki wręcz i łamanych szczęk. Jest też kobieta, bardzo piękna i sprytna. Brakuje tylko ognistego romansu. I odrobiny racjonalności.
Trup ściele się gęsto, pękają nosy i szczęki, leje się krew, a tempo pościgów jest niewyobrażalnie szybkie – taki jest najnowszy film “Jason Bourne”. Jeśli zadaniem reżysera Paula Greengrassa jest rozerwać i zabawić widza, oderwać od codziennych problemów, to mu się udaje. Najlepiej zasiąść w wygodnym kinowym fotelu w piątkowy wieczór i udać w podróż do Berlina, Aten, Rzymu i Las Vegas, bo film całkiem dobrze się ogląda. Kiedy jednak pojawiają się napisy końcowe, a z nimi przemyślenia dotyczące tego, co się przed chwilą obejrzało, dochodzi się do wniosku, że za dużo w tej historii jest czarów. Wyścigi są efektowne, widz zostaje wrzucony w środek akcji i może mieć poczucie, że siedzi w samochodzie czy na motorze, uczestniczy w pościgu i staje się jednym z bohaterów. Przynajmniej na tę krótką chwilę. Otrzeźwienie przychodzi w momencie, w którym pancerny, ale jednak samochód, zaczyna miażdżyć wszystko, co mknie obok niego. Być może Bourne spada na cztery łapy, ale że z piątego piętra?! Być może jego zderzenie z ziemią jest nieco wyhamowane przez wiszący z budynku kabel, ale żeby tylko się otrzepać i biec dalej?
To, na co zwrócili uwagę twórcy serii o Jamesie Bondzie, to niezaprzeczalny fakt, że agent się starzeje. A co za tym idzie, ma gorszy refleks, mniej siły i słabszą kondycję. Jason Bourne, chociaż zniknął z obiegu i zajmował czas walkami w ulicznych bijatykach, niezwykle szybko wraca do gry i niczym superbohater wychodzi z niej bez szwanku. Wszystko wie i jest nieomylny, choć nie mówi za wiele. Nie musi, jego znudzona i zniechęcona twarz mówią za niego.
A historia kręci się wokół przeszłości głównego bohatera. Bourne poznał już swoją tożsamość, a teraz usiłuje dowiedzieć się, dlaczego zginął jego ojciec i kto był za to odpowiedzialny. Pomaga mu w tym piękna Alicia Vikander, błyskotliwa agentka CIA. Największym wrogiem zaś jest nieco już podstarzały Vincent Cassel, maszyna do zabijania, z którym Bourne stacza efektowną i bardzo brutalną walkę.
Do historii wpleciony jest wątek bardzo na czasie – media społecznościowe, ich bliskie związki z polityką i oskarżenia o inwigilowanie ludzi. To z powodu niejakiej korporacji Deep Dream, akcja przenosi się z wielkich europejskich metropolii do sztucznego i cukierkowego Las Vegas. Ale i tak ma się poczucie, że wszystko już było, że historia jest jakby znana i gdzieś już obejrzana. Ten film zobaczą pewnie nie tylko fani kina akcji, ale przede wszystkim miłośnicy serii z Mattem Damonem. Jeśli nie będą mieli wygórowanych oczekiwań, mogą się nawet całkiem dobrze bawić.