Grzegorz Żądło: Na koniec grudnia 2015 roku w Powiatowym Urzędzie Pracy w Katowicach zarejestrowane były 8093 osoby. Ile z nich rzeczywiście szuka pracy?
Barbara Zając, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Katowicach: Powinni wszyscy, bo rejestrując się, każdy potwierdza, że jest zdolny i gotowy podjąć pracę w pełnym wymiarze. Jednakże to nie pokrywa się z rzeczywistością. Od kilku lat doradcy klienta profilują osoby, które się u nas rejestrują i z tych 8 tysięcy około 2,5 tysiąca trafia do trzeciego profilu. Są to osoby, które rejestrują się głównie po to, żeby mieć ubezpieczenie zdrowotne i dostać zaświadczenie potwierdzające, że są osobami bezrobotnymi.
To ludzie, którzy nie chcą czy nie potrafią pracować?
Trudno jednoznacznie ocenić. Niemniej to osoby, które pomimo, że są dla nich oferty pracy, nie przyjmują ich. Są różne przyczyny: zdrowotne, sytuacja rodzinna bądź też nauczyli się funkcjonować bez pracy.
Podczas komisji rady miasta, na której omawiane były sprawy bezrobocia w Katowicach, powiedziała pani, że jest duża grupa ludzi, która potrafi sobie zorganizować środki do życia, niekoniecznie z pracy. To z czego żyją?
Pracują w szarej strefie, poza tym dostają pieniądze z różnych źródeł: dopłaty do mieszkań, do mediów, pomoc żywnościowa.
Nawet jeśli wiecie, że ktoś nie chce pracować albo pracuje na czarno, MOPS i tak musi mu przekazywać różne świadczenia?
Jeżeli wyrejestrujemy osobę, która nie podjęła proponowanej pracy, MOPS może ograniczyć lub wstrzymać wypłatę świadczeń.
Takie wyrejestrowanie jest jakimś straszakiem na tych, którzy tak naprawdę nie chcą pracować?
W pewnym sensie tak. Jeżeli ktoś nie stawi się na umówiony termin u potencjalnego pracodawcy bez podania przyczyny, możemy go wyrejestrować na 120 dni. Przy drugiej takiej sytuacji, już na 180 dni, a przy kolejnej na 270 dni.
Ile takich przypadków macie rocznie?
Jeśli mówimy o najdłuższym okresie wyrejestrowania, są to jednostkowe przypadki.
Podczas wspomnianych obrad komisji, powiedziała też pani, że nie wszyscy przychodzą do was po oferty pracy. To po co ludzie przychodzą do PUP?
Po ubezpieczenie zdrowotne i zaświadczenie, którym mogą się legitymować przed innymi instytucjami. Rejestracja nie zawsze ma służyć temu, żeby znaleźć pracę.
Od lat urzędy pracy postulują, żeby wyprowadzić składkę na ubezpieczenie zdrowotne poza PUP. Powinniśmy się zajmować ofertami pracy oraz kojarzeniem pracodawców i potencjalnych pracowników.
To kto miałby opłacać składkę zdrowotną za bezrobotnych?
Powinien to przejąć Narodowy Fundusz Zdrowia, do którego te pieniądze i tak trafiają. Teraz jest zbyt wielu pośredników. Rząd z budżetu państwa przekazuje pieniądze na ten cel wojewodom. Oni rozdysponowują je na gminy i powiaty, i dopiero urząd miasta dzieli te pieniądze na nas, MOPS czy szkoły, które też opłacają składki. Potem my wpłacamy pieniądze Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych i dopiero ZUS przekazuje je do NFZ. Powinno to być bardziej uproszczone. To wszystko generuje dodatkowe koszty związane choćby z bankową obsługą tych przelewów.
Gdyby PUP nie opłacał składki zdrowotnej bezrobotnym, o ile zmniejszyłaby się liczba zarejestrowanych w urzędzie osób?
O 30% procent, bo nie każdy jest zainteresowany pracą. Od stycznia ubiegłego roku mamy wgląd do kont ubezpieczeń zdrowotnych i okazało się, że wielu zarejestrowanych miało podwójne ubezpieczenie. Ktoś np. pracował na umowę zlecenie, ale nam tego nie zgłaszał. Dopiero podgląd na konta indywidualne pozwala to zweryfikować. Dzięki temu w ciągu roku zmniejszyliśmy kwotę opłacanych składek zdrowotnych z 8 do niecałych 7 mln zł. Przy okazji liczba bezrobotnych spadła nam o dwa tysiące.
Prawda jest taka że PUP nie pomaga w znalezieniu pracy osobom które były aktywne zawodowo z różnych powodów utraciły pracę rejestracja 5 minutowa ankieta u “Doradcy” zawodowego i kolejny termin za 2 miesiące a szkoleń czy prawdziwego doradztwa zawodowego brak. Czasem mam wrażenie że wchodzę do MOPS-u a nie PUP.