Od ponad 10 lat przyglądam się poczynaniom katowickich radnych. Przez ten czas wielu z nich zostało wybranych na kolejne kadencje. Tym bardziej dziwi więc, że niektórzy z nich merytorycznie są na poziomie, jakby dopiero zaczynali swoją pracę w samorządzie.

Ostatnia sesja Rady Miasta w Katowicach. Trwa dyskusja na temat wpływu sytuacji w Górnośląskim Przedsiębiorstwie Wodociągów na cenę wody dostarczanej mieszkańcom przez Katowickie Wodociągi. Za mównicą prezes tej ostatniej spółki. Wyjaśnia, podaje liczby, tłumaczy tabelki. Ze strony radnych padają argumenty mniej lub bardziej merytoryczne. Są polityczne złośliwości pomiędzy Markiem Szczerbowskim z SLD, a Adamem Warzechą z PO. Aż tu nagle do dyskusji włącza się radny Witold Witkowicz (PO), który chwilę wcześniej wnikliwie sprawdzał coś w internecie. Wynalazł, że Gliwice (które mają dużo tańszą wodę niż Katowice) zaopatrują się w GPW w znacznie większym stopniu niż marginalny, o którym wspomniał prezes Katowickich Wodociągów. W końcu pyta: – A po ile sprzedajecie wodę Gliwicom? Na sali konsternacja, prezes Andrzej Gut prosi o powtórzenie. Radny ponawia pytanie. Prezes w końcu załapał, że ma do czynienia z pomyłką. – Ale my nie sprzedajemy wody Gliwicom. Radny zdziwiony. Na jego twarzy maluje się niedowierzanie. Równie duże jak na twarzach tych, którzy właśnie zrozumieli co Witkowicz miał na myśli. Prawdopodobnie przez cały czas myślał, że ma do czynienia z prezesem GPW, a nie Katowickich Wodociągów. W końcu obydwie firmy mają swoje siedziby w jednym mieście i zajmują się wodą. A że jedna sprzedaje wodę hurtowo innym przedsiębiorstwom, a druga mieszkańcom? Żadna różnica.

Być może radnego Witkowicza zdekoncentrowała pewna pani, która przez kilkanaście minut robiła mu zdjęcia. Podejrzewam, że będą przydatne w zbliżającej się kampanii wyborczej. Być może do 16 listopada pan radny będzie miał nie tylko ładne fotografie, ale i większą wiedzę.