Coraz większe tłumy uchodźców na dworcu kolejowym w Katowicach. Panuje ogromny chaos, a wolontariusze w tłoku ledwo radzą sobie z pomocą. Wiele osób potrzebuje podstawowych produktów, ale często ich nie ma. Sytuację ratują osoby, które wymieniają się informacjami w mediach społecznościowych, robią zakupy i przynoszą je na dworzec.
Na dworcu kolejowym w Katowicach panuje ogromny chaos. Liczne grupy uchodźców wojennych z Ukrainy dojeżdżają na dworzec. Dzieje się to już od prawie dwóch tygodni. Jednak takiego zamieszania od czasu wybuchu wojny w Ukrainie jeszcze tu nie było. Jest bardzo tłoczno, a ludzie koczują na podłodze w różnych miejscach w hali dworca. Mała poczekalnia przygotowana przez służby wojewody w jednym z lokali może pomieścić zaledwie ok. 20-30 osób. – Dzisiaj od południa dojechały 3 pełne pociągi, a może więcej – mówią wolontariusze. Nikt tego nie liczy, bo pracy jest tyle, że trudno jest z nimi porozmawiać. Nic dziwnego, bo przez punkt informacyjny przewijają się już nie dziesiątki, a setki osób.
Jeszcze bardziej niż ludzi do pomocy brakuje podstawowych produktów. – Ludzie nam przynoszą rzeczy i tylko dlatego mamy im co dawać – mówi Marta z Katowic. Przynoszą to, czego najbardziej potrzeba w danym momencie, a dowiadują się tego m.in. z Facebooka. Dzisiaj najbardziej brakowało szamponów, podpasek i mokrych chusteczek. Cały czas w ilościach hurtowych wydawane są pieluchy. Ktoś przyniósł cały karton dezodorantów i żeli pod prysznic, a po chwili nie było już ani jednego. Uchodźcy co chwila pytają o szczoteczki i pasty do zębów. Kiedy tylko się pojawią, od razu znikają. Dlatego we wszystkich okolicznych drogeriach półki pustoszeją. – Ja dzisiaj przyjechałam, żeby zostawić tu wolontariuszom parę rzeczy dla tych ludzi. Ostatecznie sama zostałam, żeby pomagać razem z nimi, a mąż musi zająć się dziećmi – mówi z uśmiechem Magda z Czeladzi, która jest tu pierwszy raz. Trochę lepiej jest z jedzeniem. Jednak na grupach w mediach społecznościowych wolontariusze proszę nawet o wodę, soczki i batoniki. Zwykle są kanapki i zupa, ale jak przyjeżdża duża grupa, to zdarza się, że niektórzy zostają bez posiłku.
Dla innej wolontariuszki, Oli z Zabrza, to drugi dzień na dworcu w Katowicach. – Najgorzej było o 15.00. Nie dało się przecisnąć – mówi. Dodaje, że brakuje kogoś, kto zająłby się zarządzeniem wolontariuszami. – Ja zgłosiłam się przez formularz, ale wydaje mi się, że tego chyba nikt nie sprawdza – opowiada Ola i szybko kończy rozmowę, bo podbiegają do niej dwie kobiety z kilkuletnim chłopcem, który zgubił się w tłumie i nie umie znaleźć swojej mamy.
Jeśli ktoś chce pomóc, powinien po prostu przyjechać, zostawić rzeczy, wziąć kamizelkę (o ile jeszcze jakaś jest dostępna) i zabrać się do pracy. Za punkt informacyjny na dworcu kolejowym w Katowicach odpowiadają służby wojewody śląskiego. Jak informuje jego rzecznik prasowa, Alina Kucharzewska, na miejscu zawsze jest co najmniej jeden pracownik Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców, a potrzebne rzeczy są na bieżąco dowożone z magazynów. Informuje, że jeśli uchodźcy chcą otrzymać kosmetyki i środki higieny, to powinni skierować się do punktu recepcyjnego, który działa od niedzieli w Mieście Ogrodów przy pl. Sejmu Śląskiego 2. Tutaj są one wydawane, bo jest tu pełny węzeł sanitarny. Problem w tym, że niektórzy w Katowicach zatrzymują się tylko na krótki czas. Wolontariusze mówią, że brakuje najważniejszych informacji dla przyjezdnych, bo niektórzy błądzą nawet w poszukiwaniu toalety czy kantora. Okazuje się, że dzisiaj również w punkcie recepcyjnym nie wszystko było przygotowane na przyjęcie tak dużej liczby uciekających z Ukrainy. – Nie zdążyliśmy uzupełnić bazy łóżkowej – przyznaje Kucharzewska. Okazało się, że 60 łóżek to za mało. Dlatego szybko organizowano jakiekolwiek miejsca do odpoczynku. Jedna z wolontariuszek prosiła na Facebooku o przynoszenie koców, materacy i śpiworów.
[…] PRZECZYTAJ TEŻ: Chaos na dworcu w Katowicach. Brakuje podstawowych rzeczy dla uchodźców z Ukrainy […]