Puste pociągi i niewielkie oszczędności. Tak w skrócie można opisać sytuację Kolei Śląskich. Regionalny przewoźnik podsumowuje straty spowodowane epidemią koronawirusa.
Finanse Kolei Śląskich ucierpią z powodu epidemii. Może świadczyć o tym fakt, że już teraz spółka nie chce podawać konkretnych kwot, a jedynie procentowe wyliczenia. Zgodnie z nimi, dzienny przychód ze sprzedaży biletów spadł o 85%. Sprzedaż jest niska, a koszty nawet większe. – Do tego dochodzą jeszcze dodatkowe koszty, ponoszone przez nas z uwagi na dodatkowe środki ostrożności w zakresie bezpieczeństwa – zarówno w obrębie samych pojazdów, jak i wewnątrz spółki – informuje Magdalena Iwańska, rzecznik prasowy Kolei Śląskich. Przewoźnik wydał kilkadziesiąt tysięcy złotych na dezynfekcję. Poza tym wiele osób zrezygnowało też z podróży, od 13 marca do końca kwietnia zwróconych zostało 1200 biletów okresowych, nie tylko miesięcznych. Jedyną możliwością nie tyle zaoszczędzenia, co ograniczenia strat, jest ograniczenie kursów. Jednak Koleje Śląskie utrzymały wszystkie kluczowe połączenia przede wszystkim te w godzinach szczytu. Dlatego zmiany w rozkładach kolejowych nie dają zbyt dużych efektów. Jak powiedział nam prezes Kolei Śląskich Aleksander Drzewiecki, praca przewozowa spółki spadła tylko o 18%, co jest jednym z lepszych wyników w kraju.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kryzys komunikacji miejskiej. Duże straty i apel o normalność do premiera
Swoje wyliczenia bez oporów podaje za to ZTM. W kwietniu straty z powodu zmniejszenia przychodów za bilety wyniosłyby tu 15 mln zł, ale dzięki zmniejszeniu liczby kursów, udało się je ograniczyć do 12 mln zł. Takie ograniczenie kosztów jest możliwe dlatego, że umowy Zarządu Transportu Metropolitalnego z przewoźnikami dopuszczają odstępstwa w postaci zamawiania mniejszej liczby wozokilometrów. Koleje Śląskie, jako przewoźnik, są w gorszej sytuacji.