Taką opinię Wojciech Saługa wyraził na spotkaniu z dziennikarzami kilka dni temu. Powiedział głośno to, o czym wiele osób mówi pod nosem od dawna. Mało kto jednak jest w stanie postawić dobrą diagnozę dlaczego tak się dzieje i co zrobić, żeby to zmienić.
– Ten region nie ma elit albo są one gdzieś ukryte. Potem się dziwimy, że nasi posłowie nie mają siły przebicia w Warszawie, nie zostają premierami i ministrami. Nawet jak ktoś osiąga sukces w biznesie, to dziwnym trafem zwykle nie jest stąd – powiedział Wojciech Saługa.
Odważne słowa jak na sam początek pracy w regionie. Ale marszałek ma rację. Rzeczywiście, od dawna (zwłaszcza od momentu, kiedy rządzi PO), trudno politykom z woj. śląskiego zabłysnąć na arenie krajowej. Jak już trafi się ktoś taki jak Elżbieta Bieńkowska, to na Śląsku traktowana jest jak skarb. A właściwie była, bo od czasu jak przeniosła się do Brukseli, słuch o niej zaginął. Kto poza nią? Jerzy Buzek? Ma pewnie tyle samo zwolenników co przeciwników, choć faktem jest, że zdobył duży szacunek i w Polsce, i w Europie. Dalsze szukanie właściwie nie ma sensu. Nawet jeśli ktoś jest pozytywnie oceniany również przez politycznych przeciwników (np. europoseł Jan Olbrycht), to w kraju nie odgrywa wielkiej roli. Zresztą, nie patrzmy na Warszawę. Wystarczy rzucić okiem na polityków działających w regionie. Najlepszym przykładem posuchy w kadrach była próba wybrania poprzedniego marszałka. Nie było komu ratować zrujnowanego finansowo i wizerunkowo województwa. Podjął się dopiero Mirosław Sekuła. Dlaczego tak się dzieje? Jednym z powodów jest sytuacja w partii marszałka Saługi. PO od lat na Śląsku nie kreuje liderów. Rozumianych jako politycy z wizją, dorobkiem, uznaniem i szacunkiem. Nie pozwala na to m.in. Tomasz Tomczykiewicz. Twardą ręką rządzi śląskim ramieniem PO. Opozycję tłumi w zarodku. Sam nie jest w stanie przebić się w Warszawie. Powierzone z łaski stanowisko wiceministra gospodarki nie dawało mu prawie żadnej władzy w rządzie. Kadr nie kreuje też młodzieżówka PO, z której rekrutują się coraz bardziej cyniczni partyjni działacze – z zawodu politycy. Skoro tak wygląda sytuacja w największej polskiej partii, to skąd niby mają się brać polityczne elity?
Żeby nie było, że wszystko jest winą PO. W koalicyjnym PSL sytuacja jest jeszcze gorsza. Wszelakie stanowiska w regionie zajmują wciąż te same osoby. Wicemarszałek, wicewojewoda, prezes samorządowej spółki? Nie ma problemu. Stanisław Dąbrowa, Adam Stach, Andrzej Pilot, a wcześniej jeszcze Marian Ormaniec “pochytają” wszystko. Nie ma młodszych, lepiej wykształconych, otwartych na nowości? Może są, ale wspomniane trio czy kwartet na salony ich nie wpuści, bo byliby zagrożeniem. No chyba, że chodzi o syna czy córkę. I tak płynnie przechodzimy do kolejnej partii bez elit, czyli PiS. W ostatnich wyborach radną sejmiku została Julia Kloc, której dobre miejsce na liście podarowała mama – senator Izabela Kloc. Nawet jeśli panna Julia jest wyjątkowo uzdolniona, to tak się po prostu nie robi. To właśnie pokazuje dlaczego tu nie ma elit. Skoro żeby dostać się do sejmiku nie trzeba mieć żadnych osiągnięć, to po co inni, niespokrewnieni z władzą mają się starać?
Kolejna partia tylko potwierdza regułę. Marek Balt na czele śląskiego SLD okazał się nieporozumieniem. Lewica dołuje, a nowych zdolnych ludzi nie ma (albo ich nie widać). Zresztą tak narzekający na partie polityczne Ruch Autonomii Śląska też nie jest kuźnią kadr. Być może coś się w tej kwestii zmieni w najbliższych latach po tym, jak kilku zdolnych, a przede wszystkim pracowitych młodych ludzi zostało radnymi w swoich miastach.
Cała ta partyjno-polityczna kadrowa beznadzieja pokazuje, że słowa Wojciecha Saługi są jedynie stwierdzeniem faktu. Choć nie do końca. Nikt przecież nie może odmówić woj. śląskiemu elit i wybitnych postaci z dziedziny kultury, architektury czy medycyny. Tyle, że często wszystko i tak sprowadza się do polityki. To przecież politycy dzielą największe pieniądze. Na badania, rozwój, projekty, filmy czy teatry. I często dzielą według starego sprawdzonego klucza: swoim dajemy najwięcej, a pozostali niech sobie radzą sami. W końcu tacy niby zdolni.
Zdjęcie: Tomasz Żak, Biuro Prasowe UMWŚ
Na młodzieżówkę PO szkoda słów, wszyscy (włącznie z nimi samymi) dobrze wiedzą, że to zbitek bezideowych lansiarzy. Po prostu ŻENUA. Generalnie rzecz ujmując, problem leży w niskich standardach samorządowej demokracji. To, że Izabela nominuje i skutecznie asygnuje do sejmiku córkę Julię Kloc jest tego potwierdzeniem: jakie społeczeństwo, taka demokracja. Poza tym, skoro większość nie chodzi na wybory czas zadać sobie pytanie, czy demokracja w ogóle jeszcze ma sens. Alarmująco niski poziom świadomości wyborców uprawnia już w tej chwili do wprowadzenia feudalizmu. Wtedy Kloc, Ziętek i inni będą rządzić przez kolejne dekady jak rody Piastów i Jagiellonów.