Chociaż budowa zaczęła się kilka lat temu, to w pewnym momencie prace stanęły. Od tamtej pory biurowiec straszy przechodniów. Wygląda na to, że prędko się to nie zmieni. Okazuje się, że niedokończony budynek to efekt konfliktu biznesmenów.
Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu. Chętnych na zakup działek przy ul. Granicznej było dwóch. Jako pierwsza teren pod inwestycję kupiła firma K-B Sp. z o. o. z Nowego Targu. To jedna ze spółek założonych przez Jakuba Błażusiaka. Jak wynika z opisu na stronie internetowej, firma Kegel-Błażusiak “to wiodący polski producent profesjonalnej odzieży i obuwia do pracy oraz pokrowców i akcesoriów samochodowych“. Kolejną spółką, która postanowiła zainwestować w teren przy autostradzie A4, była firma Arkad-Invest Sp. z o. o. z Katowic. Atrium, bo tak nazywa się biurowiec przy ul. Granicznej 54, został oddany do użytku w 2009 roku. Budynkiem od tamtej pory zarządza CGI Sp. z o. o. O ile Atrium szybko zostało zrealizowane, o tyle sprawa planowanej przez Błażusiaka budowy przeciągała się. Zgodnie z planem, siedziba miała się mieścić w 8-kondygnacyjnym budynku.
Biznesmen z Nowego Targu chciał zrobić na parterze sklep firmowy, a na piętrach biura. CGI nie spodobały się plany sąsiada. Po tym jak znany był już dokładny projekt, spółka starała się nie dopuścić do jego realizacji. – To nie jest deweloper. Wzięli sobie architekta, który nie poradził sobie z tym projektem. Oni się uparli, żeby budować – tłumaczy Przemysław Dorecki, prokurent w spółkach CGI i Arkad Invest. Tym architektem był Aleksander Czora. Jego pracownia jest znana w Katowicach. Wszystko działo się jeszcze za kadencji Piotra Uszoka. Zdaniem Doreckiego, to projektant przesądził o tym, że budynek mógł powstać. Łatwo zauważyć, że ma on nietypowy kształt. Jakby był “wycięty”. Kształt litery “L” nie jest przypadkowy. Projektant musiał wziąć pod uwagę dostęp do światła dla istniejącego biurowca. Dorecki zarzuca urzędnikom, że zgodzili się na taki obiekt. – Trudno to nazwać biurowcem. To przykład jak nie należy robić planów miejscowych – uważa Dorecki i dodaje, że miasto zrobiło “sporo ukłonów” w stronę Błażusiaka. Jego zdaniem tych ukłonów nie powinno robić. Kolejnym zarzutem pod adresem inwestycji i inwestora był brak wystarczającej liczby miejsc parkingowych. Jakub Błażusiak postanowił, że kupi w tym celu od miasta jeszcze jeden kawałek ziemi. Chodzi o niewielką działkę o powierzchni około 600 m kw., położoną przed Atrium. Miasto działki sprzedać nie chciało, więc inwestor wydzierżawił ją 1 maja 2015 roku. Teraz to część placu budowy. Budowy, która miała się zakończyć prawie 2 lata temu. – Budynek byłby dawno skończony. Stać nas na to i bardzo chcemy to zrobić, wymarzyliśmy sobie Katowice. Chętnie dokończymy budowę tak szybko, jak będzie to możliwe – deklaruje Jakub Błażusiak. Wydaje się jednak, że biznesmen ma zupełnie inny cel. Nie kończy biurowca, bo chce zrobić na złość sąsiadowi. Rozgrzebany plac budowy, zdaniem Doreckiego, obniża wartość biurowca Atrium.
Im dużej trwa konflikt, tym jest ostrzejszy. Błażusiak uważa, że zarządca Atrium ani razu nie wyciągnął do niego ręki. Z drugiej strony podobno sąsiad chciał odkupić od biznesmena z Nowego Targu teren, ale cena jaką podał Błażusiak była mocno wygórowana. Dlatego Dorecki uważa, że góral jest chciwy. Twierdzi, że Atrium straciło na inwestycji sąsiada i ma ona wpływ na handel powierzchnią.
Chociaż szanse są niewielkie, to być może sprawa biurowca przy skrzyżowaniu ulic Ofiar Katynia i Granicznej w końcu ruszy do przodu. Biznesmenowi z Nowego Targu kończy się we wrześniu dzierżawa skrawka terenu, a Naczelny Sąd Administracyjny ma zdecydować czy miasto słusznie nie pozwoliło CGI na udział jako stronie w postępowaniu dotyczącym pozwolenia na budowę sąsiedniego biurowca. Czy i kiedy biznesmeni dojdą do porozumienia, tego nie wie obecnie chyba nikt. Zwłaszcza oni sami.
A może zrobić skwer z drzewami, ale naszymi rodzimymi.
Zastrzelić tego co dał pozwolenie na budowę takiego gówna w tym miejscu.