Kandydatów na prezydenta Katowic, którzy nie ogłosili konkretnego programu jest wprawdzie więcej (choćby Adam Stach), ale tylko jemu zupełnie nie przeszkadza to w dążeniu do prezydentury. Andrzej Sośnierz staje się bardzo poważnym kandydatem do wejścia do drugiej tury w katowickiej elekcji.
Przez cały czas trwania kampanii Andrzej Sośnierz zaprosił dziennikarzy na spotkanie tylko raz – żeby ogłosić, że kandyduje. Nie miał wtedy właściwie żadnego programu. Na pytania odpowiadał ogólnikami. Uczciwie przyznawał, że po rezygnacji Piotra Uszoka miał niewiele czasu żeby się przygotować. Można było wtedy pomyśleć: ok. wprawdzie nie wypada w takim stylu rozpoczynać kampanii, ale z czasem konkretne pomysły pewnie się pojawią. Problem w tym, że nie pojawiły się do dzisiaj. Jak się okazuje, to problem bardziej nas dziennikarzy i najbardziej zaangażowanych mieszkańców (którzy chcieliby porównać programy), ale nie samego kandydata. Na dziesięć dni przed zakończeniem kampanii wyborczej Sośnierz wciąż nie ma prawie żadnych poważnych propozycji dla Katowic. Z jego rzadkich publicznych wypowiedzi (m.in. na przedwyborczych debatach) można wychwycić strzępy programu w postaci budowy parkingów w centrum Katowic czy stworzenia banku miejskiego. W to ostatnie nie wierzy chyba sam kandydat. Poza tym jest kilka ogólników o pobudzaniu i wspieraniu małej i średniej przedsiębiorczości oraz usprawnieniu transportu miejskiego. Kandydat PiS mówi też o potrzebie wykreowania mody na mieszkanie w Katowicach. Nawet hasło wyborcze „Lepiej, Szybciej, Na pewno” wpisuje się w ten enigmatyczny charakter nielicznych zapowiedzi.
Być może bardziej szczegółowy program jeszcze się pojawi, wszak wchodzimy w najbardziej intensywny czas kampanii. Ale szczerze mówiąc, myślę, że nic takiego jednak nie nastąpi. Na samym początku starań o głosy mieszkańców wydawało się, że Sośnierzowi jest wszystko jedno. Skoro PiS chciał go wystawić, to niech będzie. Wygra – to dobrze, przegra nic się nie stanie. Teraz sytuacja wygląda podobnie. Z tym, że obecnie Andrzejowi Sośnierzowi nie jest już wszystko jedno. Widzi, że może wejść do drugiej tury i powalczyć o zwycięstwo (pokazuje to choćby sondaż zrobiony dla Dziennika Zachodniego). Ale taktyki zmieniać raczej nie zamierza. Owszem, na mieście pojawiły się plakaty i billboardy z jego wizerunkiem. Spogląda też z autobusów. Jednak co najmniej trzech jego konkurentów reklamuje się znacznie bardziej. Poza tym zwołują konferencje prasowe, organizują komitety poparcia, chodzą od drzwi do drzwi, spotykają się z mieszkańcami na osiedlach, przed kościołami czy na targowiskach. On nic, przynajmniej się tym nie chwali. Zresztą nie ma nawet gdzie, bo strony internetowej na wybory nie założył, a na swoim profilu na Facebooku ma tylko około 300 znajomych. Jakby do tego dodać, że jako jedyny z grona ośmiu kandydatów na prezydenta nie mieszka w Katowicach (a w Kobiórze), to spece od marketingu politycznego i inni spin doktorzy mogą łapać się za głowy. Sośnierz jednak głowy nie traci. Prawdopodobnie plan na wybory ma prosty. Doskonale zdaje sobie sprawę, z czego jest na Śląsku znany i za co szanowany. To oczywiście elektroniczna Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego. Coś co wyróżnia mieszkańców woj. śląskiego na tle wszystkich innych regionów. W dniu głosowania, tuż przed ostateczną decyzją każdy będzie musiał wciągnąć z portfela dowód osobisty. Zwykle tuż obok niego jest schowana wspomniana karta. Andrzej Sośnierz dobrze o tym wie.