Reklama

Żeby uratować zakład, szewc z Katowic potrzebuje pomocy. Trwa internetowa zbiórka

Grzegorz Żądło
To historia jak z filmu i choć obecnie jego bohater ma raczej pod wiatr niż z wiatrem, wiele wskazuje na to, że wszystko musi dobrze się skończyć. Zwłaszcza, że wiele zależy od ludzi. Jeśli zdecydują, że chcą pomóc, to zakład przetrwa. A chyba warto, żeby przetrwał, bo szewców w Katowicach, i nie tylko tu, jest coraz mniej.

Wszystko zaczyna się dwa lata temu. Zenon Stokłosa idzie z sandałami babci do zakładu szewskiego przy ul. Kościuszki 11. Wprawdzie nie mieszka w Katowicach, ale dokładnie zna to miejsce, bo 20 lat mieszkał niemal naprzeciwko. W suterenie pod „11” od zawsze mieścił się szewc. Do czasu. Stojąc z butami babci w ręce, od starszej pani obsługującej klientów dowiaduje się, że rodzinny zakład kończy działalność.

Pan Zenon wraca do babci, ale nie przekazuje jej smutnych informacji. Chowa sandały do szafy i myśli. Myśli o tym, żeby zmienić zawód. Prowadzenie kebabu w Tarnowskich Górach, choć finansowo całkiem opłacalne, przestaje mu się podobać. Nie ma czasu dla rodziny i czuje się wypalony. Przypomina sobie, że przecież zawód szewca zawsze traktował wyjątkowo, a ludzi go wykonujących darzył wielkim szacunkiem.

Po krótkiej bitwie z myślami, wraca na Kościuszki 11 i proponuje starszej pani odkupienie zakładu. Dochodzą do porozumienia. Wszystko dobrze, ale co dalej? Przecież nigdy nie zajmował się naprawą butów. Z pomocą przychodzi syn byłej już właścicielki zakładu, który jest szewcem i prowadzi podobny zakład w innym mieście. Pan Zenon uczy się podstaw rzemiosła. Przez miesiąc poświęca na to 12 godzin dziennie. Ostatecznie nauczyciel stwierdza, że uczeń nadaje się na szewca.

Na początku w swoim już zakładzie przyjmuje podstawowe zlecenia, jak wymiana fleków, zelowanie obuwia czy proste szycie na maszynie. W miarę upływu czasu i zdobywania doświadczenia, robi coraz poważniejsze naprawy, jak pełna rekonstrukcja obuwia, np. pogryzionego przez psa. Szyje też galanterię skórzaną. Zakład się rozwija, a zleceń przybywa. Aż przychodzi marzec i epidemia koronawirusa. Ludzie przestają wychodzić z domów i liczba klientów spada niemal do zera. Sytuacja finansowa zakładu robi się fatalna. Zwłaszcza, że w okresie świąt Bożego Narodzenia pan Zenon wydaje pieniądze na remont jednego z pomieszczeń. Tego, w którym przyjmuje klientów.

Kiedy 4 maja z nadzieją ponownie otwiera zakład, już dzień później ma w głowie tylko czarne myśli. Podczas awarii studzienki kanalizacyjnej, lokal zostaje zalany. Mokną podłoga, ściany i meble. Wody nie jest wprawdzie dużo, ale wystarczająco, że wyrządzić poważne szkody. Na szczęście, pomieszczenie, w którym mieści się najwięcej sprzętu, jest położone nieco wyżej i nie ucierpiało. – Podłogę trzeba będzie zerwać, a tynk skuć. Na razie nie chcę się zabierać za ponowny remont, bo czekam  na decyzję ubezpieczyciela. Nie mam też obecnie za co zrobić kolejnego remontu – mówi pan Zenon.

Kamienica przy ul. Kościuszki 11 należy do wspólnoty mieszkaniowej. To właśnie z jej polisy mają zostać pokryte straty wyrządzone podczas zalania. Wprawdzie lokal, w którym mieści się szewc, to własność miasta, to odszkodowanie ma trafić bezpośrednio na konto pana Zenona. Problem w tym, że nie wiadomo kiedy oraz na ile ubezpieczyciel wyceni szkody.

Pan Zenon nie chce czekać. Zorganizował zbiórkę na platformie zrzutka.pl. Każdy może go wesprzeć. – Nie chcę nic za darmo. Wpłacone pieniądze można zamienić na bony, które będzie można wykorzystać w moim zakładzie.

Obecnie pan Zenon pracuje w warunkach, które zastał po zalaniu. W lokalu czuć wilgoć, a na niektórych ścianach widać jeszcze mokre plamy. – Mamy przyjęte zlecenia, więc staramy się nie zawieść klientów.

Pan Zenon robił już w swoim życiu różne rzeczy. Pracował za granicą, na Cyprze i w Szkocji. Kilka lat temu wrócił do Polski i zamieszkał w Bytomiu. Prowadził kebab, ale czuł, że to nie to. Tak naprawdę, odnalazł się dopiero w szewstwie i kaletnictwie. Kiedy wszystko zaczęło się układać po jego myśli, przyszedł najpierw koronawirus, a potem awaria kanalizacji. Jak mówi, kocha to co robi i nie chce zamykać zakładu. Zwłaszcza, że tak wiele pracy włożył w uratowanie miejsca z tak długą tradycją.

Jeśli chcecie wesprzeć Zenona Stokłosę szewca z Katowic, możecie to zrobić TUTAJ. Albo po prostu przynieście mu buty do naprawy.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*