Historia budowy tego samochodu jest opowieścią o pasji i dążeniu do spełnienia marzeń. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, że producent leków konsekwentnie dąży do tego, żeby na polskie drogi ponownie wyjechał polski samochód. Cel, choć wydaje się realny, jest jednak jeszcze bardzo odległy.
Syrena, którą można spotkać właściwie już tylko na zlotach samochodów zabytkowych produkowana była w latach 1957-83. Z taśmy produkcyjnej Fabryki Samochodów Osobowych w Warszawie i Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej zjechało ponad 520 tys. sztuk.
Nowa Syrenka, bo tak się ma nazywać, została wyprodukowana w trzech egzemplarzach. Do końca roku mają powstać kolejne dwa. Co dalej? To na razie wielka niewiadoma.
Wszystko zaczęło się od pomysłu właściciela dużej firmy farmaceutycznej. Mieczysław Wośko, założyciel Polfarmexu, zapragnął zbudować samochód nawiązujący do historii polskiej motoryzacji. Chodziło jednak o to, żeby swoim wyglądem przypominał starą Syrenę. Wośko miał już doświadczenie w branży motoryzacyjnej, bo jest też właścicielem firmy AMZ Kutno, która produkuje autobusy, pojazdy specjalne, bankowozy, karetki i pojazdy wojskowe. Został ogłoszony konkurs na projekt nowego samochodu. Wpłynęło kilkaset rysunków, z których do finałowej rozgrywki zakwalifikowane zostały trzy. Ostatecznie wybór padł na projekt Bartosza Janiszewskiego.
To jednak wciąż była dopiero przygrywka, bo zbudowanie samochodu od zera to naprawdę duże wyzwanie. – Na początku projekt zdawał się pochodzić z kosmosu – mówi Andrzej Stasiak, główny konstruktor nowej Syrenki. – Potem jednak krok po kroku zbudowaliśmy egzemplarz przedprojektowy i sprawa ruszyła do przodu.
Producent nie zdradza ile kosztowało stworzenie prototypu, ale wtajemniczeni twierdzą, że to kwota zbliżona do miliona złotych. Pieniądze wyłożył właściciel Polfarmexu.
Później do projektu włączyło się Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które przyznało na rozwój projektu ponad 7,4 mln zł. Dzięki temu powstał drugi i trzeci egzemplarz. Ten ostatni jest najbardziej zbliżony do ostatecznej wersji, która ma wyjechać do drogi. Na razie jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o seryjnej produkcji. – Czeka nas trudny proces uzyskania homologacji. To niezbędny warunek, żeby myśleć o rozpoczęciu produkcji. Potem trzeba znaleźć dostawców i stworzyć montownię. Nie szukamy inwestora branżowego. Właściciel Polfarmexu chce sam finansować produkcję – tłumaczy Stasiak. Pierwszymi pięcioma egzemplarzami mają jeździć przedstawiciele handlowi farmaceutycznej firmy. W planach jest produkcja 300-500 sztuk rocznie.
Czym nowa Syrenka ma kusić przyszłych nabywców? – Będzie miała zamontowany silnik o pojemności 1,4 litra i mocy 89 koni mechanicznych – informuje Bartłomiej Andrzejewski z biura wdrożeń i rozwoju AMZ Kutno. – Będzie miała wspomaganie kierownicy, napęd na przednią oś, 5-biegową skrzynię biegów, klimatyzację, elektryczne szyby, aluminiowe felgi, dotykowe radio i i hak holowniczy. Do tego bagażnik o pojemności około 360 litrów. Syrenka będzie mogła rozwinąć prędkość maksymalną 180 km/h.
Producent planuje też fabryczny montaż instalacji LPG. – Właściwie to gaz ma być głównym paliwem Syrenki. Chcemy zainstalować taki zbiornik, żeby można było przejechać na nim od 800 do 1000 km – mówi Andrzej Stasiak.
Na razie nie wiadomo ile będzie kosztowała Syrenka. Nieoficjalnie mówi się o kwocie około 50 tys. zł.
Ten rok przeznaczony jest na testy i ostatnie modyfikacje. Czy i kiedy ruszy produkcja, zależy m.in. od czasu uzyskania homologacji. O tym, że również konkurencja realnie ocenia możliwości Polfarmexu i AMZ Kutno świadczy fakt, że wielu producentów części i podzespołów odmówiło dostarczenia ich konstruktorom nowej Syrenki.
Ok. 50 tys. – super cena. Tyle mniej więcej kosztuje VW Polo, technologia jakby trochę bardziej zaawansowana… No i jeszcze jedno: najbliższy serwis w fabryce farmaceutycznej! 🙂