Mimo że w czasie epidemii w Katowicach nadal obowiązuje strefa płatnego parkowania, nikt nie kontroluje czy kierowcy faktycznie płacą za postój.
Wiele miast już kilka tygodni temu zwolniło kierowców z opłat za postój w strefach płatnego parkowania. Początkowo powodem miało być uchronienie kierowców przed koniecznością dotykania ekranów parkomatów. Choć akurat ten argument był nieco naciągany. Zdecydowana większość miast umożliwia bowiem płacenie za parking za pomocą mobilnych aplikacji. Katowice są tu niechlubnym wyjątkiem.
Zwolennicy zniesienia opłat argumentowali też, że umożliwi to swobodne parkowanie tym osobom, które nie mogą pracować zdalnie i nie powinny korzystać z komunikacji publicznej, przyjeżdżając do centrum.
W Katowicach decyzja o zaniechaniu czasowego pobierania opłat za parking nie zapadła. Okazuje się jednak, że kierowcy w większości i tak nie płacą za postój. Wprawdzie parkomaty cały czas są czynne, ale nie ma nikogo, kto by kontrolował czy kierowcy pobierają bilety parkingowe. MZUiM wycofał swoich kontrolerów z ulic w SPP. Powodem są względy bezpieczeństwa, ale nie tylko. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, MZUiM ma niepisaną umowę z właścicielami lokali gastronomicznych w centrum. Ci umożliwiają kontrolerom korzystanie z toalet. Teraz, kiedy lokale gastronomiczne są zamknięte, pracownicy MZUiM nie mieliby takiej możliwości. To wcale nie jest błahy problem, biorąc pod uwagę, że przez osiem godzin trzeba pracować na zewnątrz, a przecież tylko kilka osób przemieszcza się w pobliżu siedziby MZUiM na ul. Warszawskiej czy budynków urzędu miasta.
Miastu pozostaje więc liczyć na uczciwość kierowców. Jak usłyszeliśmy w MZUiM, obecnie samochody stojące na parkingach w SPP to w zdecydowanej większości auta mieszkańców śródmieścia, którzy i tak korzystają z opłat ryczałtowych. Dlatego ewentualna nieuczciwość kierowców spoza centrum nie powinna tak bardzo uszczuplić budżetu, który i tak w kwestii opłat za parkowanie od początku epidemii wygląda bardzo ubogo.