Jerzy Seifert, mimo że wielokrotnie narzekał na brak pieniędzy, głowę do interesów ma jak mało kto. Jak mało kto ma też problemy z katowickim urzędem miasta. Tym razem chodzi o reklamę na kamienicy przylegającej do jego działki. Urzędnicy nie chcą się zgodzić na jej powieszenie, mimo że nie mają do tego podstaw.
Seifert jest w Katowicach doskonale znany. Od lat wzbudza kontrowersje. Oskarża urzędników, że to przez ich decyzje tracił pieniądze i szansę na większy dochód. Przepychanki z miastem skończyły się tym, że kilka miesięcy temu należącą do niego zrujnowaną kamienicę przy skrzyżowaniu ulic Słowackiego i Matejki trzeba było rozebrać. Na razie na koszt państwa, ale właściciel prędzej czy później będzie musiał pieniądze zwrócić. Teraz przekonuje, że właśnie na ten cel chce zarobić wynajmując miejsce pod reklamy. Co ciekawe, nie użycza swojej powierzchni. Dogadał się z właścicielami dwóch kamienic przylegających do jego działki. Sfinansował ocieplenie i otynkowanie po jednej ścianie każdego z budynków (remont tej przy Matejki właśnie się kończy). Interes jest taki: Seifert płaci teraz “czynsz” sąsiadom. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że to około 2 tys. zł miesięcznie (przynajmniej w jednym przypadku). Podpisał też umowę z Agencją Reklamy Fux z Zabrza, która pozyskuje dla niego wielkopowierzchniowe ogłoszenia. Z sukcesem. Na ścianie kamienicy przy ul. Słowackiego wisiała już reklama producenta sprzętu elektronicznego, a teraz jest na niej baner kandydata na prezydenta Katowic z Platformy Obywatelskiej Arkadiusza Godlewskiego. W kolejce czeka już druga ściana. Seifert przekonuje, że na nią też ma chętnych. Tyle, że zgodnie z prawem na razie nie będzie mógł powiesić na ścianie reklamy. – I tak ją powieszę. Zobaczymy co mi wtedy zrobią – pyta retorycznie Seifert. Dobrze wie, że oni, czyli urząd miasta i nadzór budowlany tak naprawdę rzeczywiście niewiele będą mogli zrobić. Dlaczego? Trzeba cofnąć się do samego początku. Po wyburzeniu kamienicy, kiedy Jerzy Seifert wymyślił biznes z wynajmem ścian, złożył w urzędzie tzw. zgłoszenie budowlane. To taki uproszczony tryb informowania o różnych pracach, remontach czy budowach. Nie wymaga projektu i pozwolenia na budowę. Jeśli po 30 dniach urząd nie zgłosi zastrzeżeń, można rozpocząć prace. Tak stało się w przypadku ściany kamienicy przy ul. Słowackiego, bo urzędnicy nawet przed upływem tego terminu sami poinformowali, że nie wnoszą sprzeciwu. Jednak w przypadku ściany na budynku przy Matejki zaprotestowali i zażądali złożenia wniosku o pozwolenie na budowę. – Musieliśmy wiedzieć jakie będzie mocowanie reklam. Jeśli taka wielka powierzchnia by namokła i oderwała się, mogłaby zrobić komuś krzywdę – tłumaczy Roman Olszewski, naczelnik wydziału budownictwa UM w Katowicach. Agencja reklamy wynajęta przez Seiferta przyszła więc z projektem i chciała dostać pozwolenie na budowę. Urząd odmówił. Jedynym kryterium była opinia miejskiego konserwatora zabytków, który napisał m.in. że “Montaż reklam wielkopowierzchniowych jest niezgodny z założeniami dotyczącymi sytuowania reklam, zamieszczonymi w Biuletynie Informacji Publicznej UM Katowice, gdzie zapisano, że reklama: nie powinna zakłócać percepcji przestrzeni publicznej, nie powinna być agresywna wizualnie i nie powinna mieć charakteru reklamy globalnej o zmienianej treści. Reklama powinna być natomiast dyskretna i oszczędna oraz zasadniczo, usytuowana w partii przyziemia”.
Wszystko pięknie, ale tego co napisał Bolesław Błachuta urzędnicy nie są w stanie w żaden sposób wyegzekwować. Po pierwsze, na tym terenie nie ma miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Po drugie, kamienica przy Matejki nie jest wpisana do rejestru zabytków. Tak naprawdę urzędnicy nie mieli więc podstaw, żeby Seifertowi robić pod górkę. Powstaje też pytanie dlaczego przy jednej ścianie wystarczyło urzędnikom zgłoszenie, a na drugą nie wystarczył wniosek o pozwolenie na budowę? Roman Olszewski tłumaczy, że podejmując odmowną decyzję, kierował się cytowaną wyżej opinią konserwatora. – Wprawdzie ten konkretny budynek nie jest wpisany do rejestru zabytków, ale znajduje się w pierzei gdzie takie obiekty są.
Firma działająca w imieniu Jerzego Seiferta od tej decyzji najpewniej odwoła się do wojewody. To jednak może potrwać, a Seifert czekać nie chce. Kampania wyborcza to dla niego czas żniw. Wielkoformatowa reklama na ścianie w tym miejscu może kosztować od 10 tysięcy do nawet 30 tysięcy zł za miesiąc ekspozycji. W tym przypadku czas to pieniądz. Duży pieniądz.
Jak ta sprawa się zakończyła? Napiszcie. Mam podobna u siebie. Szukam jakiegoś kruczka, bo lokal pod działalność od gminy mam, a teraz reklamować się juz nie pozwalają, pewnie dodatkowa kasę chcą. Czytam m.in. tu http://www.eporady24.pl/umowa_najmu_pod_reklame,pytania,4,47,11266.html – że jak dali lokal to na ścianie od jego strony podobno relamować się można, a w gminie twierdzą, że nie. Ludzie! przecież to my ich utrzymujemy – podatki płacimy a oni zamiast po ludzku to jak z wrogiem!
Najlepiej jest zawnioskować powieszenie plakatu reklamującego trafność działań budowlańców z Urzędu Miasta a wtedy zgoda będzie.
A tak co do ustawy Prawo Budowlane: decyzja jest wymagana tylko od reklam na słupach mocowanych w gruncie oraz na tablicach mocowanych na ścianach. A tu nie ma takich elementów. To kto wymyslił to beznadziejne wydawanie decyzji. Przecież to ewidentny błąd urzędu, któy prawo powinien miec w jednym paluszku…
Panie Olszewski: A gdzież to jest takie prawo, że stosuje się nieobowiązujące przepisy prawa? Skoro nie ma planu zagospodarowania przestrzennego, to nie ma tego prawa w miejscu jego nieobowiązywania. No nie? Oj oj, mały kurs dokształceniowy z zasad stosowania prawa zamówcie sobie do urzędu…., bo dwoja wam sie należy.
Czytam ten tekst i oczom nie wierzę!
Nie wierzę oczom i zastanawiam się czy aby na pewno żyję w demokratycznym państwie prawa. Kolejny przykład na to , że póki co jest to życzeniowy postulat, a nie codzienna rzeczywistość. Odmawianie prawa przysługującemu komuś w oczywisty sposób jest procederem charakterystycznym dla systemu, z którym próbujemy zerwać( przynajmniej część próbuje), jednak pewne przyzwyczajenia wracają jak nieleczona angina, czyli w postaci poważnych powikłań. Powikłaniami po ciężkiej chorobie komunizmu są właśnie takie sytuacje, w których ten znienawidzony kapitalista, wyzyskiwacz, kamienicznik przeklęty nawet jak ma rację to i tak ma rację NIESTETY, co widać choćby w samym nagłówku! Przecież tak być nie może , nie powinno, nie mieści się w głowie, co ten facet chce?? Wyburzyli mu kamienicę, której był właścicielem, musi zapłacić za jej wyburzenie, próbuje zarabiać pieniądze (jak każdy w tym kraju) , korzysta z możliwości, odnosi sukcesy w sporach z miastem( wygrywa nawet w Strasburgu), ponieważ ciągle udowadnia, że ma rację… i ciągle mu mało??!! Co za tupet! Przecież powinien przyjąć każdą decyzję, która jest dla niego niekorzystna z pokorą , pochylić głowę i przeprosić , że wydawało mu się , że ma rację…Chyba Pan Seifert nie wpisuje się w obraz szarego , pokornego obywatela , który nie walczy o swoje bo boi się konsekwencji, a jakby tego było mało to jeszcze mu się powodzi…tego już za wiele, nie wytrzymali! Pogrzebać żywcem, zniszczyć, sprowadzić na ziemię, nauczyć pokory, przywalić zakazy , nakazy, przyznać rację ale tylko niestety( bo se znowu ” wymyślił biznes” i będzie zarabiał) Autorowi przyznanie racji również przychodzi z trudem , czego sam nie ukrywa , jednak wystawił chłodną głowę ponad opary absurdu i powiedział jak jest a jak być powinno. W artykule brakuje mi jednak większej odwagi( skierowania żądła) do próby poszukiwania powodów tej chorej sytuacji na innych obszarach, bardziej dotyczących ludzkich przeżyć niż prawa, np. urażonej dumy, zemsty, zazdrości, wizji nadchodzącej porażki…