Liczyłem, że nigdy do tego nie dojdzie, ale stało się. Po raz pierwszy w jakichkolwiek wyborach zupełnie świadomie oddałem głos nieważny. Co więcej, jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, w jesiennych wyborach parlamentarnych pewnie zrobię to samo.
Każde kolejne wybory powodują, że mam coraz większy problem z odpowiedzią na pytanie: na kogo głosować. Od dawna wybieram metodą selekcji negatywnej. Mój głos dostają nie ci, o których mogę powiedzieć, że chętnie widziałbym ich w sejmie, Senacie, Parlamencie Europejskim, na stanowisku prezydenta kraju czy miasta, jako radnego miejskiego czy wojewódzkiego, bo takich ludzi na wszelakich listach właściwie nie ma. Dostają go więc ci, którzy są najlepsi wśród słabych. Albo jeszcze inaczej. Głosuję na określonych kandydatów, żeby zablokować tych, co do których jestem najbardziej krytyczny. Niestety, robi tak coraz więcej ludzi z mojego pokolenia (czyli trzydziestoparolatków). Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że do polityki w dużej mierze idą miernoty, które nic w życiu nie osiągnęły. Z obrzydzeniem obserwuję jak partyjna legitymacja zastępuje jakiekolwiek doświadczenie, kompetencje czy wykształcenie. Wystarczy ją mieć, żeby dostać dobrze płatną pracę i prestiżowe stanowisko.
Najgorsze jest to, że może być tylko gorzej. Wystarczy spojrzeć jak zachowują się młodzi ludzie z partyjnych młodzieżówek, którzy liczą tylko na to, że starszy od nich działacz, któremu noszą teczkę, kiedyś awansuje. A oni wraz z nim. To ludzie bezideowi, którzy patrzą wyłącznie na swoje partykularne interesy.
Może nawet trudno ich za to winić. No bo skąd mają czerpać wzór? Od posłów, którzy oszukują na zagranicznych służbowych wyjazdach? Od ministrów, którzy spotykają się w restauracjach i rynsztokowym językiem załatwiają swoje prywatne sprawy? Od partyjnych liderów, którzy sieją tylko ferment bzdurami o zamachu w Smoleńsku? Od pozaparlamentarnej opozycji, która chce zlikwidować cały system i zbudować go od nowa, chociaż nie bardzo wiadomo na jakich zasadach? Od biskupów i kościoła, który miesza się w politykę i zamiast do modlitwy zachęca do głosowania na jedną opcję? Od dziennikarzy, którzy podzielili się na opcje “reżimową” i “niepokorną” i toczą bój porównywalny z tym, jaki od lat jest udziałem głównym sił politycznych? Od kogo mają się uczyć ci, którzy mogliby skończyć z tymi wszystkimi patologiami? Nie mają od kogo, więc się nie nauczą. Wejdą w buty starszych kolegów. Stworzą w partii swoje frakcje i będą się nawzajem zwalczać, żeby dostać lepsze miejsce na liście wyborczej. Załatwią kolegom pracę, zatroszczą się o rodzinę, również tę partyjną. A gdzie będę mieli dobro kraju? Tam gdzie ma je zdecydowana większość polskich polityków. Dlatego zamiast przy ich nazwisku, tym razem krzyżyk postawiłem na nich.
Praktycznie wszyscy słyszeli, iż głosowanie jest naszym obywatelskim obowiązkiem, a każdy kto unika głosowania jest zakałą społeczeństwa i nie ma prawa nazywać się patriotą. Większość mediów powtarza to stwierdzenie jak dogmat, ja twierdzę że jest to kłamstwo, głosowanie nie jest obowiązkiem, a przywilejem. Pamiętajcie nie warto wybierać mniejszego zła.
Zainteresowanym tą tematyką polecam stronę glosniewazny.pl, która powstała na podstawie ideii oddania głosu nieważnego. Poniżej link do metody oddania głosu nieważnego w czasie wyborów w myśl nowej ustawy
http://glosniewazny.pl/jak-prawidlowo-oddac-glos-niewazny/
Choć nie napawa to optymizmem, tak często głosują wyborcy, którzy świetnie znają realia polskiej polityki. Przekaz jest jasny: demokracja TAK, żenująco niski poziom życia politycznego NIE.