Mieszkańcy mają dosyć głośnych imprez w lesie. Miłośnicy driftu przyjeżdżają do Ligoty poślizgać się, a ludzie z okolicy chcą mieć spokój. Policja interweniuje, ale niewiele może zrobić. Wszystko dlatego, że to prywatny teren.
Na niewielki teren w Ligocie od dawna zjeżdżają swoimi samochodami, zwykle marki BMW, fani driftu. Dyscyplina jest coraz popularniejsza w Polsce, a mieszkańcy mają coraz bardziej dosyć głośnych imprez. W tej sprawie napisał do nas pan Szymon, który mieszka w okolicy. – W czasie weekendu w Ligocie i Piotrowicach spokój zakłócają piski opon i ryk silników samochodowych, najbardziej dokuczliwe jest to w okolicach Parku Zadole i szkoły policyjnej – pisze Szymon Skrzypiec. Ostatni weekend był podobno wyjątkowo głośny. “Tor”, na którym ślizgają się kierowcy, znajduje się przy ul. Śląskiej. Niektórzy mieszkańcy przyzwyczaili się już do ryku silników i pisków opon. Jednak większość uważa, że problem powinien zostać rozwiązany. – Ja nie mam nic przeciwko, że młodzież się tam bawi samochodami, ale musi to być w jakiś sposób sensownie zorganizowane. Tak, żeby to nie stanowiło takiej uciążliwości, jak na chwilę obecną – mówi mieszkanie os. Żurawia.
Były skargi i zgłoszenia. Policja bardzo dobrze zna problem i reaguje, ale niewiele może zrobić. Wszystko dlatego, że teren przy ul. Śląskiej jest prywatny i nie obowiązują tu przepisy ruchu drogowego. – Oprócz tego, że reagujemy na zgłoszenia mieszkańców, to kierowane są – w ramach codziennej służby – czy to patrole ruchu drogowego, czy patrole z komisariatu w ten rejon, żeby nie dopuścić do występowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu – mówi st. asp. Jacek Prokop z katowickiej drogówki. Najczęściej kończy się na wylegitymowaniu lub wlepieniu kierowcom mandatów za zakłócanie porządku. Fani driftu nie chcą go zakłócać. Chcą po prostu driftować. – To grono, które tu przyjeżdża – które ja znam – to są ludzie, którzy zdecydowanie sobie szanują to miejsce. Przyjeżdżamy, żeby nie robić tego na ulicach, a nie na odwrót – mówi Łukasz, który tu zaczynał swoją przygodę z dritem i mieszka w okolicy. Problem kierowców to brak miejsca, gdzie mogliby się poślizgać. Nie chcą przeszkadzać, ale nie mają wyjścia. – Nikt nie robi niczego w tym kierunku, żeby nam pomóc. W pobliżu nie ma żadnego toru. Najbliższy tor to nie jest nawet tor tylko stare lotnisko. Możemy je wynajmować, ale to jest 100 km stąd. My nie chcemy być uciążliwi, tylkonie mamy miejsca do tego, żeby pojeździć – mówi Ada, która driftem zajmuje się od roku.
Sprawa driftu w Ligocie ciągnie się od lat. Raz trafiła również do prezydenta Marcina Krupy podczas spotkania z mieszkańcami dzielnicy. To wtedy właściciel terenu podjął decyzję, żeby zablokować wjazd na asfalt betonowymi barierami. Te zniknęły jednak niedługo po tym jak się pojawiły.
Fakt, jest to uciążliwe, ale lepiej, żeby byli tam gdzie są, w miejscu odludnym, niż driftowali po ulicach. No cóż, każdy ma inne hobby. Jeden kupi flaszkę i obali przed telewizorem, inny łazi w koło bloku z psem, a jeszcze inny ślizga się w kółko autem. Wszyscy mieszkamy w mieście razem i jakoś musimy żyć.
Szanujmy się wzajemnie. To że musimy razem żyć to nie znaczy że kogoś hobby musi być uciążliwe dla innych. Mam prawo do odpoczynku, a niestety nie jest to możliwe przy wiecznym ryku silników i pisków opon.