Reklama

Były policjant nie ma wątpliwości – to Dariusz N. jest osobą w kapeluszu i to on zadał Dominikowi Koszowskiemu śmiertelne ciosy

Grzegorz Żądło
W procesie Dariusza N., oskarżonego o zabójstwo Dominika Koszowskiego, zeznawał dzisiaj były policjant, który w przeszłości rozpracowywał środowisko pseudokibiców GKS-u Katowice. Po raz kolejny potwierdził, że według niego, na nagraniach z monitoringu jest Dariusz N. i to on zadaje ciosy przedmiotem przypominającym nóż.

Robert G. jest obecnie emerytowanym policjantem, ale w czasie, kiedy doszło do zabicia Dominika Koszowskiego w sierpniu 2016 roku, od 7 lat zajmował się rozpracowywaniem środowiska pseudokibiców. To właśnie m.in. on przygotowywał materiały do listu gończego, który został wydany za Dariuszem N., kiedy ten uciekł z Polski.

Kilka miesięcy temu G. był już przesłuchiwany w sądzie, a dzisiaj to przesłuchanie było kontynuowane. Podczas rozprawy sędzia odczytał zeznania policjanta, które ten złożył w poprzednim procesie, w 2019 roku. Wynikało z nich, że świadek nie miał wątpliwości, że na nagraniach z monitoringu jest Dariusz N. Dobrze go znał, bo jak zeznał, N. należał do bojówki GKS-u. – N. grał pierwsze skrzypce w środowisku pseudokibiców. Dość często miałem okazję oskarżonego widywać. Nie sądzę, że zawsze orientował się, że jest obserwowany – zeznawał w 2019 r. policjant.

Dzisiaj, kiedy po raz kolejny zobaczył nagrania z monitoringu, ponownie nie miał wątpliwości. – Ten mężczyzna z nakryciem głowy na pierwszym planie to pan N. Ten drugi, który idzie za nim, to chyba “Bzyku”, czyli Damian Ż. Ten trzeci to chyba W. – mówił dzisiaj G. Dodał, że wszyscy trzej należeli wtedy do ścisłej czołówki bojówki GKS-u Katowice.

Były policjant mówił, że Dariusza N. rozpoznał pierwotnie na nagraniu z monitoringu dworca PKP. – Tam była bardzo dobrze widoczna twarz Dariusza N. W tym momencie zidentyfikowałem tego mężczyznę. Było dobrze widać jak był ubrany, co miał w ręce. Była ta charakterystyczna czapeczka. Dalsza analiza przejścia drogi do miejsca zdarzenia nie wykazała, że nastąpiło gdzieś przebranie czy jakaś zamiana akcesoriów albo porzucenie elementów odzieży. Dalszy ciąg nagrań z kamer wskazał, że to Dariusz N.

Były policjant stwierdził też, że na nagraniach sprzed klubu Salome widać, jak N. trzyma w prawej ręce prawdopodobnie banana, a w lewej przedmiot przypominający nóż. – Wcześniej widać było, że trzyma lewą rękę za plecami. Ewidentnie widać błysk jakiegoś przedmiotu w lewej ręce. Dla mnie jest to ewidentnie metalowy przedmiot – zeznawał G.

Na pytanie prokuratora odpowiedział, że wydaje mu się, że w KMP w Katowicach, gdzie przeglądał nagrania, wszystko mogło być widoczne lepiej niż podczas odtworzenia w sądzie.

Mówił także, że pamięta jeszcze jedno ujęcie z monitoringu, na którym widać, jak N. zadaje lewą ręką ciosy. Jednak takie nagranie nie zostało w sądzie odtworzone.

Robert G. powiedział też dziś przed sądem, że N. znajdował się w “szpicy” bojówki GKS-u i miał regularny kontakt z innymi liderami tej grupy pseudokibiców. Jednak doszło między nimi do konfliktu, który miał dotyczyć wzajemnych rozliczeń finansowych i spraw narkotykowych. Przekonywał, że wyjazd pociągiem na mecz do Olsztyna miał być swego rodzaju pojednaniem. To po powrocie z tego meczu doszło w centrum Katowic do bójki, w której zginął Dominik Koszowski.

Na pytanie prokuratora, czy osoba z zakazem stadionowym mogła pojechać na mecz wyjazdowy, odpowiedział, że mogło się tak wydarzyć. – To był przeważnie człowiek z ekipy kibiców (osoba, która sprawdzała wchodzących do pociągu – przyp. red.), on to weryfikował. Zakaz stadionowy obejmował zakaz wejścia na stadion, ale nie zakazywał przejazdu pociągiem specjalnym – tłumaczył G.

Czy kibice na czas wyjazdu wyłączali telefony komórkowe? – pytał prokurator. – Pewnie się zdarzało albo używali innych numerów czy też aparatów. Z jakiego powodu? Znane były przypadki, że umawiali się na ustawki bądź też na jakieś nielegalne spotkania i chcieli, żeby nie zakłóciła tego policja.

G. mówił, że Dariusz N. miał mocną pozycję w środowisku pseudokibiców GKS-u. Przypuszczał, że było to spowodowane tym, że brał udział w bójkach oraz jego cechami charakteru. – Umiał odnaleźć się w tej grupie.

Obrona dopytywała świadka m.in. w jakich okolicznościach policjant oglądał nagrania, czy robił to sam, czy z innymi funkcjonariuszami oraz czy w komendzie rozmawiało się na temat tej sprawy. – Nagrania oglądałem wielokrotnie w pomieszczeniu służbowym Komendy Miejskiej Policji w Katowicach. To było naprawdę wiele godzin przeglądania tego materiału. Przeważnie zapoznawałem się z nim w pojedynkę. Zdarzało się, że byli też inni policjanci. Rozmawialiśmy, wymienialiśmy się spostrzeżeniami. Nie pamiętam kto powiedział pierwszy, że tam jest Dariusz N., ale pamiętam że rozpoznałem go z nagrania z dworca PKP. Nie wiem czy jakiś inny policjant też go skojarzył. Chyba wszyscy operacyjni zapoznawali się z tymi nagraniami – wyjaśniał były policjant.

Dzisiejsza rozprawa miała zaskakujący finał. Katarzyna Hebda, adwokatka oskarżonego, poprosiła o dołączenie do akt sprawy wydruków kilkunastu zdjęć. Jak się później okazało, na większości z nich był Dariusz N. na różnych etapach swojego życia. Niektóre fotografie pochodziły sprzed okoł0 20 lat.

Świadek został poproszony o wskazanie na zdjęciach wizerunków osób, które najbardziej przypominają mu Dariusza N. Na kilku zdjęciach rzeczywiście go wskazał, chociaż jak się później okazało, nie wszystkie te wskazania były trafne.

Prokurator poddał w wątpliwość autentyczność trzech zdjęć. – Czy przypadkiem nie mamy do czynienia z sytuacją, w której obrona posługuje się zdjęciami, gdzie twarz osoby w kapeluszu po lewej stronie zdjęcia jest wklejona i pochodzi od innej osoby niż Dariusz N., a tylko z pozoru są to zdjęcia, które mają pochodzić z monitoringu PKP? Taka linia obrony miałaby zdeprecjonować zeznania przesłuchiwanego dzisiaj funkcjonariusza policji, które są kategorycznie konsekwentne, a jednocześnie stanowić nieznaną procesowi karnemu manipulację dowodami – zapytał prokurator Michał Binkiewicz.

Okazało się, że miał rację. Wspomniane zdjęcia zostały zmanipulowane. Jak przyznał Dariusz N., zlecił grafikowi wklejenie w nie wizerunku różnych osób. – Zostało dzisiaj udowodnione, że świadek uparł się na to, że tą osobą z lewej strony jestem ja. To są zdjęcia z filmu z monitoringu dworca i te twarze, które zostały wklejone metodą kopiuj wklej w miejsce tego człowieka z lewej strony, one są też w aktach sprawy. Policjant z całą stanowczością powiedział, że osoba z lewej strony do Dariusz N., a w rzeczywistości to trzy różne osoby – tłumaczył oskarżony. Dodał, że tylko takim “fortelem” mógł podważyć zeznania byłego policjanta.

Przekonywał też, że Robert G. nigdy nie zatrzymywał go do żadnej sprawy (a N. zatrzymywany był co najmniej kilka razy), a także, że kierował się sugestiami kolegów policjantów, bo sam pierwotnie na nagraniach z monitoringu rozpoznał jedynie Daniela D. ps. Roman. Mówił też, że skoro G. pamiętał go z różnych spraw związanych ze środowiskiem kibiców, to powinien wiedzieć gdzie dokładnie mieszkał i jakim samochodem jeździł kilkanaście lat temu.

Prokurator złożył wniosek o wyłącznie z akt sprawy przedstawionych dzisiaj zdjęć i skierowanie ich do prokuratury rejonowej “w związku z podejrzeniem popełnienia czynu zabronionego, wypełniającego znamiona utrudnienia postępowania karnego”. – W mojej ocenie postawa oskarżonego, posługującego się w celu uznania za autentyczne podrobionymi i przerobionymi zdjęciami,  tak w zakresie zawartych na nich obrazów, jak i informacji zawartych na nich sygnatur (na jednym ze zdjęć z rozprawy sądowej była sygnatura z innej sprawy- przyp. red.) godzi w realizację celów postępowania. Takie zachowanie wykracza poza ramy dozwolonej obrony. Stanowisko to uzasadniam też tym, że do fałszowania przedłożonych dzisiaj zdjęć miało dojść z wykorzystaniem legalnego materiału dowodowego, pozyskanego w toku śledztwa – argumentował prok. Binkiewicz.

Kolejna rozprawa w procesie Dariusza N. odbędzie się 7 października.

Grzegorz Żądło


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*