Ten wywiad powstał spontanicznie, choć zawarte w nim przemyślenia spontaniczne nie są. To ugruntowana kilkuletnim pobytem w Katowicach opinia kogoś, kto wybrał to miasto świadomie, kupił mieszkanie w centrum i dobrze się tu czuje. Błażej Kusiak – manager, dyrektor fabryki opakowań międzynarodowego koncernu. Mieszka w dzielnicy modernistycznej w Katowicach, pracuje w Tychach. Pracował w USA, we Włoszech, Krakowie i Wrocławiu (więcej informacji o Błażeju znajduje się pod wywiadem). Dwa dni temu przeczytaliśmy w Gazecie Wyborczej tekst pt. „Dlaczego ludzie nie chcą mieszkać w Katowicach”. Część zawartych w nim tez jest tak naciągana, że aż nie przystoi. Głównym oceniającym sytuację w mieście jest szef Instytutu Obywatelskiego, czyli politycznego think tanku Platformy Obywatelskiej. Podobno katowiczanin, choć jego wypowiedzi świadczą o bardzo pobieżnej znajomości miasta, zwłaszcza tego jak ono funkcjonuje po godz. 18. Czy rzeczywiście jest tak źle jak pisze „GW”? Czy ubywanie mieszkańców to największy problem miasta? Dlaczego, mimo wszystko, kolejni młodzi ludzie chcą mieszkać i przyjeżdżać do centrum? Zapraszam do lektury. Warto poznać zdanie przeciętnego, a zarazem nieprzeciętnego katowiczanina.
Grzegorz Żądło: Dlaczego ludzie nie chcą mieszkać w Katowicach?
Błażej Kusiak: Ale to jest pytanie sugerujące, że nie chcą.
Tak twierdzi dziennikarz Gazety Wyborczej. A chcą?
BK: To jest tak napisane, jakby tylko Katowice zmagały się z problemem wyludnienia centrów miast. Ze statystyki można wyciągnąć bardzo różne, często mylne wnioski. Młodzi ludzie, którzy szukają mieszkania w Katowicach mówią mi, że wybierają Bytom, Siemianowice albo inną lokalizację, ponieważ tam jest taniej. Nie stać ich na mieszkania w miejscach typu Bażantowo czy Kostuchna, a centrum nie postrzegają jako atrakcyjnego. Nie widzą, że jest to ciekawe miejsce do mieszkania. Śródmieście ma złą renomę.
Dlaczego więc, mając wybór, zdecydowaliście się z żoną na Katowice? W dodatku centrum.
Analizowaliśmy plusy i minusy. Minusem było to, że mieszkania są w Katowicach droższe niż w okolicznych miastach. Ale chodząc po południowym Śródmieściu, po dzielnicy modernistycznej, spodobało nam się tu. Zrobiliśmy to, co robią wszyscy ludzie, którzy chcą wziąć kredyt na mieszkanie. Myśleliśmy, czego byśmy jeszcze potrzebowali, czego nam brakuje. Tu nie brakowało nam niczego: dobre skomunikowanie, łatwy dojazd do pracy, przedszkole, szkoła, basen.
Nie przeszkadza wam brak zieleni w centrum, brud i menele?
Wiadomo, że to przeszkadza. Ale mieszkam tu, bo mam jakąś misję do spełnienia (śmiech). Mógłbym mieszkać w Kostuchnie i mieć mały domek z ogródkiem, ale tego nie chcemy. Chcemy być w centrum. Ja lubię miasto. Co do brudu w mieście, to zaszła gigantyczna przemiana. Naprawdę. Właściciele remontują koleje budynki. Wiele kamienic jest coraz bardziej zadbanych. Ale jest jeszcze jedna ważna sprawa. W centrum zmieniają się ludzie. To nie jest tak, że tylko menele tu mieszkają. Młodych ludzi jest coraz więcej.
Największy problem Katowic to coraz mniejsza liczba mieszkańców, mówi jeden z radnych w tekście w Gazecie Wyborczej. Twoim zdaniem, to rzeczywiście największy problem?
Nie zgadzam się z tym. Owszem, zaludniają się Tychy czy Mikołów, ale to są de facto przedmieścia Katowic. Tam nie ma funkcji miejskich, takich jak w Katowicach. Dlatego prędzej czy później ci ludzie będą tutaj przyjeżdżać. Po to, żeby iść na obiad, do kina, do teatru, bo u siebie tego nie mają.
No dobrze, ale jeśli się tam zameldują, to będą tam płacić podatki
Warszawa ma ten sam problem, co Katowice.
Tylko, że Warszawa próbuje sobie z tym radzić m.in. kartą warszawiaka, która daje pewne przywileje
Nie wiem czy Warszawa sobie z tym radzi, ale Katowice powinny próbować. Ja obserwowałem ten proces w Stanach Zjednoczonych. Ludzie uciekają na przedmieścia, a potem się orientują, że wcale nie chcą tam mieszkać i wracają do centrum. I to jest, moim zdaniem, szansa dla Katowic.
Jednak ludzi ubywa, takie są statystyki
Migracja to problem, który mają prawie wszystkie miasta na Śląsku. To m.in. efekt tego, że kilkadziesiąt lat temu wielu ludzi przyjechało tu do pracy i teraz wraca w swoje rodzinne strony np. do woj. świętokrzyskiego czy do Polski południowo-wschodniej. Mnie bardziej martwi to, że wyjeżdżają też absolwenci katowickich uczelni. Nie te kilka tysięcy ludzi ogółem, tylko tych kilkuset absolwentów Uniwersytetu Ekonomicznego, którzy nie znaleźli tu pracy. Z drugiej strony do pracy np. w IBM czy Capgemini przyjeżdżają do nas młodzi ludzie z innych miast. Oni w tym mieście będą się rozwijać, założą rodziny, będą kupować mieszkania.
Przywoływany w tekście Wyborczej szef Instytutu Obywatelskiego mówi, że mieszkańcy wyjeżdżają, bo nie dostają tego co jest ważne dla życia, tzw. miejsc trzecich. Nie ma się gdzie spotkać i porozmawiać. Zgadzasz się z tą tezą?
Tak może mówić ktoś, kto dawno nie był w Katowicach i powiela obiegowe opinie. Nie muszę mówić jak tłumnie niemal każdego dnia jest na Mariackiej. Ale nie tylko tam się coś dzieje. Np. na Placu Miarki jest bar, którego właściciel próbuje ożywić to miejsce organizując kino letnie. Dalej: ulica Kościuszki, wokół jednej czy drugiej knajpy zawsze są ludzie. Miasto nie jest puste.
Mieszkałeś we Wrocławiu i Krakowie. Masz porównanie
Mentalność ludzi w tych miastach jest totalnie przyjezdna. W Krakowie i Wrocławiu na osiedlach mieszkają same „słoiki” (tak m.in. Warszawiacy określają przyjezdnych, przyp. red.) i trudno mówić o jakiejś wspólnocie. To jest zlepek ludzi, których łączy to, że mają podobne auta, podobną pracę, mają wózek z dzieckiem i przyjeżdżają do centrum pracować. A my tutaj mamy więzi sąsiedzkie. Tu jest więcej autochtonów, nawet przyjezdni zdążyli zapuścić korzenie.
Mimo to obiegowe opinie o Wrocławiu są pozytywne.
Wrocław z czasów kiedy ja tam mieszkałem wspominam tak: stoją wszystkie tramwaje, chcąc się przebić przez miasto trzeba stać trzy godziny w korkach, a radio nadaje teksty propagandowe prezydenta Rafała Dutkiewicza: „robimy to dla was wrocławianie, teraz będzie źle, będzie strasznie, będzie bolało, ale Wrocław jest piękny, cudowny, rozwija się, pamiętajcie o tym”. Tak mówiły wszystkie media. Nigdy nie spotkałem wrocławianina, który by powiedział: „ale rozkopany jest ten Wrocław, tu dziura, tam dziura”. Wszyscy mówili: „ale super wielką dziurę wykopali, tutaj będzie coś naprawdę dużego, Wrocław będzie wielki i wspaniały”. A w Katowicach za każdym razem, kiedy otwieram Wyborczą, czytam, że „JEST ŹLE”. Że rynek jest rozkopany, jest wielka dziura i nie ma gdzie napić się kawy. No trudno, żeby w dziurze były kawiarnie. To nam psuje opinie wśród mieszkańców innych miast.
Skąd się to bierze?
Prezydent Rafał Dutkiewicz jest bardzo sprawnym pr-owcem i zaczął od mediów. Ma je za sobą. To jest coś, czego nasz prezydent nie ma. Czegokolwiek by nie zrobił, to zawsze wyjmą mu coś z kapelusza: „ale to zrobiłeś źle”. A jak coś dobrze działa, to media o tym nie wspominają. Piotr Uszok się zmienia. Zaczął słuchać ludzi, ktoś mu doradza. To, że w Katowicach powstaje tyle biurowców, że rozwija się outsorcing, że buduje się centrum konferencyjne, to wszystko są jakieś koncepcje. Chociaż niektóre z nich wprowadzone za późno. To zresztą nie jedyny mój zarzut do prezydenta Katowic. Za wolno ściąga studentów i młodych ludzi do centrum Katowic. Kampus akademicki powinien już tu być od kilku lat. Jest bardziej potrzebny niż NOSPR i nowy rynek. Uwierz mi, że gdyby wprowadzić do centrum 10 tysięcy studentów, to rynek mógłby być taki jak był, a w starym Zenicie i Skarbku już by były knajpy, już by tętniło życie.
Mimo wszystko to właśnie za przebudowę rynku, prezydentowi obrywa się ostatnio najbardziej?
Zbyt dużą wagę się do tego przykłada. Czy prezydent postawi na rynku ścianę i posadzi kwiatki, czy nie będzie ściany a będzie odsłonięta rzeka, to niczego już nie zmieni. Ktoś zniszczył tę przestrzeń 40 czy 50 lat temu i trudno to naprawić. Prezydent trzyma w rękach gorący kartofel. Były kamienice nad Rawą, był zamknięty rynek, ale ktoś to po prostu zburzył i zrobił aleje, która ciągnie się do Spodka.
Miasto krytykuje się też za wydawania publicznych pieniędzy na imprezy takie jak festiwale muzyczne, Mistrzostwa Świata w siatkówce czy Tour de Pologne. Jaki masz do tego stosunek?
Katowice to jest marka i trzeba ją promować. Słowo Katowice musi się pojawiać w mediach. Jak chcesz to zrobić inaczej? Ja się bardzo cieszę, że w Katowicach są takie imprezy, bo dla mnie i wielu innych ludzi to jest biznes. Wynajmuję obcokrajowcom mieszkanie. Podczas OFFa byli u mnie Hiszpanie, na Taurona już zapowiedział się Amerykanin, a na siatkówkę na miesiąc przyjedzie Fin. Zrobiłem nawet dla nich specjalną mapę, na której zaznaczyłem miejsca, gdzie mogą spędzić w różny sposób czas. Jak to wszystko rozrysowałem, to naprawdę jest w czym wybierać. Jest gdzie zjeść śniadanie, dobrego burgera czy napić się kawy.
Jak będą wyglądały Katowice za 5, 10, 15 lat? GUS prognozuje, że będzie tu mieszkać coraz mniej ludzi?
W centrum, w którym będą sąsiadowały ze sobą biurowce, wieżowce, ale też knajpy i miejsca kultury, można będzie dobrze mieszkać. To jest największe wyzwanie przed tym czy przyszłym prezydentem, żeby do tego doprowadzić.
Błażej Kusiak, rocznik 1977. Urodził się w Warszawie, wychował w Chorzowie. W 2001 roku skończył ekonomię na ówczesnej Akademii Ekonomicznej na specjalizacji gospodarka miejska i regionalna u prof. Andrzej Klasika. Po studiach wyjechał na trzy miesiące (taki był plan) do USA. Został na trzy lata. Kiedy wrócił do Polski dostał pracę w finansach w Krakowie. Potem na krótko wrócił na Śląsk. W dziale handlowym producenta maszyn do przemysłu ciężkiego zajmował się m.in. eksportem. Kolejnym zawodowym przystankiem było włoskie Empoli i dział handlowy w firmie produkującej materiały dla przemysłu ceramicznego, a następnie Wrocław i oddział tej samej spółki. Do Katowic przeprowadził się w 2006 roku. Od 5 lat jest dyrektorem fabryki opakowań międzynarodowego koncernu w Tychach.
10k studentów w centrum – nie róbcie nam drugiego Krakowa!…