Nieuchronnie zbliża się zamknięcie przejazdu pod wiaduktem kolejowym na ul. Mikołowskiej. Wszędzie można usłyszeć i przeczytać, że będzie to oznaczać paraliż Katowic. Pewnie tak będzie, bo Mikołowska to najważniejsza droga w tej części miasta.
Zamknięcie wiaduktu na ul. Mikołowskiej zostało przesunięte z 23 września na 7 października. To tylko lekkie odsunięcie w czasie tego, co nieuchronne. Przez nieco ponad dwa lata kierowcy, piesi i pasażerowie autobusów będą musieli sobie poradzić bez tego najważniejszego przejazdu na osi północ-południe. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć, jakie utrudnienia w ruchu będzie to generować.
Autobusy i tramwaje
Wiadukt na ul. Mikołowskiej to główne miejsce “przeprawy” z południa na północ i odwrotnie dla kilkudziesięciu linii autobusowych. W godzinach szczytu spod Galerii Katowickiej żółte autobusy wyjeżdżają prawdziwymi stadami. Teraz nie będzie to możliwe. Jak więc pojadą autobusy w czasie zamknięcia wiaduktu na ul. Mikołowskiej?
Przede wszystkim nadal będą kursować te same linie, które jeżdżą obecnie. Połączenia nie będą likwidowane, a częstotliwość kursów zostanie utrzymana. Zmienią się za to przystanki początkowe i końcowe dla wielu linii. Tak będzie z tymi połączeniami, które kończyły swój bieg na dworcu podziemnym pod Galerią Katowicką lub na dworcu autobusowym przy ul. Sądowej. Będą one dojeżdżać tylko do ul. Andrzeja, a potem wrócą ul. Skłodowskiej-Curie i ul. Kopernika do ul. Mikołowskiej.
Te linie, które będą musiały się przebić na północ, skręcą z ul. Mikołowskiej w ul. Kopernika, a potem wjadą na pl. Miarki i ul. Kochanowskiego pojadą na ul. św. Jana, a następnie skręcą na podziemny dworzec. Na samym początku ul. Kopernika oraz na pl. Miarki mają powstać dodatkowe przystanki.
W odwrotnym kierunku autobusy wyjadą spod dworca na ul. Kościuszki, a na pl. Miarki skręcą w ul. Kopernika i potem w ul. Mikołowską.
Wszyscy na Plac Miarki
Wprawdzie trzeba liczyć na to, że po zamknięciu wiaduktu ruch na Mikołowskiej znacząco się zmniejszy (bo po co pchać się do centrum, jak przejazd zajmie kilkadziesiąt minut), ale jednak wiele osób (zapewne kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy dziennie) uzna, że jednak warto próbować. Oni wszyscy spotkają się na pl. Miarki i ul. Kochanowskiego, gdzie będą już także autobusy komunikacji miejskiej.
Zapewne część kierowców spróbuje uciec z Mikołowskiej już w ul. Poniatowskiego, żeby ul. Szeligiewicza i ul. Wita Stwosza dojechać do pl. Miarki i dalej do ul. św. Jana i przejazdu pod Galerią Katowicką. Niektórzy pojadą trochę dalej i postanowią skręcić w ul. Jordana, która zaprowadzi ich w ul. Podchorążych, ul. Powstańców do ul. Wita Stwosza i pl. Miarki.
Kolejni poczekają do ul. Kopernika, żeby po skręcie w prawo trafić na pl. Miarki. Wreszcie najbardziej wytrwali zaczekają na skręt w ul. Andrzeja, z której będą zmuszeni wjechać w ul. Batorego. Trafią, jak wszyscy, na pl. Miarki i dalej na ul. Kochanowskiego.
Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że przez pl. Miarki co 3-4 minuty przejeżdżają tramwaje, które mają być główną alternatywą dla prywatnych samochodów i autobusów. Będą nią, jeśli stojący w korku kierowcy zostawią odpowiednio dużo miejsca na przejazd tramwaju, co nie jest wcale oczywiste.
Władze Katowic zdają się nie widzieć aż takiego zagrożenia z powodu zamknięcia wiaduktu na ul. Mikołowskiej i na pytanie, czy zdają sobie sprawę, że ta część miasta może stanąć, wiceprezydent Bogumił Sobula odpowiada tak: Zachęcam do nawiązania kontaktu z Netflixem albo Max-em. Myślę, że pan redaktor byłby do wzięcia od razu z takimi teoriami katastroficznymi. Marnuje się pan przy tego typu dyskusjach z prostymi urzędnikami samorządowymi.
Oczywiście, można żartować i czekać na katastrofę komunikacyjną, ale można też było się lepiej przygotować, żeby jej uniknąć albo chociaż ograniczyć. Przykładowo, miasto nie skorzystało z podpowiedzi Metropolii i nie zrobi buspasa na ul. Mikołowskiej, a to mogłaby być zachęta dla wszystkich, którzy utkną w korkach.
W okresie bezpośrednio poprzedzającym wielką przebudowę infrastruktury kolejowej nie powstała też w centrum Katowic żadna infrastruktura rowerowa, która ułatwiałaby poruszanie się po mieście nie tylko rowerem, ale też np. elektryczną hulajnogą. Przykładowo, zamiast stworzyć drogę rowerową czy choćby pas rowerowy na ul. Wita Stwosza (od ul. Powstańców do ul. Szeligiewicza), to pod koniec ubiegłego roku miasto zmieniło tam sposób parkowania z równoległego na skośny, co zabrało jeden pas jezdni, który mógłby zostać przeznaczony dla rowerów.
Istniejąca droga rowerowa wzdłuż ul. Wita Stwosza (od ul. Powstańców w kierunku rynku), i ul. Kochanowskiego nadal jest wąska, wykonana z nierównej kostki, a na dodatek przecinają ją wykonane z granitowej kostki wjazdy do posesji.
Ul. Kościuszki nadal nie da się zjechać legalnie rowerem w kierunku rynku, a na ul. Mikołowskiej o infrastrukturze rowerowej nadal nikt nie myśli.
Pozostaje mieć nadzieję, że jednak aż takiej katastrofy komunikacyjnej w Katowicach, żeby nadawała się na serial Netflixa, nie będzie. Jednak jeśli tak się stanie, będzie to przede wszystkim zasługa samych mieszkańców, którzy poszukają alternatywnych sposobów przedostania się na północ torów niż własny samochód.
[…] Przebudowa wiaduktu kolejowego nad ul. Mikołowską miała się już rozpocząć. Pierwszym terminem, który podała spółka PKP Polskie Linie Kolejowe, był 23 września. Jednak zmiany w organizacji ruchu przełożono o dwa tygodnie. 7 października mieszkańcy w ścisłym centrum Katowic powinni spodziewać się paraliżu. To wtedy planowane jest zamknięcie przejazdu pod wiaduktem zlokalizowanym przy skrzyżowaniu czterech ulic – Mikołowskiej, Słowackiego Matejki i Sądowej. Kilka dni temu pisaliśmy o tym, że to zamknięcie spowoduje prawdopodobnie największe utrudnienia na pl. Miarki. […]
jak rozumiem panu Sobuli humor dopisuje w związku z przychodami które ma “na służbie” Katowicom. Ponad 282tys na rok za fuchę na Młyńskiej + ~100k zł za te dwie rady musi powodować uśmiech na twarzy.
Chore jest to że w takim MPGK prezesa wskazuje prezydent a w RN (czyli kontroluje prezesa) siedzi wiceprezydent.
Może ktoś wrteszcie spróbuje – podobnie jak we Wrocławiu – skontrolować na etatach w jakich spólkach i spóleczkach miejskich są radni Katowic…
W sumie może to byłby pomysł na nowy artykuł, taka analiza działania ITS w Katowicach. Panie Grzegorzu Pan tu już wiele ciekawych, rzetelnych i wnikliwych analiz różnych tematów przedstawił, więc może byłaby szansa na kolejny ciekawy tekst?
Nie sądzę, żebyśmy dostali jakieś rzetelne i ciekawe dane z Katowickiej Agencji Wydawniczej.
“Przez nieco ponad dwa lata kierowcy, piesi i pasażerowie autobusów będą musieli sobie poradzić bez tego najważniejszego przejazdu na osi północ-południe.” Ruch pieszy miał tam być względnie zachowany.
Będą udostępnione kanały, o ile nie będzie intensywnych opadów oczywiście.
Na czas wyburzania wiaduktu nie będzie tam ruchu pieszego. A co będzie potem, to się okaże.
Przy okazji zwracam uwagę na jedno miejsce, które “schrzaniono koncertowo” przy okazji ostatniej przebudowy:
Kościuszki skręt w Szeligiewicza
Otóż jadąc od południa od Brynowa swego czasu można było skręcać w prawo w Szeligiewicza i później w Wita Stwosza. Obecnie można tylko w lewo na Poniatowskiego. Do kompletu jest tam totalnie niewydolna sygnalizacja świetlana.
Natomiast jeżeli ziści się “katastroficzna wizja”, którą Pan redaktor przedstawiał, proponuję przeszeregowanie Pana Sobula na inne stanowisko. Podobno jest wakat na nocnej zmianie w szalecie na Rynku – tuż obok Urzędu Miasta…
Akurat zlikwidowanie skrętu w prawo w ul. Szeligiewicza to było dobre rozwiązanie, które trochę ograniczyło ruch na tej, bądź co bądź, osiedlowej ulicy. Zawsze można skręcić wcześniej w ul. Ceglaną i dojechać do ul. Wita Stwosza. To akurat nie problem. Natomiast jeśli chodzi o światła, to pełna zgoda – to jakiś dramat. Kiedy samochody z Poniatowskiego jadą w Szeligiewicza piesi, którzy chcą przejść przez Kościuszki, muszą czekać jeszcze jakieś 20-25 sekund, mimo że czerwone mają i kierowcy na Kościuszki, i tramwaje. Zupełnie bez sensu. Zresztą, inne bezkolizyjne kierunki też stoją przy innych konfiguracjach świateł.
Tak jest w wielu miejscach z sygnalizacją świetlną, że piesi i rowerzyści czekają dłużej na zielone niż przed wprowadzeniem ITS. Podobnie jest np. na skrzyżowaniu Mikołowskiej z Poniatowskiego. Kiedyś piesi przechodzili na drugą stronę Poniatowskiego bez problemu a teraz czekanie tam na zielone na pasach to jakaś masakra. Do tego jeszcze dorobili dodatkowe światła na tym skrzyżowaniu pomiędzy Mikołowską a Barbary, które jeszcze potęgują problem również dla samochodów.
A już szczególnie na drogach wielopasmowych z wysepkami piesi muszą czekać kilka zmian świateł żeby przejść przez skrzyżowanie.
Generalnie na całym obszarze objętym ITS piesi i rowerzyści mają dużo gorzej niż było wcześniej. A często również i ruch samochodowy mógłby działać płynniej gdyby sygnalizacja nie zmuszała samochodów do stania na czerwonym na kierunkach nie kolidujących ze sobą. Albo tramwaje jadące np. Chorzowską stoją dłużej na światłach niż samochody jadące w tym samym kierunku.
Więc wygląda na to, że ten cały ITS nie jest aż tak inteligentny jak mogłoby się wydawać. Powiedziałbym, że raczej zamula niż usprawnia ruch w mieście.
Po prostu #niedasie 😛
Niewygody pieszych, rowerzystów czy kierowców to niewielka cena za możliwość wydawania następnych milionów.
To jest poświęcenie, na jakie urzędnicy byli gotowi.
Niestety, wydanie 88,6 mln zł niczego nie poprawiło.