Smród co najmniej w dwóch dzielnicach Katowic zwykle czuć wieczorem. Mieszkańcy piszą petycję do premiera i ministra, a także proszą o pomoc radnych. Na razie trudno powiedzieć skąd i dlaczego śmierdzi.
Łzawią oczy i szczypie w gardle, a dzieciom robi się niedobrze. Tak mieszkańcy opisywali reakcję na smród, który czuje coraz więcej osób. O problemie, który ciągnie się już od kilku miesięcy opowiadali radnym. – Dochodzi nawet do takich bardzo nieprzyjemnych zaburzeń żołądkowo-jelitowych u naszych dzieci. Nie jest to rzecz, którą można pominąć. Już jest to bardzo niebezpieczne naszym zdaniem – mówiła Beata Mitko z Rady Jednostki Pomocniczej w Dąbrówce Małej. Na posiedzenie komisji infrastruktury i środowiska przyszli też mieszkańcy Burowca i Szopienic. Byli też przedstawiciele miejskich spółek, które prowadzą działalność w tych dzielnicach. Największym podejrzanym jest MPGK i zakład przetwarzania odpadów przy ul. Milowickiej. Jak mówił wiceprezes zarządu MPGK, kontrola Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska nic nie wykazała.
– WIOŚ będzie w dalszym ciągu te kontrole przeprowadzał, również w innych instytucjach i instalacjach. U nas przez miesiąc nie dopatrzył się jakiegoś większego oddziaływania na terenie zewnętrznym. To jest instalacja do przetwarzania odpadów i ona sama w sobie jest uciążliwa dla naszych pracowników na terenie zakładu -tłumaczył Robert Potucha.
Mieszkańcy dopytywali czy w takim razie MPGK uważa, że smród nie ma żadnego związku z zakładem na granicy Katowic i Sosnowca. – Stoimy na stanowisku, że nie jesteśmy głównym emitorem – odpowiedział Potucha. Zakład odzysku i unieszkodliwiania odpadów zajmuje ok. 4 hektary i jest wyposażony w jedną z nowocześniejszych w Europie instalacji. Jednak MPGK zapewnia, że odpady, które powinny znajdować się w hali, są tam przechowywane i są kompostowane przez około 4 tygodnie. Następnie trafiają na plac dojrzewania. To teren o powierzchni około dwóch hektarów. Tam odpady są składowane już na zewnątrz przez 6-8 tygodni. Jak twierdzi MPGK, “nie ma możliwości i potrzeby”, żeby były one umieszczane pod zadaszeniem.
Mieszkańcy już w lutym napisali w tej sprawie do prezydenta Marcina Krupy. Wtedy petycję podpisało prawie 600 osób. Kolejne pismo z 11 czerwca zostało wysłane do premiera Mateusza Morawieckiego i ministra środowiska Henryka Kowalczyka. – My po prostu usiłujemy doszukać się tego źródła. Jeżeli już znajdziemy to źródło, to poprosimy o stwierdzenie jaka jest szkodliwość. Co innego jeżeli tylko naszym dzieciom i nam się kręci w głowie i drapie w gardle – to jest uciążliwe, a co innego, jeżeli to już wpływa w jakiś sposób na organizm – mówi Beata Mitko. Chociaż chęć dialogu u urzędników i prezesów miejskich spółek jest, to na razie źródła odoru odkryć się nie udało. Sprawa była już też poruszana w okolicznych miastach – Sosnowcu, Siemianowicach Śląskich, a nawet Czeladzi.