To, że zmienią się zasady przyjmowania wniosków, a przede wszystkim głosowania na nie w drugiej edycji budżetu obywatelskiego w Katowicach było pewne tuż po zakończeniu pierwszej edycji. Większość tych zmian idzie w dobrym kierunku, ale kilka propozycji budzi poważne wątpliwości. Tak jak sugestia organizacji pozarządowych, żeby głosować przez internet.
Jeszcze w trakcie zgłaszania wniosków do pierwszego w Katowicach budżetu obywatelskiego pisałem o wielu niezrozumiałych decyzjach urzędników. Przede wszystkim na etapie weryfikacji złożonych wniosków. Zwłaszcza tej merytorycznej. Część propozycji została odrzucona, bo “tak”. Niestety, na razie nie widać i słychać, żeby ktokolwiek w urzędzie zajął się akurat tym aspektem sprawy.
Podnosiłem też kwestię zgłaszania projektów dotyczących m.in. szkół i bibliotek. Nie powinno być tak, że takie placówki poprzez zaprzyjaźnione osoby zgłaszają wnioski o zakup książek czy innych pomocy naukowych, bo zapewnienie im tego to obowiązek gminy. O jakichkolwiek zmianach w tej sprawie na razie też cicho.
Co zatem ma się zmienić? Urząd chce tak podzielić pieniądze w BO, żeby możliwe było głosowanie zarówno na projekty dotyczące jednej dzielnicy, jak i całego miasta (proporcja podziału: 85%-15%). To ruch w dobrym kierunku. To oczywiste, że są sprawy, które dotyczą większej liczby dzielnic niż jedna i warto dać mieszkańcom okazję do poparcia takich inicjatyw. Zresztą, już w pierwszej edycji niektórzy próbowali to sprytnie realizować, zgłaszając w porozumieniu z innymi osobami wniosku o realizację tego samego lub bardzo podobnego zadania w różnych częściach Katowic.
Dobrą propozycją jest też wprowadzenie minimalnego progu punktów, który musi przekroczyć w głosowaniu dany wniosek, żeby miał szansę na realizację. Choć poziom 15 pkt. osobiście uważam za zbyt niski. Tak czy inaczej, pozwoli to wyeliminować sytuacje z pierwszej edycji, kiedy cztery pomysły przeszły z sukcesem całą procedurę, mimo że dostały po… jednym głosie.
Raczej pozytywną zmianą może być możliwość głosowania na więcej niż jeden pomysł ze swojej dzielnicy. Rzeczywiście, czasami ktoś może chcieć poprzeć dwie zupełnie różne inicjatywy, które nie mają ze sobą wiele wspólnego, a jednak obydwie bardzo by się przydały.
Nie przekonuje mnie natomiast pomysł z głosowaniem na projekty nie tylko z własnej dzielnicy (a właściwie Rady Jednostki Pomocniczej). Może to spowodować powstanie tzw. spółdzielni, zwłaszcza przy jednoczesnym wprowadzeniu zasady głosowania na kilka zadań. Ja pomogę Tobie, ty pomożesz mnie i wszyscy będą zadowoleni. Nie tędy droga.
Oczywiście, wszystkie zmiany, które mają przyczynić się do większej promocji samego BO na każdym z etapów jego tworzenia, są jak najbardziej pożądane. Czyli strona internetowa, spotkania z mieszkańcami w dzielnicach, możliwość śledzenia postępów w realizacji projektu itp. To z pewnością przyczyni się zarówno do większej liczby składanych wniosków, jak i frekwencji podczas głosowania.
Zupełnie nie zgadzam się za to na wprowadzenie głosowania przez internet. Z kilku powodów. Składanie projektów do BO, a potem ich wybieranie to przywilej, a nie obowiązek mieszkańców. A skoro tak, to nie można doprowadzić do sytuacji, w której ktoś poświęci swój wolny czas na napisanie wniosku, zebranie podpisów, a potem jego projekt przepadnie, bo konkurencyjny ma np. więcej fanów na Facebooku. Wiem z autopsji jak wyglądała “kampania wyborcza” w pierwszej edycji. Drukowanie ogłoszeń, roznoszenie ich po sąsiadach, przekonywanie znajomych. I co, teraz to wszystko można sobie odpuścić, bo wystarczy więcej kliknięć? Nie, to pójście na łatwiznę, które w żaden istotny sposób nie przyczyni się do budowania lokalnej demokracji, a tym m.in. jest przecież BO.
Pójściem na łatwiznę jest też propozycja jednej z organizacji pozarządowych, żeby wnioskodawcy nie musieli nawet w przybliżeniu podawać kosztu realizacji ich pomysłu. Mieliby to za nich zrobić urzędnicy. Nie można robić z ludzi nieudaczników, którzy nie potrafią przygotować budżetu zadania. Można za to im to ułatwić, publikując przybliżone ceny popularnych przedmiotów, zadań, o które często wnioskują mieszkańcy (różnego rodzaju lampy, wyposażenie zewnętrznej siłowni, placu zabaw, ławki, kosze na śmieci, stojaki na rowery, km ścieżki rowerowej, metr kw. parkingu itp. itd.). Po raz kolejny w tym miejscu powtarzam: udział w BO to przywilej, a nie obowiązek. Jeśli ktoś chce być beneficjentem, to powinien się odrobinę wysilić.
Szkoda, że nie ma maili zwrotnych z info o pojawieniu się odp…
A dlaczego wypacza?/co jest elementem wypaczonym? Wg mnie celem głosowania, niezależnie jakiego, jest świadome oddanie głosu. A e-głosowanie daje taką możliwość i taka forma nie zmieniłaby zupełnie nic np. w moim wyborze.
Co więcej, gdyby była opcja drukowania formularzy na miejscu w lokalu wyborczym – gdy faktycznie pojawią się “wyborcy” – i posiadania np. kilkudziesięciu w zapasie, wówczas do e-głosowania doszedłby również kontekst oszczędności papieru. Biorąc pod uwagę frekwencję towarzyszącą zawsze wyborom, ilość marnowanego papieru jest przerażająca.
Skoro wraz z rozwojem technologi itd. mamy nowe możliwości, to niewykorzystywanie ich w słusznych i rozwojowych celach można nazwać nie tylko zastojem, lecz wręcz impasem. To tak jakby medycyna oferowała możliwość przywrócenia zdolności motorycznych, np. chodzenia poprzez wszczepianie (endo)protez, ale nie korzystalibyśmy z tego, bo np. wypaczałoby to życie zgodne z życiową koleją rzeczy, wolą bożą etc.
Ja bardzo chętnie zagłosowałabym przez internet. A gdyby na dodatek mogło się to wiązać z oszczędnością papieru, to tym bardziej wybrałabym e-wariant.
Tak samo jak z PIT-em – od kilku lat rozliczam się przez internet, jak i z roku na rok coraz więcej osób, ale idei rozliczenia to nie wypacza, bo jest to obowiązek, więc nikt się nad ideą czy nie-ideą nie zastanawia 🙂 A ileż papieru oraz czasu można zaoszczędzić, nie stojąc w długich kolejkach i nie zapychając niepotrzebnie urzędów.
Sama Pan/Pani sobie odpowiada. Wysłanie czy zaniesienie do urzędu PIT-a to obowiązek, głosowanie – jakiekolwiek – to przywilej.Porównanie więc zupełnie nie na miejscu, podobnie jak to z medycyną.
Panie Grzegorzu, mam wrażenie, że zaszła tu jakaś pomyłka/niezrozumienie. Konkretnie w kwestii głosowania przez internet. Zupełnie nie chodzi przecież o to, by zbierać likes/like’i/liki (?, nie lubię formy “lajki”) na Facebooku, lecz o możliwość oddania tradycyjnego głosu w odpowiednio przygotowanym internetowym systemie do głosowania, który zlikwidowałby konieczność osobistego i fizycznego stawiania się w “lokalach wyborczych” i umożliwiłby m.in. dokonanie wyboru w zaciszu własnego domu bądź z dowolnej lokalizacji oraz udział w głosowaniu np. osób niepełnosprawnych. Są już miasta, w których oddania głosu można dokonać w e-sposób i bynajmniej nie chodzi o żadne Facebook’i! Pozdrawiam.
Być może jestem staroświecki, ale tak jak napisałem, dla mnie głosowanie przez internet wypacza trochę ideę budżetu obywatelskiego.