Alarm na lotnisku w Pyrzowicach. Ktoś zadzwonił i poinformował obsługę lotniska o bombie w jednym z samolotów. Trzeba było ściągnąć na miejsce dodatkowe służby. Niektórzy pasażerowie nie czekali na odzyskanie bagażu.
Wbrew informacjom, które pojawiły się w sieci, wczorajsza akcja służb na lotnisku w Pyrzowicach nie była spowodowana awaryjnym lądowaniem samolotu. Akcja samolot została wywołana telefonem, który odebrano w punkcie rzeczy znalezionych na lotnisku. W poniedziałek w nocy ktoś poinformował, że w bagażniku jednego z samolotów lecących do katowickiego lotniska znajdują się materiały wybuchowe. Chodziło o boeing 737 należący do linii Ryanair, który leciał z Londynu do Katowic. Zanim samolot pojawił się w Katowicach na miejsce skierowano, oprócz lotniskowych, dodatkowe zastępy straży pożarnej.
Samolot wylądował o godz. 22.10 i wysiadło z niego 173 pasażerów. Maszynę skierowano na odseparowane stanowisko postojowe, a pasażerów odwieziono autobusami do terminalu. Następnie przez kilka godzin trwała kontrola pirotechniczna bagażnika i bagaży rejestrowanych. Okazało się, że alarm był fałszywy. – Nie znaleziono niczego niepokojącego. Całe zdarzenie nie miało też wpływu na punktualność startów i lądowań – mówi Piotr Adamczyk, rzecznik prasowy Katowice Airport. Jedynie z 2-godzinnym opóźnieniem rozpoczął się lot do Londynu, ponieważ miał go realizować ten sam boeing.
Akcja zakończyła się około godz. 3.00. Dlatego niektórzy pasażerowie zrezygnowali i zostawili swoje bagaże. Nie czekali do końca interwencji służb.