Maszynista z Tychów skazany za śmierć kobiety, który siedziała na torach. Wyrok już zapadł, ale budzi duży sprzeciw wśród kolejarzy. Sprawa ciągnie się od dwóch lat i na razie walka o przyszłość Dariusza Telęgi trwa. Życie 56-latka już nigdy nie będzie takie samo.
Wypadki na torach zdarzają się codziennie. Jednak zwykle takie dochodzenia zamykane są szybko. Kończy się już na etapie komisji kolejowej powoływanej po zdarzeniu lub sprawa jest umarzana przez prokuraturę.
Ta dotycząca maszynisty z Tychów nadal trwa, choć do śmiertelnego potrącenia doszło w 2018 roku. 7 grudnia maszynista Dariusz Telęga prowadził pociąg Kolei Śląskich z Rybnika do Raciborza. Zbliżał się do stacji docelowej, gdy na wysokości miejscowości Nędza, poczuł, że pociąg w coś uderzył. Była godzina 4.45.
– Takiego zdarzenia raczej się nie zapomina. Takiego, które wpłynęło na moje życie – mówi pan Dariusz. Wysiadł z pociągu, poświecił latarką, ale znalazł tylko uszkodzony rower. Wsiadł z powrotem do pociągu i dojechał do Raciborza. Później poinformowano go, że zabił 84-letnią kobietę. Siedziała między szynami, trzymając rower przed sobą. Około pół roku później dowiedział się o zarzutach prokuratorskich. – To zdruzgotało mnie, moje zdrowie. Nie tyle straciłem pracę, co straciłem zdrowie do wykonywania tej pracy – mówi dzisiaj były maszynista Kolei Śląskich. Ma 56 lat, ale po tym wypadku bardzo podupadł na zdrowiu. Teraz korzysta z emerytury postojowej.
Nie zachował należytej ostrożności
Sąd skazał go na karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok za nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu i spowodowanie wypadku, którego skutkiem była śmierć innej osoby (przestępstwo z art. 177 §2 k.k.). Jak tłumaczy prezes Sądu Rejonowego w Raciborzu, Marzena Korzonek, materiał dowodowy był obszerny i jego całokształt był wzięty pod uwagę przez biegłych. – Biegli różnych specjalności doszli do tych samych wniosków. Wnioski zbieżne i potwierdzające opinię z zakresu ruchu drogowego i mechaniki pojazdowej potwierdził w pełni biegły z zakresu kolejnictwa – mówi Korzonek. Wynikało z tych opinii, że pan Dariusz nie zachował należytej ostrożności i miał czas na wyhamowanie pociągu przed 84-latką. Śledztwo nie wyjaśniło, dlaczego kobieta siedziała pomiędzy szynami. – Nie udało się ustalić, dlaczego pokrzywdzona znalazła się na torach. Nie była to okoliczność istotna z punktu widzenia rozstrzygnięcia tej sprawy. Nie ulega żadnej wątpliwości, że nie powinna się tam znaleźć i jej zachowanie było nieprawidłowe – mówi prezes sądu w Raciborzu.
“Wyrok jest skandaliczny”
Wyrok ostro krytykują związkowcy. Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce uważa, że jest skandaliczny. – Maszynista, oprócz obserwacji drogi przebiegu, ma szereg innych czynności i obowiązków w czasie prowadzenia pociągu. Bywa, że odwraca wzrok od obserwacji drogi przebiegu, bo musi spojrzeć w rozkład jazdy, na mierniki i ekrany, które ma w pojeździe, a których obserwacja i reakcja na ich wskazania jest wymagana przy prowadzeniu pociągu – mówi Miętek. Zarówno on, jak i obrońcy pana Dariusza podkreślają, że komisja kolejowa, która została powołana po wypadku, uznała maszynistę za niewinnego całej sytuacji. Poza tym duże wątpliwości budzą opinie biegłych i eksperyment procesowy. Został on przeprowadzony w maju 2019 roku, gdy warunki pogodowe i wiele innych czynników nie odpowiadało tym, które były w momencie potrącenia. Jak mówi prawnik Jakub Lekston, proces od początku był skierowany na skazanie pana Dariusza. – Sąd zadał pytania, na które biegły nie odpowiedział, a mimo to zakończył postępowanie – mówi Lekston i dodaje, że w swojej apelacji obrona wykazała szereg niedociągnięć w postępowaniu.
Już nie chce być maszynistą
Wyrok zapadł 18 czerwca 2020 roku, ale został on zaskarżony. Rozprawa w sądzie odwoławczym odbyła się w tym tygodniu. Na razie żadne decyzje nie zapadły i strony czekają na termin kolejnej rozprawy.
Decyzję odnośnie swojej przyszłości podjął już pan Dariusz. Wie, że już nie wróci do kabiny maszynisty.
– Jeszcze, powiedzmy, sprawa się nie skończyła, ale ja nie dałbym rady normalnie pracować. Z tego powodu, że gdzieś tam w myślach miałbym to zdarzenie, ten wypadek. I jak by ta praca wyglądała w tym momencie? Teraz żyć i pracować z taką świadomością, nie wyobrażam sobie. No jak? Prowadziłbym pociąg i miał w myślach cały czas to, co się stało albo co się może stać. Albo, że ktoś może wyjść na tory. Albo, że ktoś może siedzieć na torach – mówi.
“Nie udało się ustalić, dlaczego pokrzywdzona znalazła się na torach. Nie była to okoliczność istotna z punktu widzenia rozstrzygnięcia tej sprawy. ”
No pewnie, niech sobie koczują ludzie na torach, a maszyniści mają ich omijać…
I tak miał dużo szczęścia, że sprawa nie trafiła do sądu i prokuratury w Katowicach, bo dostałby dużo więcej. Tutaj, gdy ma się pecha, to dopiero są przewały między sądem a prokuraturą. Oczywiście zależy, na jakiego sędziego inteligenta i analfabetę się trafi (jak wszędzie w sądach, tylko gorzej).