Pierwsze dane pokazują, że zmiany parkingowe, które weszły w życie 1 grudnia, zmobilizowały mieszkańców Katowic do zameldowania się w mieście. Wpłynęły także znacząco na ograniczenie ruchu, i to nie tylko w centrum miasta.
1 grudnia parkingi w centrum Katowic opustoszały. Mało kto się spodziewał, że podniesienie stawek za postój, a przede wszystkim rozszerzenie strefy płatnego parkowania, przyniosą aż taki efekt. W kolejnych dniach samochodów wprawdzie przybyło, ale w niewielkim stopniu. Na większości parkingów cały czas są wolne miejsca, a symbolem zmian stał się pusty każdego ranka pl. Sejmu Śląskiego. Osoby, które chcą coś załatwić w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim albo Urzędzie Marszałkowskim Województwa Śląskiego mają teraz szansę zaparkować w tym miejscu.
Więcej osób się melduje
Z danych przygotowanych przez urząd miasta wynika, że w listopadzie w Katowicach zameldowało się na pobyt stały 1 138 osób, a czasowo 1273. Rok wcześniej były to odpowiednio 593 i 573 osoby. Wzrost jest więc ponad dwukrotny. Wszystko dlatego, że żeby wykupić Parkingową Kartę Mieszkańca trzeba mieć albo stały meldunek, albo czasowy przy jednoczesnym rozliczaniu się z podatku dochodowego w Katowicach.
Listopada był ostatnim miesiącem przed wprowadzeniem zmian parkingowych, ale ruch w meldunkach zaczął się już wcześniej. W październiku zameldowało się 2155 osób, podczas gdy rok wcześniej 1594. We wrześniu porównanie też wypada na korzyść tego roku (1983-1541). Podobnie jak w sierpniu 1661-1538). Biorąc pod uwagę dane za pierwsze półrocze 2022 i 2023 roku wyraźnie widać, że to właśnie uchwalenie zmian parkingowych w czerwcu było czynnikiem, który odwrócił niekorzystny trend meldunkowy.
Mniejszy ruch
Poszerzenie strefy i podniesienie stawek przyniosło też inne skutki. W pierwszych dwóch tygodniach grudnia nastąpił istotny spadek liczby pojazdów wjeżdżających i przejeżdżających przez Katowice. A trzeba przecież wziąć pod uwagę, że grudzień jest zwykle miesiącem większego ruchu, który wynika z przedświątecznych zakupów.
Z danych Katowickiego Inteligentnego Systemu Monitoringu i Analiz wynika, że w piątek 1 grudnia (pierwszy dzień obowiązywania zmian parkingowych) do Katowic wjechało bądź przez nie przejechało ponad 64 tysiące pojazdów, podczas gdy tydzień wcześniej (24 listopada) było ich ponad 126 tysięcy. Dla porównania, w poniedziałek 11 grudnia wjechało/przejechało 72,5 tys. pojazdów. Skąd to wiadomo? W kilku punktach na alei Korfantego, alei Roździeńskiego czy ul. Mikołowskiej są zamontowane kamery monitorujące ruch. Po 10 minutach od wychwycenia konkretnego samochodu na wjeździe do miasta, system sprawdza czy pojawił się on na którymś z punktów wyjazdowych. Jeśli tak, wówczas taki przejazd jest traktowany jako tranzytowy. Jeśli nie, wówczas przejazd uznaje się jako wjazd do śródmieścia.
Przykładowo, 24 listopada do centrum wjechało ponad 100 tys. pojazdów, a 1 grudnia tylko nieco ponad 53 tys. Z kolei 11 grudnia ponad 66 tys. Warto dodać, że początku grudnia, ze względu na duże opady śniegu, tablice rejestracyjne niektórych pojazdów mogły być nieczytelne.
Więcej samochodów w centrach przesiadkowych
O około połowę zwiększyła się liczba pojazdów parkujących w katowickich centrach przesiadkowych, chociaż w tym przypadku dane są bardzo szczątkowe.
24 listopada w Zawodziu parkowały 84 pojazdy w ciągu całego dnia, a w Brynowie 95. W dzień wejścia w życie nowych przepisów, czyli 1 grudnia, między godziną 10 a 11 w Brynowie zaparkowanych było 200 aut, a w Zawodziu 84, z kolei 15 grudnia między godziną 8 a 10 w Brynowie zaparkowanych było 178 pojazdów, w Zawodziu – 158.
Jeśli te wszystkie trendy się utrzymają, to będzie oznaczać trwałe zmniejszenie ruchu na katowickich drogach (zwłaszcza w centrum), a co za tym idzie, mniejszą emisję spalin. Poza tym wzrost liczby zameldowanych mieszkańców oznaczał będzie większe wpływy do budżetu miasta, bo jednocześnie wiele osób składa w katowickich urzędach skarbowych druki ZAP 3, w których deklarują, że od teraz będą rozliczać PIT właśnie w Katowicach.
Bardzo dobrze! Miasto jest nasze! W Katowicach – i w większości innych większych miast Polski metalowa puszka na kołach nie jest do niczego potrzebna! Jest komunikacja zbiorowa. Ale popatrzcie kto protestuje? Jedziemy! Introwertycy i ludzie z fobiami społecznymi, co to “źle się czują w zbiorkomie”. Moja odpowiedź – na to są terapie i leki. Ludzie izolujący się społecznie integrują się. Miasto nie powinno pomagać im w chorobie. Ludzie, którzy “boją się zarazić”. Moja odpowiedź jako biologa – izolowanie się od chorób prowadzi do upośledzenia systemu odpornościowego. Nie możemy, jako miasto, wspierać takich zachowań. Niektórzy próbują grać na emocjach “a jak zarażę moją starą babcię albo brata po przeszczepie, albo dziecko z nowotworem”? A dostawca pizzy go nie zarazi? A listonosz Waldek? A personel placówki medycznej? A wirusy to nie podróżują na drobinach smogu powodowanych właśnie przez auta? Nie możemy, jako miasto, ułatwiać życia takim manipulantom. Niektórzy próbują bredzą o ich “prawie do swobodnego przemieszczania się”. Ale kto im to prawo odbiera? Jedyne, co ich ogranicza, to że autobus nie dojedzie w każde miejsce (mają nogi) i nie odjeżdża do 2 minuty, tylko co 15. Nie możemy, jako miasto, promować lenistwa, bo jest ono szkodliwe społecznie (otyłość, depresje, izolacjonizm, fobie społeczne, prokrastrynacja. Inni mówią, ze “nieładnie pachną inni pasażerowie, bo jedzą w autobusie albo głośno rozmawiają przez komórki” – A to nagle jaśnie pan lepszy od Kowalskiego co zjadł kebaba bo je bitki soute? Szlachta” się skończyła 200 lat temu, więc nie róbmy z ludzi hrabiów. Krótko mówiąc – auta nie są potrzebne nikomu i do niczego. A dostawy produktów może zapewnić system autonomiczny. Dość puszek na drogach i zatruwania nas. Uwolnić miasta od aut. Wszystkie. Ludzie powinni mieszkać w miastach, nie na wsiach, gdzie auta jeszcze mogą się przydać, nadal zatruwając środowisko. Miasta są dla ludzi, byle gęste, zwarte, z dobrą komunikacją, bez aut. Jak np. w Oxfordzie. Czytaliście?
Kiedyś dziennikarz szedł w miasto i pytał ludzi. Teraz snuje wnioski w domku nad klawiaturą.
Wzrost zameldowań jest taki. Mieszkam w Żorach i robię w Kato, kumpel z biura jest z Kato i sobie jedzie tramwajem do biura, ja muszę autem (bo koleją się ode mnie nie da, a autobusem 1,5h).
Więc po kumpelsku bierze dla mnie kartę (na mój nr samochodu) i teraz mam auto teoretycznie z Kato.
Jak by ten dziennikarz popytał ludzi jak sobie radzą i jak oceniają ten zmiany to by wiedział, a nie snuł teorię.
Na głupie pomysły, zawsze się znajdzie technika.
Nie może wziąć karty na numer rejestracyjny samochodu innego niż swój. A jeśli wszystko odbywa się na zasadzie użyczenia samochodu, to powodzenia np. przy kolizji, kradzieży auta, zdjęć z fotoradaru itd.
Dziwię się ludziom, którzy mieszkają w dużym mieście, a życie ułożyli sobie wokół samochodu.
Dziwię się, że w ogóle ludzie nie przeprowadzają się z wiosek do dużych miast. Tylko rozlewają te miasta coraz bardziej. W Niemczech i USA już zakazuje się budowania domów jednorodzinnych, tylko mieszkania w blokach. Miasta muszą być zwarte, gęsto zaludnione (bez rozlewania się) i pozbawione całkowicie indywidualnych samochodów. Za bardzo pozwoliliśmy ludziom zamienić się w hrabiów na zagrodzie: własny dom, własne auto, własne zwierzę itd. Ludzie muszą zrozumieć, że są częścią społeczeństwa, a ono ma wobec nich pewne oczekiwania. W cywilizowanych miastach, jak Oxford, w ogóle nie wolno wyjeżdżać autem ze strefy więcej, niż kilka razy w roku – inaczej płaci się tysiące funtów grzywny i to naliczanej automatycznie. Tam wszystko oparte jest o transport zbiorowy. A auta to nie tylko puszki zatruwające powietrze (te elektryki też – trzeba je zasilać, a elektrownie dymią, no i budować – a to zatruwa środowisko litem i metalami ciężkimi), ale i nierzadko trumny, i czołgi zabijające innych. Ludzie zostali przyzwyczajeni do izolacji społecznej, a to jest szkodliwe dla wszystkich i rolą społeczników, aktywistów miejskich i środowisk prospołecznych w Polsce jest to zmienić, przywrócić miasta ludziom.
Dziwię się ludziom, którym się wydaje, że mogą układać życie innym ludziom.
Wyciąganie wniosków z tzw. dupy czas zacząć…
[…] Przybyło zameldowanych w Katowicach i ubyło samochodów wjeżdżających do miasta. Więcej TUTAJ. […]
No tak zatrudniam 40 osób i przeniosłem firm z Katowic do Siemianowice -polecam duże oszczędności.
A łyżka na to niemożliwe. W całych Siemianowicach rosną potężne biurowce od 1 grudnia.
Ale bajki
Parkingowy, naucz się jeździć komunikacja miejską jak przystało na cywilizowanego człowieka. Tak wygląda życie na całym świecie, chyba że mieszkasz na zadupiu… to jeździsz swoim samochodem że wsi do miasteczka Powiatowego gdzie na rynku możesz parkować.
Nie, tak nie wygląda życie na całym świecie.
Jesteś w stanie jakoś merytorycznie odnieść się do treści artykułu i komentarzy, czy wszedłeś tu tylko porobić personalne wycieczki?
no w Bombaju czy Kalkucie tak nie wygląda. W cywilizowanych miastach zachodu ludzie wybierają zbiorkom.
Czyli amerykańskie miasta to nie są “cywilizowane miasta Zachodu”?
Nie wytłumaczysz tutejszym ekspertom od transportu.
Dla nich nowoczesność to niedługo będzie bryczka bez konia (bo z koniem to nie jest rozwiązanie eko) i rower bez kół (bo koło jest zbyt nowoczesne jak na Katowice).
Śmieszy to, szczególnie, że komunikacja miejska w Katowicach i regionie nie jest nawet na poziomie zatęchłej wsi kambodżańskiej. Im się wydaje, że żyją w cywilizowanym mieście, a to istna wiocha nawet na skalę naszego kraju od samego dołu (spora część mieszkańców) do samej góry (całość władz).
no z tą wiochą wśród mieszkańców to fakt. Pan hahahihi to potwierdza własną osobą.
Proponuję najpierw edukację, potem wypowiedzi. Poczytajcie, jak to było w USA z lobby samochodowym i paliwowym. Jakie są korki, co dało zbudowanie dodatkowych dróg itd. Następnie wypowiadajcie się. Nie macie pojęcia w temacie. I tak, USA nie są tu przykładem cywilizowanego podejścia do transportu. Powielanie błędów innych miast na świecie już w Katowicach było i mamy pierwsze jaskółki zmian na lepsze. Naprawdę nie trzeba nikomu płacić za doradztwo, to są powszechnie dostępne dane, analizy, raporty. Wreszcie prezydent Krupa odpowiedział sobie na pytanie, kto jest jego wyborcą – czy mieszkańcy innych miast, czy jednak mieszkańcy Katowic. Od wielu lat wreszcie mamy gdzie zaparkować, a bajki pt. “nie ma miejsc parkingowych” wreszcie każdy widzi, że były bajkami. Miejsc parkingowych jest aż za dużo. Jeśli są płatne. Tych darmowych zawsze będzie za mało, jak wszystkiego co rozdawalibyśmy za darmo.
Hipoteza, jakoby ludzie byli tak przewidujący, że już w sierpniu zameldowali się w Katowicach po to, żeby od grudnia kupić sobie parkingową kartę mieszkańca, jest wg mnie mocno odważna. Załóżmy jednak, że jest prawdziwa, i że cały wzrost meldunków w porównaniu z poprzednim rokiem wynika właśnie ze strefy płatnego parkowania. W sumie nadwyżka od sierpnia do listopada wynosi więc 123+442+561+545=1671 osób. Czyli dodatkowi zameldowani stanowią jakieś 0,5% ogółu. No szału nie ma.
Dzielenie ruchu na tranzytowy i “śródmiejski” też jest oparte na wątpliwym – może nawet hurraoptymistycznym – założeniu, że wjeżdżając np. Mikołowską uda się przejechać przez Katowice w ciągu zaledwie 10 minut. Zachodzi również pytanie, czy system jest szczelny, bo jeśli nie, to auta wyjeżdżające nieomonitorowanym wyjazdem też byłyby doliczane do ruchu “śródmiejskiego”. W efekcie tych dwóch spraw szacunki co do wielkości tego ruchu mogą być bardzo mocno zawyżone – i przy sztywnym progu 10 minut zależne od wielkości korków.
Zmiana na korzyść i bardzo dobrze, ale skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Obecnie mieszkańcy nie mają jak zaparkować pod Parkiem Kościuszki, bo od wczesnych godzin rannych parkują tam osoby spoza Katowic. Powód? Urząd Miasta zapomniał / nie chciał uwzględnić ul. Kościuszki w strefie płatnego parkowania, chociaż tuż obok ul. Ceglana jest w takiej strefie. Wystarczyłoby wprowadzić taką strefę od poniedziałku do piątku i miejsca byłyby dostępne, a w weekend raczej nie przyjeżdżają tu osoby pracujące w Katowicach, więc wilk syty i owca cała.
Te zmiany te jest jedna z naprawdę niewielu spraw w kontekście transportu, które się Krupie udały. ale i tak na wiosnę out
Ponad 100 tys samych samochodów… można spokojnie powiedzieć że Katowice w tygodniu roboczym są 500 tys miastem, a nie 300 tys. To jest ogromna różnica. Powinno się zmienić podejście. Przecież Katowice nawet uzasadniały, że dla 300 tys jest wystarczająca ilość miejsc parkingowych. Skończyć z tym traktowaniem, że musimy połączyć “Kolonie robotnicze”. 20 lat temu to jeszcze było przebąkiwane w mediach. Wystarczy połączyć “wyspy miejskie”. To już historia, dawno się zlało w całość jednego organizmu miejskiego. Wystarczy spojrzeć na Łódź, podobnie też byly kolonie robotnicze ale inna branża. Aktualnie mocno remontują całą zabytkowa, niska zabudowę. Są całościowo jednym miastem. Budują tunel kolejowy pomiędzy dworcem Kaliska a Fabryczna. Co z automatu będą mieli małe metro…
Niestety jak prześpimy swój czas to będzie gorzej jak w Łodzi…
“Katowice w tygodniu roboczym są 500 tys miastem, a nie 300 tys” – może to tu tkwi tajemnica wyższego poziomu życia? Że na 300 tys. mieszkańców pracuje w sumie 500 tys. osób?
Mimo to mieszkańcy starają się wypchnąć, a najlepiej wyrzucić tych pracujących w mieście dodatkowych ludzi poza Katowice, a zaprosić tylko ludzi na weekend do darmowego chodzenia po katowickich parkach.
Zadziwiający brak rozeznania, z czego się żyje…