Jednego pasażera uratował przed dzikami, innego przed nieplanowanym noclegiem w lesie, a raz wiózł prawie nagą kobietę. Pan Roman jest kierowcą Ubera od kilku miesięcy, ale gdyby miał opowiedzieć wszystkie ciekawe historie, które mu się przytrafiły, to ten tekst musiałby być znacznie dłuższy.
– Pan jedzie po mnie? Niech mi pan da słowo honoru, że pan po mnie przyjedzie – mówił zdenerwowany głos w słuchawce. Pan Roman, kierowca Ubera, po godzinie 2 w nocy przyjął zlecenie na kurs do Parku Śląskiego. Od razu zadzwonił do niego klient. Chciał się upewnić, ale nie chciał zdradzić dlaczego wybrał takie miejsce odbioru i z jakiego powodu nie może podejść gdzieś bliżej. – Będzie się pan śmiał – mówił mężczyzna. Faktycznie sytuacja była niecodzienna. Okazało się, że mężczyzna siedzi na drzewie w samym środku parku i nie może z niego zejść. Na dole czekała na niego cała rodzina dzików. Dwudziestoparolatek postanowił uciec na drzewo, kiedy samica zaczęła się denerwować. Najwidoczniej nie spodobał się jej spacerowicz i chciała chronić warchlaki. Mężczyzna dzwonił po taksówki, ale każdy mu odmawiał. Już siedząc na drzewie zainstalował na telefonie Ubera. Tylko pan Roman przyjął zlecenie. – Jak zobaczyłem dziki, to już wiedziałem, gdzie on jest – mówi pan Roman. Musiał podjechać bardzo blisko drzewa, żeby rodzina dzików się spłoszyła.
To nie był ostatni raz, kiedy kierowca pojechał na ratunek klientowi. Gdzieś w lesie między Mikołowem a Mysłowicami miał podobne zadanie. Jednak tym razem musiał jeździć po ciemku i szukać grzybiarza. Mężczyzna wybrał się na grzyby jeszcze za dnia. Zbieranie tak go pochłonęło, że nie zauważył kiedy się ściemniło. Gdy zorientował się, że nie ma pojęcia jak wydostać się z lasu, zadzwonił do brata. Ten tylko go wyśmiał i powiedział, że do żadnego lasu nie jedzie, bo sam się zgubi. W końcu zagubiony grzybiarz zamówił Ubera. Pan Roman musiał się nakombinować, żeby go odnaleźć. Zrobił kilka okrążeń wokół lasu, aż udało mu się znaleźć leśną drogę. W końcu grzybiarz zobaczył światła samochodu. Zapakował grzyby do środka, ale wrócił bez roweru, na którym wybrał się do lasu. – Rower to sobie znajdę jutro – powiedział.
A teraz będzie trochę smutniejsza historia. Bytom, osiedle domków jednorodzinnych, około północy. Z daleka widać kobietę stojącą pod latarnią. Wygląda jakby była naga. Jest wyraźnie zdenerwowana. Wymachuje telefonem w powietrzu, jakby chciała pospieszyć podjeżdżające auto. Kiedy usiadła na fotelu pasażera, pan Roman nie mógł nie zwrócić uwagi na to, jak była ubrana. Bo nie była prawie wcale. Miała na sobie pantofle i koszulę nocną. Na tyle prześwitującą, że prawie nic nie zasłaniała. Od razu poinformowała, że jedzie do mamy i zaczęła opowiadać co się stało. To miała być udana rocznica ślubu. Przygotowała jedzenie, kupiła dobre wino i ubrała się tak, jak wsiadła do samochodu. Jej mąż do domu wrócił. Tyle, że nie o własnych siłach, bo przyprowadzili go koledzy, kompletnie pijanego. Wtedy ona postanowiła, że się wynosi. – Co? Źle jestem ubrana? – pytała retorycznie kobieta, na oko 30-letnia. Chyba jednak nie do końca zdawała sobie sprawę ze swojego ubioru. Kiedy dotarli na miejsce, matka od razu zapytała córki co ma na sobie i zabrała ją do domu.
Roman Kowalczyk jest kierowca Ubera od około pół roku. W tym czasie odbył już ponad 2200 kursów. To tylko część z jego historii. W krótkim czasie przytrafiło mu się jeszcze więcej dziwnych sytuacji. Jednak swoją pracę bardzo lubi. – Służę ludziom, bo gdybym ja nie pojechał, to zostaliby pozostawieni sami sobie – mówi pan Roman.
Co za poświęcenie i odwaga-podjechał samochodem pod drzewo!!!
Za jednym zamachem reklama Ubera, dzika i roznegliżowanej kobiety. Więcej takich tekstów!