Reklama

Zwierzenia matki dwóch rannych mężczyzn po ataku kiboli w Katowicach

Łukasz Kądziołka
Jeden z synów miał rozciętą głowę, drugi rękę. Ich matka opowiedziała nam o tym jak wyglądał atak kiboli w Katowicach. Kibole mieli atakować przypadkowych ludzi i skopać do nieprzytomności chłopaka. Sprawy nie zgłosiła, bo, jej zdaniem, policja i tak nic nie robi.

O ataku kiboli Zagłębia Sosnowiec pisaliśmy kilka tygodni temu jako jedyni. Grupa kilkudziesięciu osób pojawiła się w dwóch miejscach. Najpierw w Bogucicach, na os. Wajdy, a następnie kibole przenieśli się do Koszutki. Jeden ze świadków mówił wtedy o około 20 samochodach na sosnowieckich tablicach. Sprawa ataku z 3 lipca ucichła, bo policji nie udało się nikogo złapać. Funkcjonariusze wylegitymowali jedynie 10 osób, jadących dwoma samochodami. Kibole mieli przy sobie jedynie race i kominiarki. Nie znaleziono żadnych nielegalnych przedmiotów.

Przeczytaj też: Kolejny atak kiboli w Katowicach. Tym razem przyjechali z Sosnowca

Z perspektywy mieszkańców atak wyglądał dużo groźniej. – Kibole atakowali każdego kogo napotkali. Nie patrzyli czy to starszy człowiek czy kobieta. Na własne oczy widziałam jak w około 30 osób skopali do nieprzytomności chłopaka który wysiadł z autobusu i szedł do domu – relacjonuje pani Gabriela. Jej synowie byli wtedy na osiedlu ze znajomymi. Mieli szczęście, bo udało im się uciec. Jednak nie obyło się bez ran. Jeden z jej synów miał uraz głowy. Konieczne było założenie 5 szwów, po tym jak uderzył w drzewo podczas ucieczki. Drugi, starszy, też uciekał. Przewrócił się i rozciął rękę. Matka zapewnia, że obydwaj nie interesują się piłką nożną i nie mają nic wspólnego z GKS-em Katowice. A właśnie w kibiców tego klubu mógł  być wymierzony atak pseudokibiców z Sosnowca.Na os. Wajdy przyjechali policjanci, ale, jak relacjonują świadkowie, nie wysiedli nawet z radiowozu. Patrol miał zrobić „kółko” wokół osiedla i odjechać. Następnie pojawiły się kolejne radiowozy. Tym razem większe. Funkcjonariusze zatrzymali się, ale po raz kolejny nic nie robili. Kibole mieli wtedy dalej grasować na osiedlu. – Ludzie się boją i nie zgłaszają się na policję, a izba przyjęć Szpitala Bonifratrów pełna jest takich przypadków. Strach z domu wyjść – mówi pani Gabriela i przyznaje, że sama nie dzwoniła na policję, „bo policja nic nie robi„.

PRZECZYTAJ TEŻ: Kibole pocięty maczetami trzy osoby w Katowicach

Ktoś jednak zadzwonił. Policja potwierdza, że otrzymała zgłoszenie chwilę po godzinie 22. Funkcjonariusze na osiedlu nikogo nie złapali, ale zatrzymali podejrzane samochody. – W pobliżu namierzyli grupę osób, które zostały wylegitymowane. Zostały sprawdzone również samochody którymi się poruszali. Nie potwierdzono żadnego zdarzenia o charakterze kryminalnym z udziałem tej grupy – informuje kom. Aneta Orman, oficer prasowy katowickiej policji. Policjanci tłumaczą, że bez zgłoszenia nie mogą nic zrobić. Do tej pory nie wpłynęło ani jedno. Od jakiegoś czasu na os. Wajdy jest spokój. Trudno stwierdzić czy ataki ustały dzięki większej liczbie patroli, czy po prostu kibole odpuścili. Bardziej prawdopodobny wydaje się ten drugi powód, bo na razie mogą czuć się bezkarni.


Tagi:

Komentarze

  1. Tomasz 3 sierpnia, 2017 at 9:33 am - Reply

    To jest myślenie ludzi „policja i tak nic nie zrobi ” jak nikt nie zadzwoni to nic nie zrobi bo nie będą nawet o niczym wiedzieli, odebrali tylko jedno zgłoszenie i przyjechali tylko że nikogo już nie było . Gdyby od razu ktoś zadzwonił to by tak nie było. Od znajomego dowiedziałem się że na drugi dzień kibice GKS-u przyjechali do Sosnowca na Niwkę i zrobili to samo nawet jednego z jego znajomych zostawili w spokoju , jeden krzyknął ” zostawcie go bo to jakaś sierota szkoda go bić „

Skomentuj Tomasz Anuluj pisanie odpowiedzi

*
*